Mucha: W Evertonie Fellaini zawsze chodził wkurw****
2017-11-24 18:01:35; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Jan Mucha udzielił obszernego wywiadu dla „Weszło”, w którym opowiedział między innymi o swoim czasie spędzonym w Evertonie.
Słowacki bramkarz poprzedniego lata rozwiązał umowę ze Slovanem Bratysława ze względu na kłótnie z dyrektorem sportowym tamtejszego klubu. Mucha nie musiał długo czekać na zainteresowanie ze strony Pogoni Szczecin i Śląska Wrocław, ale zatrudnienie znalazł ostatecznie w Termalice. Teraz doświadczony golkiper opowiedział w rozmowie z dziennikarzem „Weszło”, Jakubem Białkiem, o odejściu do Evertonu jako gwiazda Legii. Całość TUTAJ.
Mucha opowiedział między innymi o tym, że wychował się w słowackiej wiosce i, co prawda od zawsze marzył o grze w jakiejś lidze, ale nie mógł uwierzyć w ofertę z Evertonu.- Miałbym zagrać w Premier League?! Wtedy bym sobie tego nie potrafił nawet wyobrazić. W tej chwili nie ma tam żadnego Słowaka. Skrtel wyjechał do Turcji, był krótko Weiss, Stoch… To jest dla nas inna galaktyka. Szok. Zawsze myślałem, że umiem grać w piłkę. W Anglii zobaczyłem, że jestem jeszcze amatorem.
Ostatecznie Mucha Wysp Brytyjskich nie pobił, konkurując z legendą Evertonu, Timem Howardem. Słowak opowiedział, że spotkań w lidze angielskiej mogłoby być więcej, bowiem dał swojemu menedżerowi powody do częstszego wystawiania. - Doczekałem się tylko dwóch meczów w Premier League i zapamiętam je do końca swojego życia. Nawet nie muszę ich nigdzie odtwarzać, płyta DVD jest w głowie. Pierwszy był z Reading, drugi z Manchesterem City. To były jedne z najlepsze meczów w mojej karierze, ale potem i tak usiadłem na ławce. To jest Anglia, po prostu. Jesteś pierwszy, to jesteś pierwszy. Trudno to piłkarzowi zrozumieć, ale tak jest. Zbyt wiele szans nie ma, gdy ją dostajesz – musisz wykorzystać. Nie dostałem jej, po trzech latach skończył mi się kontrakt i stwierdziłem, że chcę jeszcze pograć w piłkę, więc musiałem odejść.
Pierwszym bramkarzem był wówczas Tim Howard, który choruje na zespół Tourette’a. - Wszyscy oczywiście wiedzieliśmy o jego przypadłości, brał na nią specjalne lekarstwa, na które zezwolić musiała mu kontrola antydopingowa. Czasami gdy był zdenerwowany dostawał tików, było po nim to wyraźnie widać. Trzeba przyznać – niesamowity chłopak. Miałem z nim bardzo dobry kontakt. Nie jestem człowiekiem, który lubi podpierdalać i robić komuś na złość. Uważam, że to bardzo ważne dla bramkarzy.
Najlepszym trenerem Evertonu w XXI wieku był prawdopodobnie David Moyes. Szkot potrafił trzymać szatnię w ryzach. Słowak opowiedział, przez co można było podpaść byłemu trenerowi Manchesteru United. - Za brak dyscypliny na boisku. Everton za jego ery grał bardzo twardo w obronie i bardzo nie lubił tego, gdy ktoś nie wykonywał zadań na boisku. W klubie była francuskojęzyczna grupa, której trudno było zawsze zrozumieć szkocki akcent Moyesa.
- Fellaini zawsze chodził wkurwiony, bo nigdy go nie rozumiał i nie wiedział, co ma robić. Zresztą po czterech latach w klubie wciąż słabo mówił po angielsku. Dużo było krzyków w szatni. Mnie też zjechał nie raz. Pamiętam, że zostałem mocno zjechany po pucharze z Chelsea, gdzie dostałem bramkę. Musieliśmy zawsze dostosować się do przeciwnika. Pod każdego rywala była inna taktyka. W czwartek i piątek trener robił treningi już pod konkretnego przeciwnika.