Super Mecz na remis. Lechia nie przestraszyła się Barcelony.

2013-07-30 23:10:28; Aktualizacja: 10 lat temu
Super Mecz na remis. Lechia nie przestraszyła się Barcelony. Fot. Transfery.info
Jarosław Matoga
Jarosław Matoga Źródło: Transfery.info

Lechia Gdańsk zremisowała 2-2 z Barceloną. I jeśli spotkanie towarzyskie można uznać za dobre piłkarskie widowisko, to mecz w Gdańsku z pewnością takim był.

Coś więcej niż mecz! Super mecz! Piłkarski Olimp w Gdańsku! – to tylko niektóre hasła, które zachęcały nas od dobrych kilku dni do przybycia na stadion w Gdańsku lub chociażby włączenie meczu w telewizyjnej „Jedynce”.

Image and video hosting by TinyPic

 
Wprawdzie „Duma Katalonii” do „Super meczu” przystępowała w składzie dość mocno „odgwiazdorzonym”, to większość fanów przybyłych na PGE Arenę miało na kogo spoglądać. Oczy wielu fanów zgromadzonych na stadionie w Gdańsku śledziły każdy ruch zawodnika z numerem „10” na bordowo-granatowym trykocie. To właśnie Leo Messi i jego występ miał wynagrodzić kibicom polskiego futbolu często wielogodzinną podróż z najdalszych zakątków Polski, a nade wszystko tygodniowe przesunięcie terminu rozgrywania meczu Lechia – Barcelona.  Kilka dni temu, podczas meczu mającego podobny charakter jak ten w Gdańsku, tylko, że rozgrywanym w norweskiej stolicy, po 15 minutach gry Barcelona prowadziła z Valerengą 3-0. Tymczasem po kwadransie gry wtorkowego spotkania, wśród kibiców zapanowała lekka konsternacja. Rzut rożny dla Lechii, piłka posłana wprost na głowę Jarosława Bieniuka, który bez zastanowienia pokonuje Pinto. Podopieczni „polskiego Guardioli”, czyli Michała Probierza, objęli prowadzenie, a polscy kibice Barcelony mieli mały moralny dylemat – cieszyć się z bramki rodaków czy martwić z powodu jej utraty przez ukochany klub? Wszystko wróciło, jednak do normy w 25. minucie gry, kiedy to wreszcie piłkarze „Dumy Katalonii” efektywnie zakończyli efektowną akcję, którymi zawodnicy mistrza Hiszpanii starali się "czarować" kibiców zgromadzonych na PGE Arenie od pierwszego gwizdka sędziego Gila (Pawła Gila). Trzeba, przyznać, że była to, jednak "tiki taka" z mocno zaciągniętym hamulcem ręcznym. Zdobywcą bramki na 1-1, Sergi Roberto. Należy podkreślić, bez nuty drwiny, że Lechiści w pierwszej części gry na tle Katalończyków prezentowali się bardzo solidnie. Co więcej, gdyby Sebastian Madera dłużej przyglądał się jak akcje potrafi wykorzystywać jego partner ze środka defensywy, Jarosław Bieniuk, to Lechia mogłaby objąć prowadzenie w 37. minucie, kiedy to stoper gdańszczan po dośrodkowaniu z rzutu wolnego znalazł się w polu karnym gości zupełnie osamotniony. Tym razem, jednak byłemu zawodnikowi Widzewa zabrakło ziemnej krwi. Na zakończenie pierwszych czterdziestu pięciu minut gry, Messi mógł okrasić swój pierwszy występ na polskich boiskach bramką z rzutu wolnego, jednak dobrze spisał się Mateusz Bąk, golkiper, którego Michał Probierz powoli wyciąga z piłkarskiego niebytu. 
 
