Pogoń przestaje gonić lidera. Minimalistyczny mecz w Szczecinie

2015-10-30 19:39:55; Aktualizacja: 9 lat temu
Pogoń przestaje gonić lidera. Minimalistyczny mecz w Szczecinie Fot. Transfery.info
Błażej Bembnista
Błażej Bembnista Źródło: Transfery.info

Kanonada niecelnych dośrodkowań nie przyniosła oczekiwanego zwycięstwa. Minimalizm zgubił Pogoń, ale przyniósł punkt zabrzanom. Czy jednak w dłuższej perspektywie przyniesie im to korzyści?

Czy możemy już mówić o kryzysie Pogoni? Trzy mecze bez zwycięstwa, dotkliwa porażka z Cracovią, a dziś tylko remis z minimalistycznie grającym Górnikiem. Dla zabrzan ten wymęczony, wyszarpany punkt jest bardzo ważny, ale wicelider tabeli zamiast gonić Piasta zaczyna czuć za sobą oddech innych drużyn. 

Grzech niedokładności

Zacznijmy jednak od pochwał dla zawodników "Portowców". Kolejny dobry mecz rozegrał Marcin Listkowski. 17-latek pochodzący z Rypina pokazał dziś kilka efektownych zagrań, pokazywał się kolegom i był aktywny również w defensywie. W pierwszej połowie posłał kilka świetnych podań, które zostały jednak zmarnowane. Młody pomocnik zaliczył kolejne minuty w Ekstraklasie i powoli zaczyna wygryzać bardziej doświadczonych kolegów. Od kilku spotkań dobre wrażenie robi Mateusz Lewandowski. Boczny obrońca wrócił do Pogoni po epizodzie we włoskim Virtus Entella i dziś jest podstawowym zawodnikiem "Dumy Pomorza". Pewnie radził sobie ze słabym Korzymem oraz był niezwykle aktywny w ofensywie. Można się przyczepić do dokładności jego wielu dośrodkowań, ale szkoda, że Łukasz Zwoliński nie wykorzystał jego kapitalnego podania zza połowy. Na plus rzecz jasna także strzelec gola - Mateusz Matras. To był też ważny mecz dla Dawida Kudły, który zmazał złe wrażenie po fatalnym występie z Cracovią i kilkukrotnie uratował zespół przed utratą gola. Jakub Słowik może więc szczelniej owinąć się w kocu na ławce rezerwowych.

Największa nagana trafia do Łukasza Zwolińskiego, który znowu gdzieś się zablokował. Zmarnowana niemal stuprocentowa sytuacja, kilka niecelnych strzałów - czy ten mecz może przesądzić o tym, że nie dostanie on powołania na listopadowe mecze reprezentacji Polski? Dziś przekonaliśmy się też o tym, że Jarosława Fojuta nie da się zastąpić, choć Sebastian Murawski nie popełnił żadnego poważnego błędu. Brak byłego gracza Dundee wpłynął jednak demobilizująco na Jakuba Czerwińskiego, który dziś prezentował się znacznie słabiej niż zazwyczaj. Za dzisiejszy wynik trudno jednak winić poszczególne jednostki. Cała drużyna zagrała dość nerwowo, zamiast efektywności pokazywała kanonady niecelnych dośrodkowań. 

Minimalizm się opłaca

Drużyna Leszka Ojrzyńskiego przyjechała do Szczecina zdobyć choć punkt. Minimalistyczne podejście okazało się skuteczne i dzięki temu Górnik wróci na Śląsk nieco bardziej podbudowany. Czy jednak na takim minimalizmie można zajechać na bezpieczną pozycję w tabeli? "Trójkolorowi" nadal grają bez wyrazu, ich styl nie porywa i usypia kibiców. Na słabszą dziś Pogoń to wystarczyło, ale ostatnio w meczu z Podbeskidziem takie podejście nie przyniosło rezultatów. Trener Ojrzyński chciałby mieć w drużynie więcej Łukaszów Madejów i niestety na ten moment byłby to dobry pomysł na poprawę jakości składu. Doświadczony zawodnik przerasta swoją klasą młodych wilków w rodzaju Słodowego czy Kurzawy, którzy dostali dziś szansę na grę w pierwszej jedenastce. Brak polotu może się w końcu odbić negatywnie na drużynie, która potrzebuje punktów. Efektowne podanie i kółeczko Michała Janoty (całkiem niezła zmiana) może nie wystarczyć na zajęcie 14. miejsca. By je wywalczyć, zabrzanie muszą rozwiązać ważny problem.

