Mihajlović zadziwił cały piłkarski świat. Chory na białaczkę Serb wrócił na ławkę trenerską Bologny!
2019-08-26 06:37:05; Aktualizacja: 5 lat temuSiniša Mihajlović poprowadził Bolognę w meczu pierwszej kolejki Serie A przeciwko Hellasowi Verona (1:1).
Serb poinformował w połowie lipca, że wykryto u niego ostrą białaczkę szpikową i musi poddać się natychmiastowemu leczeniu.
- Stawiam czoła chorobie i jestem pewien, że ją pokonam. Jestem gotowy do walki i wiem, że wyjdę zwycięsko z tego pojedynku - powiedział szkoleniowiec na konferencji prasowej przed udaniem się na dłuższy okres do szpitala.
- Zapobieganie jest ważne. Nie możemy myśleć, że jesteśmy niepokonani. To był ogromny cios, a teraz mam nadzieję, ponieważ wykryliśmy tę chorobę na czas. Muszę walczyć z nią, bo to nie tylko koszmar. Bądźcie spokojni: wygram, ponieważ zawsze wygrywam, a po zwycięstwie będę bardziej dojrzałym mężczyzną. W życiu nikt nigdy mi niczego nie dał za darmo - dodał 50-latek.Popularne
Przedstawiciele klubu nie myśleli ani przez chwilę, aby zatrudnić kogoś w miejsce Sinišy Mihajlovicia i pod nieobecność trenera powierzyli drużynę jego asystentom, którzy za sprawą nowoczesnych technologii byli stale monitorowani i wspierani przez Serba w trakcie okresu przygotowawczego.
Po jego zakończeniu szkoleniowiec otrzymał zgodę od swoich lekarzy na chwilowe opuszczenie szpitala i po ponad 40 dniach od rozpoczęcia chemioterapii dołączył do pierwszego zespołu kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem pierwszego spotkania w tym sezonie Serie A i następnie zasiadł na ławce rezerwowych, aby osobiście poprowadzić Bolognę w pojedynku przeciwko Hellasowi (1:1).
Piłkarze starali się zrobić wszystko, co w ich mocy, aby sprawić Serbowi miły prezent w postaci zwycięstwa, ale niestety tylko zremisowali z beniaminkiem, który przez większą część spotkania grał w osłabieniu po czerwonej kartce otrzymanej przez Pawła Dawidowicza.
Siniša Mihajlović nie przebywał na ławce trenerskiej do ostatniej minuty meczu i chwilę przed jego końcem opuścił stadion po założeniu na twarz maski ochronnej, która miała w pewnym stopniu uchronić go przed złapaniem jakiejś drobnej infekcji, ponieważ jego układ odpornościowi jest obecnie bardzo osłabiony.
Zawodnicy po końcowym gwizdku sędziego nie ukrywali radości z faktu powrotu szkoleniowca i wierzą, że wkrótce wróci do nich już na stałe.
- Stracił trochę na wadze, ale determinacja i pasja były u niego takie same jak zawsze. Już miesiąc temu trener zapowiedział nam, że chce być z nami podczas spotkania inauguracyjnegu. Nie sądziliśmy jednak, że tak naprawdę się stanie. Zaskoczył nas i byliśmy naprawdę szczęśliwi. Szkoda tylko, że nie potrafiliśmy odpłacić się mu zwycięstwem- powiedział Riccardo Orsolini.