Jedyny taki problem, czyli komu kibicować podczas mundialu - cz. 1
2010-06-05 00:00:15; Aktualizacja: 14 lat temuPróżno szukać w RPA przez najbliższe niespełna półtora miesiąca przedstawicieli polskiej futbolowej profesji. Przy szeregu oczywistych powodów, które czynią ten fakt niezmiernie smutnym dla wszystkich potomków (...)
W pierwszej kolejności - subiektywny poradnik dla teamów z grup A-D.
Grupa A
Na pierwszy ogień idą gospodarze. RPA będziemy kibicować ze względów nader naturalnych - toż to gospodarz. Beneficjentem jak najdłuższego udziału w turnieju reprezentacji organizatorów czempionatu jest przede wszystkim sama impreza, o której koloryt tubylcy zadbają z należytą ekspresją. Mizerne miny mogą mieć tylko ci, którym mieniący się gibkim przydomkiem "Bafana Bafana" po drodze staranują. Dlaczego z kolei ściskanie kciuków za RPA warto sobie odpuścić? Eh, sprzyjanie gospodarzom jest takie populistyczne....
Francja. "Trójkolorowym" kibicujemy, bo My, Polacy, uwielbiamy piłkę ręczną. Fachowców najwyższej klasy (ok, jednego) nie można nie darzyć, choć w ilościach śladowych, szczerą sympatią. Jeżeli jednak ktoś krzyknie liberum veto i za "Chiny ludowe" nie ryknie allez le blues, to wyłącznie z powodu z zamiłowania niektórych francuskich futbolistów do obmacywania i innych lubieżnych posunięć względem chodzących wersji nastoletnich lalek Barbie. Co pomyślą sobie teraz dziewczynki o ich ulubionych zabawkach? Że niby też wyrosną na takie towarzyskie? Typ popularny zwłaszcza wśród zastępów kobiet, bo nie ładnie tak na boku się zabawiać. Zdanie panów zostawmy im samym.
X-factor kibicowania Meksykowi sprowadza się do krótkiego i latynosko akcentowanego - Burrito! Grajcie panowie, strzelajcie gole, a my tu zajmiemy się kalorycznymi zawijasami - wszyscy będą zadowoleni. Podobną rolę przy roztrząsaniu czynników świadczących na niekorzyść Meksykanów pełni natomiast brak Jorge Camposa, bez którego kolorowa Afryka nie będzie taka kolorowa.
Dopingować Urugwaj będziemy - wytłumaczenie iście prozaiczne - z sentymentu do historii. Pierwszy triumfator Mistrzostw Świata, powtórzył sukces po 20 latach (w roku 1950), ma prawo do złotego medalu jak nikt inny - to przecież jego własność, on miał ją pierwszy. I basta. Na Urugwaj można się też obrazić i kibicować rychłemu odpadnięciu podopiecznych Oscara Tabareza. Wystarczyło bardziej chcieć, a Diego Maradona nie terroryzowałby futbolowego świata trzymając w swych szponach swoiste cudo, jakim jest argentyńska drużyna narodowa. A i Messi by wreszcie odpoczął.
Grupa B
Wspominając Grecję, na moment przybieramy skórę ludzi poważnych i kulturalnych. I kibicujemy piłkarzom z Półwyspu Bałkańskiego, by zafundowali krajanom pozytywny przerywnik w całym tym szeroko pojętym burdelu, który dosięgnął ich kraj. Bądźmy życzliwi. Dlatego wersja "nie kibicuję Grecji" opiera się na wątłej przesłance - bo Otto Rehaggel lubi gwizdać - zdaniem Jacka Gmocha - na gołębie. Biedne ptaki, zły Niemiec.
Argentyna, wspominana już zresztą, wirtuozami piłki stoi i kibicujemy z elementarnego podziwu dla wyjątkowego kunsztu tamtejszych zawodników. Wyłamując się z tego trendu, wskazujemy postać trenera jako kluczową dla znielubienia "Albicelestes". Za te gesty ostentacyjnego konsumowania produktów Algidy - wolimy Zieloną Budkę, bez dyskusji..
"Super Orły" z założenia są super, więc będzie super, jeśli zajmiemy się kibicowaniem Nigerii. Sami staniemy się wówczas w pewnym sensie super. Obrażamy się za to na Nigerię uzasadniając to brakiem wrodzonej cierpliwości. Skoro są niby "Canarinhos Afryki", to dlaczego po dziś dzień nie mają w zespole żadnego Juana czy Luisa? Nam czekać nie kazano.
Korea Południowa potykała się zazwyczaj na piłkarskim froncie z każdym, tylko nie z "ukochanymi" sąsiadami. Żeby nie było ogólnego wstydu, po prostu kibicujemy. Postawę odwrotną dyktuje ludzka obawa o losy świata - nie zbadane są bowiem wyroki Wielkiego Kima, któremu ci przeklęci, z południa, mogą urazić dumę, następując na futbolowy odcisk. Oby wyścig - z cyklu kto osiągnie więcej - jeszcze pokojowy, nie zamienił się przypadkiem w wyścig zbrojeń.