Image and video hosting by TinyPic
 
Pierwsza połowa spotkania wywoływała na przedstawicielach obydwu drużyn nieco skrajne emocje. Probierz, który „szalał” przy linii końcowej wmówił sobie zapewne, że mecz z Barceloną jest spotkaniem Ligi Mistrzów. No tak, wtorek, godzina 20.45 – termin mówi sam za siebie. Z drugiej, jednak strony szkoleniowiec zielono-białych udowodnił, że nieważne w jakim meczu bierze udział jego drużyna, to profesjonalne podejście do swoich obowiązków jest najważniejsze. Tymczasem Gerard Pique, podstawowy stoper Barcelony, w trakcie trwania meczu, korzystając z urlopu pochwalił się światu za pośrednictwem Twittera romantyczną fotką, na której w objęciach Hiszpana, oprócz Shakiry, znajduje się pocieszny… delfin. 
 
Fot. Twitter # Gerard Pique
 
Od początku drugiej części gry trener Probierz postanowił dać szansę gry większej liczbie graczy. Z kolei Jordi Roura zdecydował się zrobić ukłon w stronę kibiców w Gdańsku, pozostawiając na placu gry Messiego. Bohaterem pierwszych minut drugiej połowy nie był, jednak wspomniany Argentyńczyk, lecz jego vis a vis w barwach Lechii, Piotr Grzelczak, który w 50. minucie gry wyprowadził gospodarzy na prowadzenie bardzo efektownym uderzeniem pod poprzeczkę bramki Oiera. Podobnie, jak w pierwszych trzech kwadransach pierwszej połowy, tak samo w drugiej części gry, Lechia nie cieszyła się długo prowadzeniem z Barceloną. Siedem minut po golu Grzelczaka, dwójkową akcję z Alexisem wykończył Messi, w ten sposób zaliczając kolejny kraj, na terenie którego udało mu się pokonać bramkarza przeciwników. Po bramce Argentyńczyka trybuny nieco ucichły. Zarówno fani Barcelony, jak i Lechii, na boisku musieli oglądać spotkanie, które z minuty na minutę traciło impet. Nawet Leo Messi, gwiazda wieczoru, był nadspodziewanie niewidoczny. Wrzawa na PGE Gdańsk nastała dopiero na kilkanaście minut przed ostatnim gwizdkiem. Najpierw polscy kibicie gromkimi brawami nagrodzili, opuszczającego plac gry Messiego, a kilkanaście sekund później, jeszcze bardziej żywiołowo przyjęli brazylijską gwiazdę, Neymara. Kilka lat temu byliśmy świadkiem historycznego wydarzenia w Polsce. Wtedy to Wisła Kraków pokonała FC Barcelonę, stając się pierwszą drużyną, która pozostawiła w tyle dopiero co tworzącą się potęgę „Dumy Katalonii” pod wodzą Pepa Guardioli. Tymczasem, 30 lipca 2013 roku może na stałe wpisać się w historię hiszpańskiego potentata, ponieważ właśnie w meczu z Lechią pierwszy raz w koszulce „Barcy” wystąpił wspominany Neymar. Brazylijczyk w ostatnich minutach gry nie zdołał pokonać Małkowskiego, jedyne co zapamiętał z wtorkowego wieczoru to ostre i zdecydowane wejścia gdańskich obrońców. 
 
Mecz zakończył się wynikiem remisowym, co przy porażce Valerengi Oslo przed kilkoma dniami z Barceloną 0-7 mówi samo za siebie. Lechiści bardzo ambitnie podeszli do spotkania z wyżej notowanym rywalem i co więcej nie stanowili tylko tła dla mistrzów Hiszpanii, lecz jak pokazuje wynik podjęli z nimi walkę. 
 
Image and video hosting by TinyPic
 
Długo wyczekiwane spotkanie Lechii z Barceloną było promykiem wielkiego futbolu, który zajrzał na polskie boiska. Nie mielibyśmy nic przeciwko, żeby za kilka tygodni ten sam rywal ponownie pojawił się w Polsce. Już z nowym trenerem i pierwszym „garniturem” kadrowym. Jedyne co musiałoby się zmienić, to ranga spotkania. Najchętniej widzielibyśmy w nim już nie Lechię, a Legię i nie w potyczce towarzyskiej, a w meczu Champions League.