Josué o wydarzeniach z Alkmaar. „W środku byłem martwy, prowadzili mnie jak mordercę”

2023-10-11 21:17:37; Aktualizacja: 1 rok temu
Josué o wydarzeniach z Alkmaar. „W środku byłem martwy, prowadzili mnie jak mordercę” Fot. FotoPyK
Patryk Krenz
Patryk Krenz Źródło: WP Sportowe Fakty

Kapitan Legii Warszawa, Josué, porozmawiał z Piotrem Koźmińskim z portalu „WP Sportowe Fakty” w sprawie wydarzeń, które miały miejsce po meczu z AZ Alkmaar. Pomocnik przyznaje, że nadal nie doszedł do siebie mentalnie.

O spotkaniu AZ Alkmaar z Legią Warszawą mówi się sporo, lecz nie z powodów sportowych. Po ostatnim gwizdku sędziego, gdy wicemistrzowie Polski próbowali udać się już do autokaru, agresywnie zaczęła zachowywać się ochrona.

Ostatecznie do akcji wkroczyła także policja, która użyła przemocy wobec prezesa „Wojskowych” Dariusza Mioduskiego. Co więcej, aresztowano dwóch zawodników zespołu Kosty Runjaicia - Radovana Pankova i Josué. Ten pierwszy mógł nawet usłyszeć zarzuty za odepchnięcie napastliwego ochroniarza.

Wedle doniesień holenderskiej prasy, serbsko-portugalski duet spowodował u funkcjonariusza złamanie łokcia i wstrząs mózgu.

Obydwaj piłkarze wydali już komunikaty. W długiej rozmowie z Piotrem Koźmińskim z portalu „WP Sportowe Fakty” do sprawy po raz ostatni wrócił Josué.

- To była okropna noc. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś tak złego, tak niesprawiedliwego. A uwierz mi, sporo w życiu przeszedłem. Tych godzin, niepewności i obaw, które mi wtedy towarzyszyły, nie życzyłbym największemu wrogowi. Wyszedłem z aresztu, ale zajmie mi trochę czasu, aby dojść do siebie mentalnie. Wiem, że muszę z tym żyć, ale z drugiej strony chciałbym się tego pozbyć, jak tych wszystkich rzeczy, które miałem wtedy na sobie. Kiedy mnie zamknęli w areszcie, musiałem oddać czarne kolczyki, które wtedy miałem, i buty. Tych kolczyków nigdy już nie założę. Nie ma mowy! A buty? Od razu po powrocie poleciały do kosza. To samo ze strojem, w którym wtedy grałem - zaczął 33-latek.

W końcu pomocnik opisał sam moment, gdy musiał oddać się w ręce służb.

- Trener rozmawia z policją, rozmawia z Pankovem i ten mówi, że OK, że pojedzie z policją. Już wcześniej funkcjonariusze przekazali, że jeśli piłkarz nie wyjdzie, to wejdą do środka autobusu siłą. A to byłaby masakra. Nie twierdzę, że by nas pozabijali, ale byłoby „grubo”. No więc Rasha mówi: "dobra, idę". Ale wtedy policjant mówi: „Nie, nie, nie. Jest już dwóch podejrzanych. Ten drugi nosi czarne kolczyki”. Trener pyta: „Ale kim jest ten, co ma czarne kolczyki?”. Policjant odpowiada: „Nie wiem. Ten z czarnymi kolczykami” - zaczął Portugalczyk.

- Prezes przez moment szedł za nam, chciał jechać. Nawet zdążyłem się w jakimś sensie ucieszyć. Choć w środku byłem "martwy", to pomyślałem, że skoro prezes będzie z nami, to lepiej. Ale nie pozwolili mu.

- Chodziło o mnie. Mówię trenerowi: "Dobra, jedziemy". Jako drużyna nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby policja szturmowała autokar, bo to byłaby masakra. Wychodząc z autokaru, powiedziałem do policjanta: „Idę z tobą”. Ale to było za mało. Wykręcili mi ręce i prowadzili jak jakiegoś mordercę. Zabrali mi wszystko, łącznie z butami, dając takie zamienne, więzienne. No i zabrali do aresztu.

- Kiedy otworzyły się drzwi. No ten zapach nie był przyjemny. Smród uryny, nie wszyscy dobrze umyci. Możesz sobie wyobrazić. Wylądowałem w małej celi. I pytałeś mnie na początku, czy rozumiem, co się wydarzyło. No nie rozumiem! Nie miałem zarzutów przed zabraniem mnie do aresztu, w trakcie pobytu w nim i po jego opuszczeniu! To dlaczego mnie tam zabrali? Nie rozumiem!

- Nasłuchiwałem, kiedy przyjdą mnie wypuścić. Parę razy ktoś się zbliżał, ale ostatecznie nic. Aż w końcu przyszli, ale powiedzieli, że nie wiadomo, co z Rashą, czy go wypuszczą równo ze mną. Był tam z nami Konrad, dyrektor zespołu i klubowy prawnik. Powiedziałem im, że nie jestem w stanie tam dłużej być. Miałem uraz. Bałem się, że pojawią się inni policjanci i znów mnie zamkną. Trauma na zawsze - opowiadał wychowanek FC Porto.

Cały wywiad dostępny TUTAJ.