Grupa C
Synowie Albionu... Kibicujemy Wam, byście uwolnili się od jarzma niemieckich docinek i zamiast pałać wdzięcznością do Tofika Bachramowa, ciesząc się z Pucharu Świata bez krzty altruizmu - upajając się myślą o wyłącznie własnej zasłudze. Anglii nie będziemy natomiast kibicować z prostego powodu - wcielając się w autorytety sceny moralnej potępiamy postępki Johna Terry'ego i Ashley'a Cole'a. Taka angielsko-francuska koalicja niewiernych mężów i partnerów.
My lubimy USA, nawet bardzo, ale z uczuciem w drugą stronę... bywa różnie. Lubimy tym bardziej piłkarzy, że mogliśmy na mundialu w 2002 roku doświadczyć smaku zwycięstwa, punktując rywali nogami Olisadebe i Kryszałowicza oraz głową Żewłakowa. A nie lubimy Amerykanów i nie będziemy im kibicować, ponieważ tak jest modnie. Demotywatory ociekają od tych poświęconych Barackowi Obamie, zatem szanownemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej nie odpuszczamy, co trafia rykoszetem w piłkarzy. Takie życie.
Przy Słowenii uruchamiamy tryb patriotyczny - bo nasza grupa eliminacyjna, Andraż Kirm etc. Zwycięża jednak zasługa dla Polski następująca - gdyby nie lanie w Mariborze, światła dziennego nie ujrzałoby epitafium Dariusza Szpakowskiego. Za tamtą chwilę natchnienia wieszcza polskich komentatorów - dziękujemy. I przy okazji - kibicujemy. Życzymy skuchy - pozostając w klimatach narodowościowych - za skopanie nam tyłków i przymuszanie do oglądanie upadku polskiej reprezentacji. Gdyby nie interwencja Szpakowskiego, następnego dnia "Fakt" grzmiałby o piłkarzach-mordercach, torturujących jeszcze rodaków.
Algieria jest fajna, bo potrafi każdemu dogodzić. Cytując za Waldemarem Pawlakiem - "zrobić dobrze". Podczas tegorocznego Pucharu Narodów Afryki dała i dzień chwały Malawi, i grzecznie pozwoliła wyjść z grupy gospodarzowi, Angoli, i wreszcie wybrała się na strzelnicę z Egipcjanami. Nienajlepsze wspomnienia Malawijczyków i Iworyjczyków zamiatamy pod dywan. Jeśli idzie o brak poparcia względem algierskich piłkarzy, zwalamy winę na ich boiskowe ADHD. Jeszcze jedna taka impreza, a FIFA zaaranżuje wizytę u pani psycholog.
Grupa D
Kibicujemy Niemcom, bo to nasz sąsiad. I tyle. Nie kibicujemy Niemcom, bo to nasz sąsiad. Tyle. No i pamiętamy bramkę Olivera Neuville'a, sprzed czterech lat - nad Wisłą cieszyli się po niej tylko producenci chusteczek higienicznych.
Serbię doceniamy, bo wraz z nią pojechał na Mistrzostwa Bojan Isailović. Jak już Ekstraklasa wypuszcza jakiegoś straniero na taki event - chuchamy, dmuchamy i kibicujemy. A że Dejan Stanković raczył aż tak lekceważąco i bezczelnie potraktować Sławomira Peszkę, to już Serbii nie kibicujemy. Co on sobie myśli? Że Inter wygrał Serie A, to jest kozak? Lech rządzi w Ekstraklasie, więc takiego wała!
Jeżeli kibicować komuś ze względu na walor estetyczny odzienia wierzchniego, to właśnie Australii. Na te stroje aż chce się patrzeć. Żeby nie było już tak różowo (a właściwie to żółto-zielono) - cenimy sobie historię, a także tradycję, i nie możemy wybaczyć, że tak precyzyjnie podeszli do kwestii usuwania Aborygenów. Czynnik zdecydowanie in minus.
Ghanie kibicujemy, bo wzruszyła nas pewna historia. "Holandia zwróciła Ghanie głowę XIX-wiecznego afrykańskiego wodza i króla Badu Bonsu II, straconego w 1838 roku. Głowa, zakonserwowana w słoju z formaliną, znajdowała się w kolekcji szpitala w Lejdzie, na zachodzie Holandii." I wszystko jasne. Z kolei nie kibicujemy Ghanie, ponieważ szefowie tamtejszej federacji piłkarskiej czerpią pełnymi garściami od prezesów polskich klubów, czyniąc zatrudnianie i zwalnianie trenerów cyrkową igraszką. Niespełna dziesięć lat i dziewięciu selekcjonerów - stary, dobry Bogusław Cupiał by się nie powstydził.
Mateusz Jaworski