Zagłębie ani myśli się zatrzymywać. Derby Dolnego Śląska dla "Miedziowych"

2016-03-05 19:05:15; Aktualizacja: 8 lat temu
Zagłębie ani myśli się zatrzymywać. Derby Dolnego Śląska dla "Miedziowych" Fot. Transfery.info
Źródło: transfery.info

W sobotnie popołudnie zawstydzająco skuteczne Zagłębie pokonało Śląsk Wrocław i tym samym pokazało, kto piłkarsko rządzi na Dolnym Śląsku.

Tradycyjnie przed rozpoczęciem spotkania obaj kapitanowie musieli udać się do sędziego na losowanie stron. Wygrał je Mariusz Pawełek i to on zadecydował na której połowie rozpocznie pierwszą połowę jego drużyna. Z tej racji to goście zaczęli to spotkanie. I to zaczęli nie byle jak, bo z naprawdę „wysokiego ce”. 

Zawsze warto chwalić drużyny, które próbują rozgrywać swoje akcje od bramkarza i tym samym precyzyjnie budować swoje akcje. Tylko inną sprawą jest to, że warto mieć do tego odpowiednich zawodników. Trzeba mierzyć swoje siły na zamiary. Nieco inaczej ma to miejsce w Śląsku. Od golkipera gospodarzy, z marszu można wymienić co najmniej dziesięciu zawodników z polskiej ligi również występujących na tej samej pozycji, którzy znacznie lepiej grają nogami. Taki brak roztropności dał o sobie znać już w pierwszej minucie spotkania, gdy pomimo pressingu Zagłębia, Pawełek zagrał krótko do Hołoty. Ten stracił piłkę i po chwili Łukasz Piątek silnym strzałem dał prowadzenie swojej drużynie.

Na tym się nie skończyło. Już w 14. minucie na tablicy wyników po stronie „Miedziowych” jedynka zamieniła się w dwójkę. Dorde Cotra zaprezentował swoją specjalność zakładu i doskonałym, silnym dośrodkowaniem idealnie obsłużył w polu karnym Jarosława Kubickiego.

Spotkanie idealnie ułożyło się dla Zagłębia i co logiczne – z kolejnymi minutami nie starali się usilnie podwyższyć tego rezultatu. Zespół Stokowca już niepierwszy raz pokazał do bólu konsekwentną i ułożoną grę, której całym meritum było dążenie do taktycznej perfekcji. Gospodarze częściej utrzymywali się przy piłce, ale trudno w tym było dopatrywać się jakiegoś większego sensu. Kompletnie niewidoczny był Ryota Morioka, ale nie bardzo można go za to winić. Druga linia Zagłębia zdecydowanie górowała nad swoimi vis-a-vis, w związku z czym osamotniony w środkowej strefie Japończyk był skazany na wykonywanie syzyfowej pracy.

Po przerwie Moriokę zastąpił Dudu Paraiba. Nie można odmówić gospodarzom, że nie próbowali odrobić dwubramkowej straty. Robili co w ich mocy, by odmienić losy tego spotkania, tylko, że piłkarzy Śląska stać dzisiaj było na naprawdę niewiele. Atakowali całą ławą, ale po prostu nie potrafili ukąsić solidnie prezentującego się w defensywie Zagłębia. Nie stać ich było nawet na zdobycie honorowej bramki.

Byliśmy świadkami wielkiego kibicowskiego święta we Wrocławiu. Trochę przykro, że trzeba to pisać, gdy trybuny Stadionu Miejskiego wypełniły się zaledwie w nieco ponad 1/4, ale biorąc pod uwagę frekwencję na innych spotkaniach Śląska w tym sezonie, dzisiejsza ilość widzów bez wątpienia ukontentowała działaczy WKSu.

O tym, że kibice obu drużyn, delikatnie mówiąc, nie przepadają za sobą, nie trzeba nikogo specjalnie przekonywać, a pomimo wszelkich niesnasek są momenty, w których fani Zagłębia i Śląska potrafią się zjednoczyć. Ultrasi gospodarzy przygotowali dzisiaj niezliczoną ilość opraw, a jedna z nich była poświęcona Żołnierzom Wyklętym. W trakcie jej prezentowania wszyscy zgromadzeni na stadionie unieśli swe szale w górę i wspólnie odśpiewali cztery zwrotki „Mazurka Dąbrowskiego”. Jak widać kultywowanie pamięci naszych przodków jest w stanie zerwać wszelkie podziały.

Zagłębie dzięki wygranej może już coraz wygodniej rozgościć się w czołowej ósemce. Ligowy maraton zdali na ocenę celującą, wygrywając wszystkie z trzech spotkań. Zupełnie inaczej ma się sytuacja w szeregach Śląska. Wrocławianie powinni pogodzić się z walką o utrzymanie, bo jeśli chodzi o jakość, to nie mają zbyt wiele do zaoferowania.