Małe EURO (7)
2012-07-13 10:33:15; Aktualizacja: 12 lat temu Fot. Transfery.info
Posileni specjałami z „Mandarin” (kto czytał ostatnią część, wie, o co chodzi), obraliśmy kierunek na A. Le Coq Arena, znaną nam już dosyć dobrze. Nieco się jednak pospieszyliśmy i byliśmy zmuszeni swoje odczekać.
Jeszcze po drodze złapało nas pierwsze oberwanie chmury. Drugie – tuż przed meczem. Dwukrotnie zmienialiśmy miejsca na trybunie prasowej, aż pod naporem deszczu musieliśmy się z niej wycofać na jakieś 10-15 minut. Ofiarą ulewy padły oficjalne składy, przeznaczone z konieczności na wycieranie blatu.
Anglia vs Grecja. Leje jak z cebra, ciężko przyjąć piłkę, ciężko wymienić kilka dokładnych podań. Anglicy wyglądali lepiej, ale już nie pierwszy raz łapiemy się na tym, że zbyt wielką wagę zdarza nam się przykładać właśnie do ogólnego wrażenia. Podopieczni Noela Blake’a wymieniali więcej podań, byli częściej przy piłce. Po prostu sprawiali wrażenie, dobre wrażenie i lepsze od Greków. Ci jednak powoli, może niezbyt efektowanie, przesuwali się bliżej bramki Sama Johnstone’a. Oddawali strzały, choć przeważnie niecelne. Ale jednak.
- Musi paść bramka, dopiero wtedy będzie ciekawie – powiedział jeden z nas. I miał rację. Fatalne wyjście z bramki Johnstone’a skończyło się golem dla Greków, po celnej główce Mavroudisa Bougaidisa. Anglicy jakby się ocknęli, momentalnie ruszyli i mieli dwie doskonałe okazje. Za każdym razem skutecznie interweniował Stefanos Kapino.
Trzęsienie ziemi – to najlepsze określenie na to, co stało się w 45 minucie. Dziennikarze powoli ruszali do jedynej na piętrze toalety… Benik Afobe kapitalnie wyszedł na prostopadłą piłkę i zdecydował się minąć Kapino, ten jednak fantastycznie wygarnął futbolówkę i jeszcze nabił Afobe. Od bramki – tak powinien wskazać arbiter Kenn Hansen. Rzut karny – tak wskazał.
Grecy wpadli w furię i nie im się co dziwić. Kapino dostał przecież czerwoną kartkę za faul, którego nie było. Trybuna prasowa skonsternowana, ławka rezerwowych Greków w amoku, Bogu ducha winny sędzia techniczny dostaje wrzutę za wrzutą od każdego potomków antycznych Hellenów. Kapino dostał ataku furii i z trudem, z wielkim trudem koledzy zdołali go uspokoić.
Potworne zamieszanie. – The game went emotional – usłyszałem w przerwie. Idealnie pasowało . To trzeba zobaczyć – jeśli Eurosport wrzuci skrót na playera, must see.
Decyzja sędziego Hansena była fatalna, tragiczna wręcz. Oglądając powtórki, razem z przedstawicielem UEFA nie mieliśmy wątpliwości – żaden karny, żadna czerwona kartka. Przed telewizorem szybko zameldował się również delegat oceniający pracę sędziów – minę miał posępną, brwi zmarszczone, było mu zdecydowanie nie do śmiechu. A tu leci powtórka za powtórką…
Kiedy wściekły Kapino po raz ostatni – jak się dopiero później okazało – ruszył w kierunku arbitra technicznego, no cóż… Nie, żadnej bijatyki czy inwektyw nie było. Chciał dodać otuchy Sokratisowi Dioudisowi, zmotywować swojego zmiennika, który na dzień dobry dostał karnego. Cała sytuacja w ogóle mocno przypominała czerwień Szczęsnego i wejście Tytonia – bo Dioudis z marszu wybronił jedenastkę wykonywaną przez Roberta Halla. Ale podkreślmy, Hall uderzył lepiej niż Karagounis.
A Kapino? Przyglądał się temu zza bramki. Radość Szczęsnego wysiada.
I tak się zastanawialiśmy w przerwie, czy młodzi Grecy z konieczności będą musieli kopiować styl dorosłej reprezentacji. Anglicy po przerwie znów dominowali, ale chwilami irytowali jeszcze bardziej – coraz częściej nie wytrzymywał Blake, i tak zaskakująco spokojny jak na swój image zabijaki z którejś z czarnych dzielnic Londynu.
Afobe w końcu jednak znalazł sposób na grecką defensywę i głową pokonał Dioudisa. Anglicy kompletnie zamknęli Greków, częściej strzelali. Sam na sam zmarnował Berahino, bliski szczęścia z dystansu był Barkley – zdecydowanie najlepszy tego popołudnia w ekipie Blake’a.
I tak sobie jedni strzelali, drudzy zaś bronili. Nie starczyło 90 minut, 105 też nie starczyło. Nie ukrywamy, że szykowaliśmy się na karne – jeden z nas nawet przeprosił się z kamizelką fotografa. Plany wzięło w łeb, kiedy w 108 minucie Charalambos Lykogiannis przelobował Johnstone’a – słabego tego dnia i słabego w ogóle.
