Jozak znaczy postęp. Guilherme liderem na boisku, Legia w tabeli
2017-11-19 22:11:18; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Legia Warszawa wygrała z Górnikiem Zabrze 1:0 i po raz pierwszy w tym sezonie zasiadła na fotelu lidera.
Jeżeli konfrontacja z najlepszą przed tą kolejką drużyną sezonu miała być dla mistrza Polski sprawdzianem pełni możliwości, to podopieczni Romeo Jozaka w skali szkolnych ocen zdali go na mocną 4.
Legioniści od pierwszych minut spotkania wyglądali na bardziej zdeterminowanych i szybko objęli kontrolę nad meczem. Dłużej utrzymywali się przy piłce, a goście głównie korzystali z ich błędów, po których mogli przejść do szybkiego ataku. Jeden z takowych zakończył się nawet bramką, ale sędzia anulował ją, sprawdzając całą sytuację za pomocą VAR-u.
Jedyną prawidłowego gola tego wieczoru zdobył Kasper Hamalainen, który, poprawiając swoje własne uderzenie, pokonał bramkarza i dał gospodarzom zasłużone trzy punkty.
Nie taki zły hit, jak go malują
Hity w polskiej Ekstraklasie najczęściej przyprawiają kibiców o ból głowy i rozczarowanie. Dziś nie było dramatu, nie było nawet źle. Nie wynika to z nagłego wzrostu poziomu zawodników w Ekstraklasie, lecz z nastawienia obu ekip. Tak Legia, jak i Górnik chciały dziś grać w piłkę, mimo momentów ostrzejszej gry. W efekcie, chociaż sytuacji klarownych nie było wiele, do przyjemnego oglądania nie potrzebne były różowe okulary.
Ręka Jozaka już widoczna
Legia zagrała najprawdopodobniej najlepszy mecz w lidze w tym sezonie. Miała mecz pod kontrolą, a drużyny po raz pierwszy od dawna nie ratowały świetne interwencje Malarza.
Przerwa na kadrę przyniosła zamiany nie tylko w pewności defensywy, ale także w jakości ofensywy. Ataki Legii wyglądają na coraz bardziej przemyślane, a gra z pierwszej piłki czy na dwa kontakty, której gorącym zwolennikiem ma być trener Jozak, momentami naprawdę mogła się podobać. Wciąż brakuje jednak ostatniego podania czy lepszego wykończenia. Jak zmarnować sytuację 5 na 2 wybitnie pokazał Michał Kucharczyk.
Jeśli Jacek Magiera oglądał dzisiejszy mecz, mógł przekonać się, że życie bez defensywnego pomocnika istnieje. Wracający do pierwszego składu Moulin i jego partner z drugiej linii - Mączyński - potrafili wygrać środek pola i udowodnić, dlaczego jeden z nich gra w kadrze Polski, a drugi miał przerastać umiejętności całą ligę.
Team spirit
Chociaż wieszczono, że Jozak stracił szatnię, morale w niej wyraźnie rosną. Nie trzeba na co dzień obserwować pracy drużyny, by stwierdzić, że nie tylko poziom zgrania, realizacja założeń wyglądają lepiej. Piłkarze nie biegają już bez ładu, a po każdym udanym zagraniu widać gesty wzajemnej aprobaty. Nie jest to jeszcze pełnia możliwości, ale piłka warszawianom ewidentnie już nie przeszkadza.
Gdzie podpisać?
Guilherme w formie to skarb nie tylko Legii, ale i całej Ekstraklasy. Brazylijczyk zagrał świetne spotkanie, za co zebrał zasłużoną owację od kibiców. Na miejscu włodarzy negocjacje w sprawie nowego kontraktu zakończyłbym jutro, bez zbędnych dyskusji, pytając tylko, gdzie podpisujemy. Dziś Legia naprawdę miała na boisku lidera, jak za czasów Vadisa.
"Dajcie tego Włocha"
Pasquato dotychczas był murowanym faworytem do transferowej wpadki w Legii, ale dziś dał znakomitą zmianę. Były efekty specjalne, technika, ale i nieobecna dotąd efektywność. Widać, że w filozofii którą wprowadza do Legii szkoleniowiec, może być dla niego miejsce. Przynajmniej w stosunkowo otwartych spotkaniach. Rozczarował natomiast Niezgoda, który poza szybkością pokazał, nie po raz pierwszy zresztą, brak umiejętności gry z piłką przy nodze.
Brosz już wiedział?
Górnik nie wyszedł na ten mecz, jak zespół, który raptem kilka miesięcy temu bez żadnego respektu dla mistrza Polski upokorzył rywala. Podopieczni Brosza nie wyglądali źle, ale nie przyjechali tutaj z nastawieniem wygrania. Grali na czas, czekali na błąd rywala i przez większość meczu byli stroną broniącą. Wydaje się, że Brosz już przed meczem uczulił pilkarzy, że rywal naprawdę jest dobrze dysponowany i najważniejsze to nie stracić bramki.
Łazienkowskie konklawe
Kibice Legii dopisali pod względem frekwencji i przygotowanych niespodzianek, chociaż dziś ich oprawy nie stały na poziomie, do jakiego przyzwyczaili. Dwa razy przerwali mecz na długi czas, bo nad stadionem unosiły się kłęby dymu, jakiego nie widziano tu dawno. Race potrafią zrobić fajne widowisko, co przy Łazienkowskiej wielokrotnie pokazywano. Dziś było głównie dymowisko, które nieco popsuło oglądanie spotkania, zwłaszcza obecnym na stadionie.