Były selekcjoner reprezentacji Polski
po raz pierwszy objął Górnika pod koniec 2016 roku, gdy ten
rywalizował jeszcze w Ekstraklasie. Strony współpracowały ze sobą
tylko przez kilka miesięcy, a łęcznianie po rozegraniu 18 meczów
pod wodzą Smudy (pięć zwycięstw, cztery remisy i dziewięć
porażek) spadli z najwyższego szczebla.
- Żal było stąd
wtedy odchodzić, ale wiadomo jaka była wówczas sytuacja finansowa
i kadrowa. To było po zakończeniu sezonu, gdy w szatni zostało
pięciu - sześciu zawodników, a pozostali poodchodzili.
-
Na koniec mojego poprzedniego pobytu w Górniku na stadion
przychodziło prawie po 10 tysięcy kibiców. A pamiętam, że na
pierwszym domowym meczu pod moją wodzą z Piastem Gliwice na
trybunach zasiadło może tysiąc osób. Gdyby wtedy funkcjonował
system VAR, to na pewno Górnik do dziś grałby w Ekstraklasie.
Drużyna spadła, ale nie ze swojej winy, a - można już to
powiedzieć głośno - to była korupcja i w tej korupcji się
znaleźliśmy - powiedział Smuda, który potwierdził również, że
klub uregulował wszelki zaległości względem jego osoby (cały wywiad TUTAJ).
Przypomnijmy, że w sezonie 2016/2017 łęcznianie opuścili
Ekstraklasę, zdobywając o dwa punkty mniej od czternastej w tabeli
Cracovii. Razem z nimi spadł wtedy Ruch Chorzów.
Aktualnie
Górnik rywalizuje w II lidze (trzeci szczebel rozgrywek). Po 17
kolejkach ma na koncie 26 punktów i zajmuje szóste miejsce w
tabeli.
W niedzielę ekipa z Łęcznej zagra z Gryfem
Wejherowo.
Smuda wraca do pracy z przytupem: To była korupcja
fot. FotoPyk
W środę Franciszek Smuda został szkoleniowcem Górnika Łęczna. W rozmowie z „Kurierem Lubelskim” wrócił on wspomnieniami do swojej pierwszej przygody z tym klubem.