- OKS-u na pewno nie przegonię - wywiad z Sylwestrem Czereszewskim

2011-10-02 14:47:06; Aktualizacja: 13 lat temu
- OKS-u na pewno nie przegonię - wywiad z Sylwestrem Czereszewskim
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

"Pele z Klewek" czyli Sylwester Czereszewski pojutrze będzie obchodził czterdzieste urodziny. Przy tej okazji postanowiliśmy się dowiedzieć co słychać u 23-krotnego reprezentanta Polski, w barwach Legii mistr(...)

"Pele z Klewek" czyli Sylwester Czereszewski pojutrze będzie obchodził czterdzieste urodziny. Przy tej okazji postanowiliśmy się dowiedzieć co słychać u 23-krotnego reprezentanta Polski, w barwach Legii mistrza Polski i króla strzelców Ekstraklasy, a aktualnie dumnego właściciela szkółki piłkarskiej.

Czy już jako dziecko wiedział pan, że chce być piłkarzem? Jak to się zaczęło?

Jako dziecko człowiek wszystkiego się łapał. Czy to była siatkówka, pływanie, jazda na nartach.Uprawiałem wszystko, do czego był dostęp. A piłka? Wszyscy ciągnęli do piłki. Były 2 bramki i się grało. Jakoś wyszło.

Jakiej drużynie pan wtedy kibicował?

Nie miałem jakiejś ulubionej drużyny. Wspierałem reprezentację Polski i AS Romę. A dlaczego, to nie wiem do dzisiaj.

Jak pan wspomina awans do pierwszej ligi ze Stomilem Olsztyn?Czy coś to zmieniło w tym klubie?

Tyle się zmieniło, że nic się nie zmieniło. OKS jest w drugiej lidze. Człowiek żyje historią. Na pewno było przyjemne uczucie, bo awans był czysto sportowy bez wielkiego sponsora, bez dużych pieniędzy. Wyszło to z tego, że dużo dobrych zawodników się znalazło. Do tego wspaniały trener. Bogusław Kaczmarek to wszystko poukładał. Dzisiaj byłoby to niemożliwe, żeby awansować. Potrzebny jest duży sponsor i zaplecze finansowe.

A jak na pana karierę wpłynęło przejście do Legii Warszawa? Czy duża była różnica poziomów?

Poziom organizacyjny był zdecydowanie lepszy. Pamiętam jak podczas okresów przygotowawczych w Olsztynie wyjeżdżaliśmy zaraz pod miasto, a z Legią jeździliśmy do innych krajów. Przyjemnie było, gdy w Polsce było -20, a my byliśmy na Cyprze lub w Turcji, gdzie temperatura sięgała 20 stopni, ale na plusie. Legia to taki klub, że na pewno większość by chciała tam grać.

Strzelił pan wiele bramek, był pan królem strzelców polskiej ligi. Która bramka była jednak najważniejsza w pana oczach, a jaka najładniejsza?

Najważniejsza była z tym nieszczęsnym Widzewem, gdy prowadziliśmy 2-0, a przegraliśmy 2-3. Był taki okres, że strzelałem mecz po meczu gole w 94. minucie. Można powiedzieć, że 2 razy ratowałem Legię na wyjeździe. Graliśmy wtedy z Rakowem Częstochowa i z Wisłą w Krakowie. Najładniejsza? Trochę ich było. Postawię na pucharową z Udinese. Przyjąłem piłkę na klatkę, uderzyłem z prostego podbicia i przelobowałem bramkarza z 18-stu metrów.

Dlaczego wybrał pan Chiny? Jak wygląda tamtejszy futbol z oczu piłkarza? Dużo się różni od europejskiego?

Na pewno poziom jest trochę słabszy, ale ja rywalizowałem nie z Chińczykami, a z zawodnikami, którzy przychodzili zza granicy. Mogło być zarejestrowanych pięciu obcokrajowców, a grać mogło trzech. Tu jest problem, bo niektórzy myślą, że jak pojadą do Chin, to sobie poradzą, a tu chodzi o to, że o miejsce w składzie walczy się z piłkarzami takimi jak ja, ściąganymi z innych krajów. Jeśli chodzi o organizację, byłem mile zaskoczony, widać, że to wszystko jest ładnie poukładane.

A jak pan wspomina grę dla reprezentacji Polski?