12 minut, może trochę dłużej – Grecy wyczekiwali ostatniego gwizdka siedząc na przysłowiowej bombie. A gdy ten wybrzmiał – po całej murawie rozniosła się eksplozja radości. Kapino miał nawet spięcie z obsługą stadionu, która nie chciała wpuścić go na murawę przed końcem dogrywki. Szał radości, ślizgi po nasiąkniętej murawie, taniec do przeboju Michela Telo, grupowa „kanapka” i co tam jeszcze Grecy wymyślili. A właśnie, byśmy zapomnieli – oczywiście paru uklękło i wzniosło ręce ku niebu – i bynajmniej nie prosili o więcej deszczu.
Zdecydowanie źle się stało dla widowiska, że Grecy musieli przez 75 minut grać w osłabieniu – nie zostało im bowiem nic innego jak nastawienie się na kontry. Okres między bramką a rzutem karnym zapowiadał wszak naprawdę niezłą drugą połowę. A Anglicy? Jak to Anglicy – najpierw wygrywają grupę, by następnie odpaść w fazie pucharowej. I jeszcze jedno – patrząc na bramkarza młodych Anglików utwierdzamy się w przekonaniu, że Joe Hart to dla „Synów Albion” prawdziwy jeden na milion.
***
Dwa dni temu wydawało nam się, że uprzedzamy fakty. Francuzi przeciwko Anglii rozczarowali, a Hiszpanie z Estonią zrobili swoje. Podopieczni Julena Lopetegui niby przeważali, w trójkątach rozklepywali przeciwników, ale minuty upływały i nic. I nadal nic. Niezłą sytuację zmarnował Jese Rodriguez, ale na wciąż mokrej murawie trochę uciekła mu piłka i strzał „z Karola” wybronił Alphonse Areola.
Drugi już dzisiaj gol padł po rzucie rożnym – świetnie centrował Bahebeck i już główka Pogby powinna znaleźć się w siatce. Ostatecznie bardziej znanego kolegę wyręczył stoper Samuel Umtiti i mieliśmy sensację. Tak, sensację.
Do przerwy Hiszpanie walili głową we francuski mur, który tworzył sekstet czarnoskórych speców od destrukcji. Chłopcy grali, mężczyźni przeszkadzali.
Po przerwie do głosu doszli jednak Hiszpanie i zaczęli udowadniać, że jednak trochę znamy się na piłce i może faktycznie udało nam się uprzedzić fakty? Deulofeou na 1:1, a nieco ponad kwadrans później (78’) rezerwowy Paco dał Hiszpanii upragnione prowadzenie. Ci, choć nie mają tego w zwyczaju, może podświadomie, a może nie, cofnęli się i oddali inicjatywę Francuzom, rozpędzającym się z każdą minutą, która przybliżała ich do porażki. W 88 minucie Umtiti był bardzo blisko swojej drugiej bramki, ale Arrizabalaga jeszcze zdołał wyjść z opresji obronną ręką.
Trzy minuty później Umtiti zachował najwięcej przytomności umysłu w zamieszaniu pod hiszpańską bramką i doprowadził do remisu.
Coś niesamowitego! Ależ to było 90 fantastycznych minut, z nieoczekiwanymi zwrotami akcji i niefaworyzowaną Francją, dotrzymującą kroku faworyzowanej Hiszpanii.
Dogrywka, już druga tego dnia. To nie była dogrywka typowa dla rozgrywek seniorskich, kiedy taktyczne wyrachowanie bierze górę i obie ekipy wolą poddać mecz losowi w rzutach karnych. Czasem nawet na przekór historii (Anglia). Atakowali więc Francuzi, raz za razem posyłając piłkę wysoko nad poprzeczką i nierzadko w trybuny – raz kibice tak się z piłki ucieszyli, że nie chcieli oddać. Interweniowała ochrona i kiedy już oddali, odrzucający trafił w poprzeczkę. Good eye.
Z drugiej strony sunęli Hiszpanie i Areola znalazł się pod ostrzałem. Francuski bramkarz radził sobie naprawdę znakomicie. W 112 minucie był bezradny, kiedy swą drugą bramkę zdobył Deulofeu, kończąc kontrę wyprowadzoną po kornerze dla Francji.
Jeden z nas nastawił się na rzuty karne, już zresztą podczas spotkania Anglii z Grecją. Wyglądało na to, że znowu będzie niepocieszony. Tyle że Francja zrobiła to raz jeszcze – Pogba 117. Jeszcze mini dreszczowiec, jedna doliczona minuta i one, karne.
Te zaczęły się niemal jak konkurs jedenastek między Hiszpanią a Portugalią na EURO 2012 – tam spudłował Xabi Alonso, tutaj pomylił się Jose Campana (Xabi Alonso U-19). Pogba 1:0, Suarez 1:1, Plea 2:1, Rodriguez 2:2. Wtedy piłkę wziął w ręce bohater wieczoru Umtiti. Chybił. Arrizabalaga broni i Hiszpanie wracają do gry. Tak rozpoczął się dramat „Trójkolorowych”. Paco bez problemów pokonał Areolę, Kondogbię wyczuł Arrizabalaga i obronił drugi kolejny rzut karny. Ostatni akt tego spektaklu należał do Deulofeu. Chłodna głowa zawodowca, jakby w karierze strzelał dziesiątku decydujących karnych – Areola znów nie dotknął nawet piłki i Hiszpanie ruszyli świętować. Nie tak pięknie jednak jak Grecy, triumfujący na przekór wszystkiemu i wszystkim.
Finał Hiszpania-Grecja. Ci drudzy najpierw mieli nie wyjść z grupy, ale uporali się z Portugalią. W półfinale pokonali tych, którzy – do niedawna – zawsze byli uznawani za faworytów. Hiszpanie zaś bronią trofeum.