Guangzhou Evergrande: Chińczycy też mają swój Manchester City
2011-07-03 17:45:08; Aktualizacja: 13 lat temuJest ostatni dzień lutego 2010 roku. Zamykający drugą setkę najbogatszych ludzi na świecie - według prestiżowego Forbesa - Xu Jiayin, którego majątek szacowany jest na kilkadziesiąt miliardów dolarów, spełnia d(...)
Nie, Xu nie ma zamiaru wydawać swojej fortuny poza rodzimymi Chinami. Tej dorobił się bowiem w Państwie Środka i futbolową potęgę pragnie budować właśnie tutaj. Chce sławić ojczyznę, a rodakom dać powód w dumy w postaci wielkiej piłkarskiej firmy, którą ma zamiar wznieść w porcie Guangzhou. Miasto jest stolicą prowincji Guandong, a położone w dolinie Perłowej Rzeki stanowi jeden z najważniejszych chińskich ośrodków handlu zamorskiego. Historycznie znane jako Kanton, dostarczający w XIX wieku Amerykanom tysiące zubożałych i bezdomnych Chińczyków na potrzebę wycieńczającej budowy kolei. Teraz Guangzhou – w tym za sprawą Xu – to nowoczesne i prężnie rozwijające się miasto.
52-letni Xu jest deweloperem, którego markę znają całe Chiny. Jego firma, Evergrande Real Estate Group, zatrudnia przeszło 18 tysięcy pracowników, jest notowana na giełdzie w Hong Kongu. Została założona w Guangzhou i jej główna siedziba mieści się tam do dziś.
Xu, aktualnie siódmego najbogatszego Chińczyka, w lutym 2010 roku wyjątkowo zaintrygowała sprawa miejscowego klubu piłkarskiego. Chińska Federacja Piłkarska jakiś czas wstecz wypowiedziała wojnę wszystkim, którzy brali udział w procederze handlu meczami i stawiania u bukmacherów ogromnych sum na mało spodziewane, a ustawione wyniki. Spośród klubów ekstraklasy oberwało się dwóm - Chengdu Blades i właśnie Guangzhou GPC. Oba kluby z hukiem zostały zdegradowane klasę niżej. Zarzuty odnosiły się jeszcze do czasów, gdy drużyny te występowały właśnie na zapleczu chińskiej ekstraklasy - obie miały m.in. kupować i sprzedawać mecze w latach 2006 i 2007.
- Nieoczekiwana relegacja klubu niejako obarcza nas, Evergrande Real Estate Group, odpowiedzialnością i obowiązkiem pomocy Guangzhou w powrocie do grona najlepszych zespołów w kraju - tłumaczył Xu równie niespodziewaną transakcję przejęcie klubu. Odkupił go za 100 milionów juanów (ok. 10 milionów euro). To był jednak dopiero początek.
EREG przystąpił do natychmiastowych inwestycji. Na pierwszy ogień poszły pensje piłkarzy i wszystkie bonusy, który klub był im winien, równocześnie spłacono także powiększający się w niebezpiecznym tempie dług Guangzhou GPC. Xu wzbogacił też nazwę klubu o człon „Evergrande” zaczerpnięty oczywiście z nazwy swojej firmy. Na doprowadzenie klubowej kasy do stanu idealnej równowagi poszło 20 milionów juanów (ponad 2 miliony euro). W ten sposób odzyskano pełną płynność finansową, co umożliwiło rozpoczęcie realnego pompowania w klub milionów Xu. Precyzując - można było wreszcie przystąpić do tego, co tygrysy lubią najbardziej. Do transferów.
- Jesteśmy tu po to, by futbol w Guangzhou ponownie stał się gorącym tematem, by stworzyć drużynę, którą tutejsi fani będą mogli się szczycić. Chcemy również przyczynić się do rozwoju piłki w całych Chinach, pomóc jej w przeskoczeniu na wyższy pułap - argumentował Xu.