Było to duże przeżycie. Strzeliłem tylko 4 bramki, ale wiadomo, to są rzeczy, których nie kupi się za żadne pieniądze. Hymn, gra na dużych stadionach. Tego się nie zapomina.

Który moment kariery uważa pan za najpiękniejszy?

Przede wszystkim awans OKSu. To wszystko było takie naturalne. Przychodziło po 19 tysięcy kibiców. Największe sukcesy odniosłem w Legii Warszawa, tam zdobyłem praktycznie wszystko.

Jak pan przyjął tytuł odkrycia roku w 94'?

Było to związane z tym, że z OKSu trafiłem do reprezentacji Polski, strzelałem dużo goli. No trafiło się.

Jak się pan czuje z tym, że teraz ten tytuł przyznawany jest na takich a nie innych zasadach?

A na jakich jest?

Na takich, że niekoniecznie wybiera się zawodnika naprawdę najlepszego. Chodzi mi tutaj o Macieja Jankowskiego.

Nie, nie wiem, pierwszy raz słyszę. Kto wygrał?

Maciej Jankowski z Ruchu Chorzów.

On był odkryciem czego? Miesiąca?

Poprzedniego sezonu.

Kurde, śledzę całą ligę, ale to jakieś zaskoczenie, czy nie? (śmiech)

Tak, spotkało się to z krytyką ze wszystkich stron, podobno to był pupilek jakiegoś dużego człowieka.

Coś musi być na rzeczy. Ja śledzę ligę, no może nie czytam codziennie gazet, ale na bieżąco jestem. Gdzieś to nazwisko usłyszałem,ale żeby... no wiadomo o co chodzi, no. (śmiech)

Ciężko było to wszystko zostawić i zawiesić buty na kołku? Jak pan sobie z tym poradził?

Najgorsze są początki, bo jednak człowiek jest do czegoś przyzwyczajony, nie ma co ukrywać. Jeden plus, że człowiek wrócił do domu. Kiedyś to musiało przyjść. Jak z biegiem czasu się patrzy, to wydaje mi się, że ten poziom piłki się jednak obniżył. Widać to po tym, jacy zawodnicy grają. Dużo się im płaci, a jak grają, to wszyscy widzą. Legia czy Wisła jakiś poziom prezentują, ale reszta się wyrównuje. Myślę, że spokojnie mogłem to trochę pociągnąć. Może nie w Ekstraklasie, ale na zapleczu można było sobie spokojnie poradzić. Kiedyś to musiało nastąpić, nic się nie stało. Gram w swoim klubie w B klasie i pomagam chłopakom.

Skąd pomysł aby założyć własną szkółkę?

Jak skończyłem grać w piłkę, to mi się syn urodził. Żona ma swój interes, a ja praktycznie cały czas byłem z nim. Jak już był trochę starszy, to piłka to najlepszy pomysł mi się wydaje. Jako trener, to wiadomo, to jest śliska sprawa. Dzisiaj można być supertrenerem, a za pół roku nikt o tobie nie pamięta. Ciężki orzech do zgryzienia. Szkółką sam zarządzam, nikt się nie wtrąca, nikt mnie nie zwolni. (śmiech) Dzisiaj mijają 3 lata od kiedy otworzyłem tę szkółkę. Myślałem, że tylko grając w piłkę nożną czas szybko leci, ale prowadząc swoją akademię, czas leci 2 razy szybciej. Fajnie, fajnie. Kibicom sprawia przyjemność, mnie to strasznie wciągnęło. Jednak jest to ciężki kawał chleba, bo trzeba angażować się na pewno. Nie jest tak jak w innych szkółkach, że się rzuci piłkę i się gra.

Plany rozwoju?

Zdecydowanie. Dzisiaj przychodzą chłopcy w wieku 8-9 lat. Mam już zespół w B klasie. Co rok, co dwa chciałbym awansować szczebel wyżej. Żeby zawodnik, który będzie miał 17- 18 lat, żeby grał na poziomie 3 ligi w moim klubie. Wiadomo, jak ktoś będzie lepszy, to pójdzie wyżej. Chciałbym, aby mój zespół za przypuśćmy 5 lat grał już w lidze okręgowej. OKS-u na pewno nie przegonię. (śmiech).

Rozmawiał Oskar Ogórkiewicz.
Więcej na ten temat: Wywiady