Cień dawnego świra

Jeżeli Górnik poważnie myśli o utrzymaniu się w lidze, musi zimą kupić napastnika. Arsenał umiejętności Macieja Korzyma od dłuższego czasu ogranicza się jedynie do wyjścia na boisko. Idący śladem Leszka Ojrzyńskiego zawodnik mocno pracuje na to, by mit charyzmatycznego szkoleniowca, który podniesie każdą drużynę z najgorszych tarapatów, stracił na aktualności. Wśród kibiców Górnika powoli pojawiają się głosy zwątpienia w dalsze powodzenie misji byłego trenera Korony. 

By zaliczyć misję "wyjście ze strefy spadkowej" zabrzanie potrzebują snajpera, który nie traci każdej piłki, potrafi przepychać się z obrońcami i celnie strzelać na bramkę. Czyli - kompletnego przeciwieństwa obecnego Korzyma. Dziś ten zawodnik był ogrywany przez Lewandowskiego i Matrasa i przegrywał pojedynki biegowe z Jakubem Czerwiński. Dawnemu liderowi "bandy świrów" warto życzyć powrotu do dawnej dyspozycji, ale obawiam się, że nawet po tak słabym sezonie w Górniku szybko znajdzie sobie nowego pracodawcę. Na razie Korzym staje się kolejnym piłkarzem, który będzie jechał wyłącznie na nazwisku.

Kim jest teraz Małecki?

Do formy nie może wrócić też Patryk Małecki. "Mały" zmagał się jednak przez długi czas z kontuzją więzadła, co znacznie wpłynęło na jego obecną dyspozycję. Skrzydłowy wciąż imponuje swoją szybkością i stara się stworzyć jakąś udaną akcję, lecz dziś nie zaliczył chyba żadnego udanego dośrodkowania. Wszystkie piłki od byłego wiślaka są zagrywane na wysokości biodra, co utrudnia jego kolegom ich przyjęcie. "Mały" nie gwiazdorzy już na ławce jak za czasów trenera Wdowczyka, ale wciąż nie może powrócić do wielkiej formy. Przypomnijmy, że wielu widziało go w roli etatowego reprezentanta Polski. 

Czesław Michniewicz na pewno stoi przed dużym dylematem - czy dalej liczyć na przełamanie Małeckiego, który robi dużo wiatru, ale nie wpisuje się do statystyk, czy jednak odważniej postawić na młodzież w rodzaju Listkowskiego. W odwodzie pozostaje Jakub Piotrowski, czekający na debiut w Ekstraklasie. Rywalizacja o miejsce na skrzydłach wciąż trwa i wydaje się, że "Mały" będzie musiał bardzo mocno przyłożyć się do treningów, by ją wygrać.

Jeszcze niedawno Pogoń z każdego meczu wracała z tarczą. Dziś remisuje z przeciętnym Górnikiem, pomimo, że wyglądała na znacznie lepszy zespół. Odnoszę wrażenie, że obie drużyny podeszły do tego meczu zbyt minimalistyczne - e, jakoś to będzie. Mentalnie wygrał Górnik, który zyskał cenny punkt. Pogoń miała niezłe momenty, ale brakowało jej dziś finishera.

Małym nakładem sił można wygrać jedno, dwa spotkania, ale w dłuższej perspektywie w ten sposób nie da się osiągnąć nic więcej - i w dodatku takie spotkania są kompletnie nieatrakcyjne dla kibiców. Jeżeli komentatorzy zajmują się w połowie meczu rozmowami o dyniach, to znaczy, że nie ma co mówić o porywającym widowisku.