Steven Defour i jego (nie)miłe spotkanie z kibicami Standardu [WIDEO]
2015-01-25 22:40:06; Aktualizacja: 9 lat temuSteven Defour, występujący obecnie w barwach Anderlechtu, zaliczył niemiłe spotkanie z kibicami Standardu Liège, które skończyło się wykluczeniem zawodnika z meczu.
Cała historia ma jednak drugie dno. Defour w przeszłości grał bowiem w barwach Standardu Liège i to aż pięć lat. Po profesjonalnym debiucie w Genk, 18-letni wówczas Belg przeniósł się do drużyny "Czerwonych" i wystąpił dla niej w 153 meczach, po czym zdecydował się odejść do Portugalii.
Rzecz w tym, że kibice Anderlechtu i Standardu szczerze się nienawidzą. Oba zespoły od lat walczą o ligowy prym. Do tego stopnia, że na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat rozgrywki Jupiler Pro League - wyłączając rok 2005 - zawsze wygrywał ktoś z tej dwójki.
Nie trzeba więc mówić, że kibice z Liège nie przyjęli zbyt dobrze swojego byłego pomocnika, gdy doszło do starcia pomiędzy zwaśnionymi stronami na ligowym boisku. Złość, która ogarnęła kibiców Standardu, przyjęła bardzo przykry poziom. Na trybunie pojawił się makabryczny baner z napisem "Czerwony albo martwy", na którym widnieje ścięta głowa Defoura w ręku zamaskowanego mordercy.
Ta prowokacja kibiców zdenerwowała 26-latka, który, mając już na koncie żółtą kartkę, z całej siły kopnął piłkę w kierunku trybuny pełnej kibiców z Liège podczas jednej z przerw w grze. Sędzia "nagrodził" Belga czerwonym kartonikiem, wysyłając go przedwcześnie do szatni.
Jako że Defour został ukarany na wcześniejszym etapie spotkania, nie jest jasne, czy arbiter wykluczył go tak po prostu czy też podarował mu drugą żółtą kartkę, której na dobrą sprawę w rękach sędziego nie zobaczyliśmy.
Takie zachowanie Belga oczywiście jeszcze bardziej zezłościło kibiców "Czerwonych", ale z drugiej strony, goście z Anderlechtu wkrótce pokazali swoje niezadowolenie poprzez wyrywanie i rzucanie plastikowych siedzeń miejscowego stadionu. Standard wygrał spotkanie 2-0.