Scyzory stępione na białostockim żądle!
2015-11-21 16:47:40; Aktualizacja: 9 lat temuPiłkarska sobota od rana została zdominowana przez El Clasico, ale mecz w Białymstoku mógł być rozgrzewką przed wieczornymi emocjami. Mógł, bo piękne akcje, walkę do samego końca, krew, pot i łzy zobaczycie tylko na ekranie telewizora.
- Za dwa tygodnie poznamy zupełnie odmienne oblicze tego zespołu – zapowiadał po przegranym spotkaniu z Piastem Gliwice trener Jagiellonii, Michał Probierz. Przerwa na mecze reprezentacji przyszła w idealnym momencie. Dziesięć meczów w Ekstraklasie i tylko jedno zwycięstwo (20 września z Lechem 1:0), trzy remisy i aż sześć porażek, z czego trzy przegrane na własnym boisku. Słabej gry mieli dość nie tylko sami zawodnicy, ale również kibice, którzy nie kryli złości, a dowodem ich rozczarowania była spadająca frekwencja na trybunach.
Białostocki Maradona
Do dzisiejszego spotkania również szykowano się jak do pogrzebu. - Czeka nas mecz z bardzo trudnym przeciwnikiem, który traci bardzo mało bramek. Bardzo dobrze gra na wyjazdach i jest niezwykle dobrze przygotowany do gry w kontrataku. Na to musimy być szczególnie wrażliwi – tymi słowami sobotni pojedynek zapowiadał Michał Probierz na przedmeczowej konferencji prasowej. Piłkarze Marcina Brosza może nie grają pięknej piłki, ale są niesamowicie skuteczni. Na miano „mistrzów wyjazdów” zasłużyli sobie solidną grą w defensywie oraz do perfekcji opanowanych kontratakach.Popularne
Największą siłą kieleckiego zespołu były bramki strzelane w pierwszej części gry. To właśnie między gwizdkiem rozpoczynającym zmagania piłkarzy i odsyłającym ich do szatni Korona zdobywała gola, aby przez pozostałą część spotkania bronić się na własnej połowie boiska. Tym sposobem podopieczni Marcina Brosza potrafili pokonać m.in. Piast Gliwice i Legię Warszawa. Aby nie powtórzyć przypadku lidera Ekstraklasy i wicemistrza Polski, zawodnicy trenera Probierza musieli zrobić wszystko, aby zatrzymać „Scyzory”.
Dwutygodniowe przygotowania do meczu nie poszły na marne. Chociaż piłkarze Jagiellonii nerwowo rozpoczęli spotkanie, już w 7. minucie gry użądlili „złocisto-krwistych”. Przed sobotnim pojedynkiem podopieczni trenera Probierza do znudzenia oglądali filmy z grą Korony i widocznie do tego stopnia mieli ich dość, że sami przyjęli taktykę gości. Z rzutu z autu piłkę do Vassiljeva wyrzucił Tomasik, Estończyk wszedł z nią w pole karne, odegrał do Fiodora Cernycha, który niczym Diego Maradona w ćwierćfinale Mistrzostw Świata w Hiszpanii zabawił się z obrońcami gości i zdobył bramkę. Porównania do sławnego Argentyńczyka nie są przesadzone. Litwin przez całą godzinę gry, wygrał sporo pojedynków jeden na jeden, dynamicznie szarżował na skrzydłach Jagi i dochodził do sytuacji pod bramką Małkowskiego. Wraz z Karolem Mackiewiczem tworzyli najwięcej zamieszania w szeregach przeciwnika, a fani białostockiego w końcu oglądali Cernycha, jakiego dotychczas znali wyłącznie z występów w Górniku Łęczna.
„Cała Jaga głośno krzyczy - nie chcemy w Polsce wybuchowej dziczy”
Przebieg pierwszej części gry zaskoczył obie drużyny. Piłkarze Korony do 45. minuty ani razu nie zagrozili bramce Bartłomieja Drągowskiego, a w drugiej połowie dopiero strzał z rzutu wolnego na chwilę wstrzymał bicie serc białostockich kibiców. Była to dokładnie 71. minuta spotkania. Chociaż to goście z Kielc powinni rzucić się na przeciwnika, to zdecydowanie bardziej aktywny od piłkarzy Korony był trener Marcin Brosz. Opiekun „Scyzorów” w tak różnorodny sposób pokazywał swoim piłkarzom jak powinni wypełniać jego założenia taktyczne, że na bezrobociu może dostać angaż w kolejnej edycji Tańca z Gwiazdami.
W drugiej części gry widzieliśmy wszystko oprócz bramek, dlatego momentami najciekawiej było na trybunach, gdzie kibice gospodarzy wywiesili transparent: „Cała Jaga głośno krzyczy- nie chcemy w Polsce wybuchowej dziczy. Podopieczni Michała Probierza dosłownie wzięli sobie do serca słowa trenera, który przed spotkaniem powtarzał: Musimy zachować wysoki poziom koncentracji i bez względu na wszystko po prostu wygrać. Chociaż szczególnie w ostatnich trzech kwadransach ciężko było zobaczyć wysoki poziom gry białostockich piłkarzy, dzięki wysokiej koncentracji i walki do samego końca to gospodarzom udało się dowieźć korzystny wynik i pierwszy raz od 20 września wygrali spotkanie. Kolejne punkty oraz poprawa nastroju potrzebne są „żółto-czerwonym” niczym człowiekowi tlen, dlatego oby dzisiejsza wygrana z „mistrzami wyjazdów” była początkiem dłuższej serii. Chociażby zbliżonej do tej z poprzedniego sezonu.