Emocji we Wrocławiu jak na lekarstwo. Śląsk remisuje z Ruchem

2016-03-19 19:11:04; Aktualizacja: 8 lat temu
Emocji we Wrocławiu jak na lekarstwo. Śląsk remisuje z Ruchem Fot. Transfery.info
Źródło: transfery.info

Preludium przed wyczekiwanym spotkaniem Lech - Legia pozostawiło wiele do życzenia. Remis, który szybko przejdzie w zapomnienie.

Jednym z elementów w ofensywie Śląska, który zdecydowanie uległ poprawie po przyjściu Mariusza Rumaka jest wykonywanie stałych fragmentów gry. Pomimo, że personalnie nic się nie zmieniło – nadal za nie odpowiedzialny jest Tom Hateley, ale precyzja dośrodkowań Anglika, jak za dotknięciem magicznej różdżki, wzniosła się na nieosiągalny dotąd poziom. Niemal każda centra ze stojącej piłki niosła za sobą zagrożenie, jednak nie zawsze wiązało się to z niebiezpieczeństwem pod bramką Putnocky'ego.

Wrocławianie bardzo licznie stawiali się w polu karnym Ruchu podczas rzutów rożnych i już w 21. minucie mogli zostać za to srogo ukarani. Goście wyprowadzili świetną kontrę i tylko z winy Marka Zieńczuka, który o włos minął się z piłką, dynamiczny rajd Kamila Mazka nie zakończył się golem.

To Chorzowianie prowadzili grę i zdecydowanie prezentowali większą kulturę gry, jednak w pierwszych 45 minutach Śląsk również miał swoją szansę. Pierwszy raz w barwach gospodarzy zagrał król strzelców ubiegłorocznych MŚ do lat 20, Bence Mervo. Węgierski napastnik źle wszedł w to spotkanie i raz po raz był upokarzany przez zdecydowanie masywniejszego i doświadczonego Rafała Grodzickiego, jednak młody zawodnik pokazał swój kunszt w 42. minucie. Po wrzutce Hateleya wyprzedził Michała Koja i uderzył z trudnej pozycji, po czym futbolówka trafiła w poprzeczkę.

Tuż po rozpoczęciu drugiej części gry na boisku pojawił się Dudu. Zmienił Mariusza Pawelca i nie należy się temu dziwić bo lewy obrońca Śląska miał na koncie żółtą kartkę, a biorąc pod uwagę, że po jego stronie raz po raz hasał Kamil Mazek, pozostawienie go na boisku wiązałoby się ze sporym ryzykiem kończenia spotkania w dziesiątkę.

W zespole gospodarzy zdecydowanie widać było trzy wyróżniające się postaci. Tomasz Hołota, który momentami był najbardziej wysuniętym zawodnikiem Wrocławian, brał na siebie ciężar gry i do spółki z Robertem Pichem kreował grę ofensywną Śląska. Trzecią osobą, której obecności nie dało się nie zauważyć był Jacek Kiełb. Skrzydłowy kolejny raz dał przykład tego, jak nie należy grać w piłkę. Zanotował niezliczoną ilość strat i w dodatku bardzo często miał problemy z powrotem do defensywy. W 72. minucie zastąpił go Ostrowski przez co po Stadionie Miejskim we Wrocławiu przeszedł nieskrywany szmer zadowolenia.

Mecz ostatecznie zakończył się bezbramkowym remisem, choć to Ruch był w końcówce bliżej zdobycia zwycięskiego gola i tym, który na pewno może pluć sobie w brodę jest Patryk Lipski. W 86. minucie przypadkowo dostał futbolówkę w polu karnym i wydaje się, że powinien w tej sytuacji się lepiej zachować.

Duży plus trzeba dopisać przy nazwisku Mariusza Stępińskiego. Czym bliżej do Euro 2016, tym bardziej dyskusja na temat jego ewentualnego powołania na ten turniej nabiera rozpędu. Dzisiaj naprzeciw siebie miał jednego z najbardziej atletycznych obrońców w całej Ekstraklasie – Piotra Celebana i bardzo często wychodził z tych pojedynków górą. 20-letni snajper Ruchu kolejny raz pokazał, że gra tyłem do bramki jest jego wielkim atutem.

Spotkanie nie rozgrzało, raczej było takim powiewem chłodu, jakiego bardzo często doświadczaliśmy w pierwszych meczach rundy wiosennej. Przystawka przed polskim klasykiem nie pobudziła naszych kubków smakowych i bardziej przypominała odgrzewane jedzenie z przeciętnego baru mlecznego niż zakąskę przygotowaną przez Jamiego Olivera.