Syn Tomasza Hajty szczerze o pobycie w internacie: Zioło było, ale żeby ktoś po nosie dawał, to nie widziałem
2017-11-24 17:33:41; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Syn Tomasza Hajty, Mateusz, udzielił wywiadu dla portalu 2x45.info.
Kariera Hajty-juniora jest już właściwie zakończona i obecnie występuje on w rozgrywkach amatorskich „Sunday League”, ale ścieżki juniorskiej może mu pozazdrościć niejeden młody zawodnik. Syn Tomasza Hajty bardzo często podążał za ojcem, więc reprezentował między innymi Duisburg, Southampton, ŁKS i Jagiellonię. To właśnie o pobycie w białostockim internacie bardzo dosadnie opowiedział w rozmowie z Krystianem Juźwiakiem. CAŁOŚĆ TUTAJ
- W Jagiellonii trochę się działo. Szczerze mówiąc, to chyba każdy czekał na weekend, żeby iść na imprezę albo po prostu dać w palnik.
Według Hajty młodzi zawodnicy w Białymstoku często czuli się nietykalni, tylko przez to, że reprezentowali barwy juniorów Jagiellonii. Syn Tomasza Hajty przywołał konkretną sytuację, która w jego opinii była jedną z najgorszych. - Jaranie zielska na lekcji. Od razu zaznaczam, że to nie ja (śmiech). Była garstka. Dosłownie 3-4 osoby, które miały z tym problem. Każdy z nas myślał, że nie można nam nic zrobić. Wiedzieliśmy, że jeżeli na koniec dnia coś się stanie, powiedzmy, wpadnie zagrożenie z chemii, to trener załatwi. Zawsze tak było. W najgorszym wypadku wyśle ojca – opowiada Mateusz Hajto.
- Dopóki do władzy nie doszedł trener Tomar, to oni potrafili jarać codziennie. Nikt tego nie sprawdzał. Właściwie to nikt niczego nie sprawdzał. Chłopaki byli pozostawieni sami sobie. Mówimy teraz o bardzo poważnych sprawach, ale czego można oczekiwać, jak te prozaiczne rzeczy wyglądały tragicznie. Wiesz, jak wyglądała kolacja w internacie? Wafelek "Grzesiek" i jogurt! Opieki praktycznie nie było. Wieczorem, koło 21:00, przychodził opiekun. Zaglądał do pokoju, sprawdzał kto jest, a kogo nie ma i wychodził. Ci opiekunowie nigdy nie zwracali uwagi na to, czy ktoś jest pijany, czy naćpany. Odbębniali swoją robotę i do widzenia.
- O prochach nie wiem. Zioło było, ale żeby ktoś po nosie dawał, to nie widziałem, ani nie słyszałem.
- O prochach nie wiem. Zioło było, ale żeby ktoś po nosie dawał, to nie widziałem, ani nie słyszałem.
Hajto opowiedział również, że pewnego razu na treningu juniorów Jagiellonii przez używki mogło dojść do prawdziwej tragedii. - To była najgłupsza osoba z nas wszystkich. On sam sobie szukał wrażeń. Bójki, narkotyki… W ogóle na początku to był mój dobry kolega, ale wszystko się rozpadło. To nie było dla mnie odpowiednie towarzystwo. On był chyba jedyną osobą z nas wszystkich, która mogła raczyć się czymś grubszym niż ziołem i alkoholem.
- Był wtedy w juniorach młodszych. Padł na treningu. Serce nie wytrzymało, fakt. Powiedział trenerowi, że to po kontuzji. Że za intensywnie trenował. Ale też dużo dodał od siebie. Po prostu nie chciało mu się ćwiczyć. Co tu dużo mówić, on miał te treningi w dupie.