Już 10 dni później kibice fetowali pierwsze wzmocnienie. Z czołowej ekipy chińskiej Super League, Shanghai Shenhua do drugoligowego Guangzhou Evergrande przeniósł się snajper reprezentacji kraju, Gao Lin. Za ten transfer Xu zapłacił 6 milionów juanów (600 tysięcy euro). Chwilę potem dokonał zmiany na stanowisku trenera - Peng Weiguo został zastąpiony przez Lee Jang-Soo, szkoleniowca znanego z bezkompromisowego podejścia do pracy i twardej osobowości. Jak by to ujął Franz Smuda, Lee nie jest miękkim chujem robiony - stracił pracę w stołecznym Beijing Guoan, ponieważ opierał się naciskom kierownictwa na wystawianie konkretnych zawodników. Józef Wojciechowski chyba na takiego trenera jeszcze nie trafił.
Punktem kulminacyjnym w ubiegłym roku było letnie okienko transferowe. Do Guangzhu zawitali m.in.: doświadczony pomocnik Sun Xiang, pierwszy w historii Chińczyk, który zagrał w Lidze Mistrzów; Zheng Zhi, wcześniej broniący barw Celtiku Glasgow, były kapitan drużyny narodowej; Brazylijczyk Muriqui z Atletico Mineiro, za którego Xu wyłożył niespełna 3 miliony euro, czyniąc go najdroższym na tamten moment piłkarzem w historii klubu. Potężnie wzmocniona drużyna bez większych problemów wygrała ligę, a królem strzelców z 20 golami został Gao Lin.
Momentalny skok Guangzhou Evergrande w hierarchii chińskiego futbolu nie wszystkim się jednak podobał. Choć za innymi klubami również stali właściciele-miliarderzy, to właśnie do stolicy prowincji Guandong ściągały największe gwiazdy azjatyckiego rynku transferowego. Rywale aż czerwienieli z zazdrości. Prezes Beijing Guoan, Luo Ning, zagadnięty któregoś razu przez dziennikarza na temat teamu należącego do EREG, nie krył zdenerwowania. – Pieniądze? Czy pan wierzy, że Xu Jiayin ma więcej pieniędzy od CITIC Group (chiński państwowy koncern świadczący usługi inwestycyjne i bankowe – przyp. aut.)? Proszę nawet nie próbować rozmawiać ze mną na temat tego, kto jest najbogatszy w Super League – odgryzał się znany z ciętego języka Luo.
Przed obecnym sezonem Xu pokazał jednak, co różni go od pozostałych krezusów w chińskiej ekstraklasie. Na nowych graczy grosza nie żałował, zamykając koszty transferów dokonanych do połowy 2011 roku w 13 milionach euro (!). Dla lepszego uzmysłowienia skali tego zjawiska – na juany daje to mniej więcej 130 milionów. 130 milionów. W lutym tego roku do Guangzhou sprowadzono za 4 miliony euro – mającego za sobą niezłe mecze w Champions League – Brazylijczyka Cleo z Partizana Belgrad, a już w marcu Xu ściskał dłonie w błysku fleszy kolejnym Brazylijczykom – stoper Paulao kosztował niespełna 3 miliony, a skrzydłowy Ricardo Caja prawie 2 miliony euro.
Luo Ning może nas zanudzać wykresami i tabelkami, udowadniającymi, że fortuna Xu jest tylko malutką cząstką tego, czym dysponuje CITIC Group. Mogą w podobny sposób próbować walczyć ze świeżo powstałą potęgą Guangzhou inni, jak SEPC Group, która jest właścicielem Shandong Luneng , czy Teda Investment Holding Co. Ltd, do której z kolei należy Tianjin Teda. To, co czyni Xu absolutnym liderem wśród właścicieli chińskich klubów piłkarskich są rozmach i zdecydowanie, które towarzyszą mu odkąd przejął klub. Spójrzmy w cyferki – CITIC Group od 1992 roku zainwestował w Bejing Guon bilion juanów, natomiast budżet Guangzhou Evergrande przewidziany na rok 2011 wyniósł 500 milionów juanów. Xu maksymalnie odkręcił kurek z pieniędzmi i – pędząc w zawrotnym tempie po trofea i sławę – nie przykręci go, póki nie uczyni z Guangzhou najlepszego klubu w całej Azji. Tak sam twierdzi. Luo zaś idzie w zaparte. – Pieniędzmi nie można kupić doświadczenia. Po trzech-pięciu latach inwestowania w klub, Xu go sprzeda. Nie przewiduję innej możliwości.
