Gdyby nie to, Naby Keïta nie trafiłby do Liverpoolu

2017-10-17 00:00:22; Aktualizacja: 7 lat temu
Gdyby nie to, Naby Keïta nie trafiłby do Liverpoolu Fot. Transfery.info
Dawid Kurowski
Dawid Kurowski Źródło: Kicker

Dyrektor generalny RB Lipsk, Oliver Mintzlaff, powiedział, że nigdy nie sprzedałby Naby'ego Keïty, gdyby w kontrakcie nie została umieszczona klauzula odejścia.

W ostatnim oknie transferowym jedną z ciekawszych historii transferowych była ta dotycząca gwinejskiego pomocnika. Keïta był w poprzednim sezonie jednym z najlepszych zawodników ówczesnego beniaminka Bundesligi, RB Lipsk, prowadząc drużynę do pierwszego wicemistrzostwa kraju w historii.

Już w lecie pojawił się zespół bardzo zainteresowany wykupieniem 22-latka z Niemiec, chodziło o Liverpool. W mediach codziennie pojawiały się doniesienia o kolejnych ofertach, negocjacjach, ale finalizacja była wciąż daleko, bo RB Lipsk postanowiło odrzucać wszystkie oferty.

Niemiecki klub szykował się wówczas do pierwszego podejścia do Ligi Mistrzów, dlatego chciał to zrobić w najsilniejszym personalnie zestawieniu. Bez względu na wysokość ofert, żadna nie przekonywała działaczy, bo wicemistrzowie Niemiec są sponsorowani przez koncern Red Bulla i nie mogą narzekać na problemy z pieniędzmi.

Działacze zgodzili się na sprzedaż Gwinejczyka dopiero w ostatnich dniach ostatniego okna transferowego. 22-latek pozostał jednak na kolejny rok w RB Lipsk i do Liverpoolu przeprowadzi się dopiero na początku lipca przyszłego roku. Niemcy nie mieli wyboru, bowiem w kontrakcie Keïty została wpisana klauzula odejścia w wysokości 55 milionów euro, która zostałaby aktywowana w lecie przyszłego roku. „The Reds” postanowili zaproponować Lipskowi 70 milionów euro, by przekonać go do sfinalizowania przyszłorocznego transferu kilkanaście miesięcy wcześniej, co zostało zaakceptowane przez wicemistrzów Niemiec. 

- Nigdy nie oddalibyśmy Naby'ego Keïty do innej drużyny, jeśli nie chodziłoby o jego klauzulę odejścia. Gdy porozumieliśmy się w sprawie tej klauzuli, nie przewidzieliśmy, że zaledwie po kilku miesiącach pojawi się zespół, będący w stanie za niego zapłacić znacznie więcej – mówi Mintzlaff.