Czesław Michniewicz wyczerpująco komentuje „aferę premiową”. „To są pieniądze społeczeństwa i nie jest tak łatwo”

2022-12-08 20:48:44; Aktualizacja: 1 rok temu
Czesław Michniewicz wyczerpująco komentuje „aferę premiową”. „To są pieniądze społeczeństwa i nie jest tak łatwo” Fot. FotoPyK
Paweł Hanejko
Paweł Hanejko Źródło: TVP Sport

Selekcjoner reprezentacji Polski udzielił obszernego wywiadu Jackowi Kurowskiemu na antenie TVP Sport, gdzie nie mogło zabraknąć wątku niedoszłych premii, które zawodnikom obiecał prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki.

Przed wyjazdem na Mistrzostwa Świata w Katarze celem było wyjście z grupy i awans do 1/8 finału. To udało się zrealizować, a w fazie pucharowej lepiej wypadła Francja.

Najwięcej nie mówi się jednak o występie podopiecznych Czesława Michniewicza, a o „aferze premiowej”. Dotyczy ona potencjalnych premii, które zawodnikom za wyjście z grupy miał obiecać premier Mateusz Morawiecki.

Temat ten rozgrzewa w ostatnich dniach opinię publiczną i teraz głos w sprawie postanowił zabrać selekcjoner, który udzielił obszernego wywiadu dla Jacka Kurowskiego na antenie TVP Sport.

Na wstępie trener opowiedział o pierwszych godzinach po powrocie do kraju.

- Myślę, że gdy wróciłem w poniedziałek do domu, to spałem dwanaście godzin. Tego snu i odpoczynku dla głowy na pewno było potrzeba. Czułem się zmęczony, ale nie aż tyle, by nie pozostać w Katarze na kolejny tydzień. To się nie udało i trudno - stwierdził.

Później pojawił się wątek niedoszłych premii.

- Precyzyjnie premia nie była określona, bo gdy pan premier przyszedł do nas, to powiedział, że jak wyjdziemy z grupy, to z trenerem się zastanowimy i ufundujemy jakąś premię. Mateusz Morawiecki później obiecał, że jak się nam uda, to przyleci do nas. Niestety obowiązki mu nie pozwoliły, a my samej kwoty nie poznaliśmy.

- Sumy tutaj padały różne. Premier, kiedy chodził po sali, dosiadał się do różnych stolików i wtedy były dyskusje: euro i jakieś inne waluty. Nie było sprecyzowanej kwoty. Pan premier mówił, że się zastanowi i nie składa deklaracji, chociaż te kwoty padały przy stole, ale to ze strony zawodników.

Michniewicz przybliżał kolejne kulisy rozmów.

- Pan premier odwiedził nas w hotelu. Spotkał się ze mną i powiedział, że obieca zawodnikom nagrodę, jeśli wyjdą z grupy, ale nie chciał precyzować. Nie pytałem o kwotę, bo mnie to szczególnie nie interesowało. To był czwartek 17 listopada i nie byliśmy faworytem do tego, by wyjść z grupy, chociaż w opinii kibiców było inaczej.

- Na przykład premier pytał nas, ile osób jest w sztabie. Ja nie byłem w stanie tego wówczas policzyć, a teraz wiem, że to łącznie 65 osób. Ja wtedy nie miałem do tego głowy. Gdzieś padały propozycje od zawodników, ale nie było czegoś takiego, że gwarantuje tyle i tyle. To są pieniądze społeczeństwa i nie jest tak łatwo. Do momentu meczu z Argentyną nikt o tym nie mówił. Były żarty w samolocie, że pan premier przyleci i przywiezie walizkę pieniędzy, ale nie było tego dużo.

Kiedy po raz pierwszy zaczęto rozmawiać w zespole o potencjalnej premii od państwa?

- Temat pojawił się pierwszy raz po Argentynie. Zawodnicy pytali, bo złożyłem im gratulacje od premiera. Powiedziałem, że pan Morawiecki pisał do mnie i jak poukłada wszystkie sprawy, to może nas odwiedzi, ale później się okazało, że nie znajdzie czasu. Na kolacji zawodnicy pytali, czy premier dzwonił i to oni rozpoczęli temat. Mówiłem im, że nie ma się, o co martwić.

Padło też pytanie o to, jakoby asystent Michniewicza miał zbierać numery kont od zawodników.

- 2 grudnia mój asystent Kamil Potrykus nikogo nie odwiedzał w pokojach. Nie było takiej sytuacji. W momencie, kiedy było wiadomo, gdy pan premier nie przyleci. Chcieliśmy pokazać panu premierowi, ile osób w niej będzie brało udział. Nie robił tego Kamil Potrykus, tylko człowiek odpowiedzialny za takie rzeczy. Miał zebrać informacje, gdyby premier przyleciał. Tak się jednak nie stało, bo premier się nie pojawił i lista nie powstała.

- Spotkałem się z Robertem Lewandowskim na pięć minut przed odprawą. On zapytał, czy premier przyleci, to odpowiedziałem mu, że powiem wszystko przy całej drużynie. Najpierw skończymy odprawę. Zostaniecie wszyscy i ja powiem, jak wygląda sytuacja i jakie są decyzje.

Czy selekcjoner reprezentacji Polski rzeczywiście chciał zrzec się potencjalnej premii?

- Tak, zrzekłem się tych pieniędzy 3 grudnia na odprawie przy całej drużynie. Wcześniej się nie zrzekłem, bo nie było tych pieniędzy. Najpierw trzeba było wyjść z grupy, zdobyć punkty. Później jest odprawa i wiedziałem, że nie przyjdzie. Zakończyliśmy temat Francji i powiedziałem, że teraz zamykamy temat premii. Jeśli wróci, to porozmawiamy po spotkaniu z Francją.

- Już na samym początku spotkania powiedziałem, że ja nie uczestniczę w podziale premii. Tak ja, jak i Kamil Potrykus. Każdy piłkarz to potwierdzi, bo nie chciałem brać w tym udziału. Mówiłem, żeby nikt się nie nastawiał, bo nie wiadomo, czy coś z tego będzie. Nikt niczego nie dzielił. Chodziło o 20 procent dla członków sztabu beze mnie i Potrykusa.

Co zaproponował Michniewicza?

- Moja propozycja w stosunku do drużyny była taka, że wszyscy piłkarze, którzy uczestniczą w turnieju - z wyłączeniem Kacpra Tobiaasza - powinni otrzymać jednakową premię. To była moja propozycja i ja nie chcę nawet złotówki z tej samej premii.

- Po meczu z Argentyną pojawiły się żarty i cytaty z „Kilera” w stylu „Gdzie są moje pieniądze” i tak dalej. Tak właśnie zaczęła się dyskusja w kwestii żartu. Jak ja wróciłem do domu i moja żona się pyta, w której torbie jest te dziesięć baniek. Każdy piłkarz potwierdzi, że ja zamknąłem ten temat bardzo szybko.

- Z prezesem Cezarym Kuleszą rozmawialiśmy już o tym dawno. Jego proszę z tym nie łączyć, bo jego po prostu nie było przy tych rozmowach i nie uczestniczył w tym spotkaniu - zakończył.