Do tegorocznych rozgrywek Guangzhou przystąpiło wzmocnione o pięciu reprezentantów Chin, trzech Brazylijczyków i Cho Won-hee, który w 2006 roku reprezentował Koreę Południową na mundialu w Niemczech. Dream Team, jakiego chińska piłka klubowa jeszcze nie widziała, miał przed sobą jeden cel – zdobycie mistrzostwa kraju w pierwszym sezonie po powrocie do elity. W jednym z przedsezonowych sparingów, piłkarze z Guangzhou pokonali występujące w koreańskiej ekstraklasie Ulsan Hyundai 8:0. Prasa określała tamto spotkanie głównie przy pomocy jednego określenia – „demolka”. O większą motywację swoich graczy postanowił więc zadbać prezes Dalian Shide, Xu Ming, obiecując 5 milionów juanów do podziału za zwycięstwo w otwierającym sezon meczu z Guangzhou. Premia motywacyjna od szefa jednak nie pomogła – Guangzhou ograło rywali 1:0.
Futbolowe Chiny stawały się natomiast coraz bardziej podzielone. Po jednej stronie stali i stoją ci, których przypływ pieniędzy Xu ucieszył, bo podniósł nie tylko poziom, ale zwłaszcza prestiż rozgrywek za Wielkim Murem. Po drugiej stronie natomiast okopali się sceptycy, których takie „kupowanie sukcesów” bije po oczach nie do zniesienia. Tak, Chińczycy doczekali się własnego Manchesteru City. Grono nieżyczliwych Guangzhou FC określa się z angielska jako „Anti Evergrande Union”, a wszyscy, którzy się z nim identyfikują, tylko czekają na potknięcie Cleo i spółki. Póki co, nic innego im nie pozostaje – podopieczni Lee Jang-Soo na razie liderują stawce z dorobkiem 31 punktów zgromadzonych w 13 meczach, stracili najmniej bramek (8), w liczbie strzelonych o trzy ustępują zaledwie Beijing Guoan (21), zanotowali 9 zwycięstw, 4 remisy i żadnej porażki. Stołeczny Guoan traci do lidera już 7 punktów.
Xu jednak to nie wystarczy. Jak wielokrotnie podkreślał, triumf w Super League to ledwie etap w drodze do wygranej w przyszłorocznej edycji AFC Champions League (azjatycki odpowiednik Ligi Mistrzów – przyp. aut.). Dlatego już teraz, w połowie sezonu, wywindował klubowy rekord transferowy ponad dwukrotnie. Xu dopiął właśnie formalności związane z transferem 28-letniego pomocnika Fluminese, Dario Conca. Brazylijczyk kosztował 8,2 miliona euro (ok. 82 miliony juanów), ale to, co najbardziej rzuca się w oczy, to zapisane w kontrakcie gwarantowane zarobki piłkarza. Do końca 2013 roku Conca zarobi bowiem 26,5 miliona euro (sic!), co w przeliczeniu na sezon daje zawrotną sumę niespełna 10,5 miliona euro. Na świecie jest tylko dwóch zawodników, którzy rocznie inkasują więcej od nowej gwiazdy Guangzhou. Są to Leo Messi i Cristano Ronaldo.
W Europie utarło się powiedzenie, że nie odmawia się Realowi, Barcelonie itp. itd., a w ostatnich sezonach do zasłużonych potęg Starego Kontynentu dołączył bajońsko bogaty Manchester City. Jemu nie odmawia się z nieco innych powodów. Guangzhou Evergrande tak samo. „Guangzhou Evergrande się nie odmawia” – brzmi tak, hm, niepospolicie, co nie?
Mateusz Jaworski