Wywiad z Tomaszem Kłosem
2008-08-21 23:00:10; Aktualizacja: 16 lat temu<b>Kilkadziesiąt minut po 12. Restauracyjny szum, goście zajadający się orientalnymi potrawami. Wśród nich były reprezentant Polski, należący do grona wybitnych zawodników, Tomasz Kłos. O jego karierze, nowej r(...)
- Jak pan się czuje w nowej roli?
- Na razie poznaje wszystko. Podoba mi się rola menadżera. Wiadomo, że jest to odpowiedzialność. Lecz z drugiej strony każdemu menadżerowi klubowemu, przy współpracy z trenerem, z dyrektorem sportowym, żeby sprowadzić takiego zawodnika, który będzie gwarantował wysoki poziom sportowy, a później za dobrą cenę można będzie go sprzedać. Nie ma, co ukrywać, że ŁKS jest taką drużyną, która żyje z transferów i to jest przede wszystkim moje zadanie.
- Nie tęskni pan za murawą?
- Na pewno się tęskni. Gram jakieś mecze pokazowe czy charytatywne, ale to nie są te emocje, to nie jest ta adrenalina, nie jest to smak tej murawy. Nie ma takiej odpowiedzialności. Wszystkie mecze, jakie teraz gram, to można powiedzieć są ,,lajtowo” traktowane. W meczach profesjonalnych, była ta adrenalina, była odpowiedzialność z mojej strony, jako kapitana zespołu i troszkę mi tego brakuje na pewno, ale jest jak jest.
- Nie zamierza pan już wracać do profesjonalnej piłki, np. na jeden sezon?
- Wie pan, ja od pewnego czasu nie mówię, że na 100 % już coś będzie tak jak jest. Wiadomo nigdy się nie mówi nigdy. Było wielu zawodników, którzy kończyli kariery, a po pół roku wracali. Zobaczymy jak to będzie. Czas pokaże.
- Zdecydował się pan podjąć posadę w klubie, w którym co sezon, a właściwie, co rundę są ogromne kłopoty kadrowe. Czy pańskie nazwisko pomaga w sprowadzaniu zawodników do ŁKS?
¬- Czy pomaga? Nie wiem czy pomaga. ŁKS żyje z transferów. I za takie transfery później się płaci. Najlepiej widać to na przykładzie Sebastiana Mili. Za pieniądze z jego transferu mogliśmy kupić innych zawodników, co prawda nie na takim poziomie jak Sebastian, ale mogących nam pomóc, i na to musimy przede wszystkim patrzeć.
- Jaka jest pańska dokładna rola w łódzkim klubie?
- Jestem menadżerem odpowiedzialnym za transfery. Staram się także budować atmosferę. Staram się być kolegą, dla zawodników takim, jakim byłem. Czyli normalnie pośmiać się, pożartować. Lecz kiedy są problemy, to zawodnicy mają do mnie zaufanie. W większości jakiś kłopotów przychodzą do mnie, a ja staram się je rozwiązać. I myślę, że jestem menedżerem teraz, nie zmieni podejścia zawodników do mnie, tak jak nie zmieniło się moje. Wiadomo, że nie raz tak jest, że zmienia się role i od razu pokazuje się rogi, i zachowuje się tak jakby się niektórych nie znało.
- Po tych wszystkich zmianach, w ŁKS sądzi pan, że jesteście się w stanie utrzymać?
- Uważam, że tak. Jesteśmy drużyną, która jest od nowa budowana. Odeszło 6-7 podstawowych zawodników, przyszło na ich miejsce tylu samo nowych graczy. Lecz to nie było tak, że to my tych zawodników nie chcieliśmy. Mieli inne propozycje finansowe, z których skorzystali. Klub w jakiś sposób na tym zarobił, ale sądzę, że na pewno się utrzymamy. Wiadomo, że nie będziemy walczyć o puchary, ale chciałbym żebyśmy byli w granicach 10-12 miejsca po rundzie jesiennej. Później zobaczymy jak to będzie, by nie było sytuacji tak jak w zeszłym roku, że po rundzie jesiennej mieliśmy 8 punktów.
- Czy jest jeszcze szansa żeby ŁKS zakupił jeszcze jakiś piłkarzy przed końcem okienka transferowego?
- Będzie ciężko kogoś sprowadzić, z tego względu, że budżet na ten sezon właściwie mamy już zapięty. Może jednego zawodnika jeszcze sprowadzimy, ale najprawdopodobniej zostaniemy już w takim składzie jak jesteśmy.
- Mówiło się sprowadzeniu jednego z zawodników Korony Kielce, z klubem trenuje także młody Włoch. Czy rozmowy z nimi są nadal prowadzone?- Znaczy Włoch przyjechał dopiero wczoraj. Jest to młody, ofensywny pomocnik, czyli na tą pozycję, na którą trener prosił byśmy szukali zawodników. Będziemy go obserwować przez tydzień, trener zadecyduje o jego przydatności w drużynie. Sprawa z Koroną jest w tym momencie tematem tabu, także nic nie mogę o tym powiedzieć.
-Pan zaczynał karierę kilkanaście lat temu. Jaka wtedy była rola menadżerów, a jaka jest w dzisiejszych czasach, bo wydaje się, że ich rola jest coraz ważniejsza?
- Kiedyś nie było tylu menadżerów. Na polskim rynku nie było ich zbyt wielu. Większość to byli menadżerowie zagraniczni, którzy brali zawodników z Polski i transferowali ich za granicę. Wśród zawodników w Polsce w 1992 roku nie było takowych menadżerów, nie było wtedy jeszcze prawa bosmana o ile się nie mylę i były troszkę inne zasady. Myślę, że menadżer powinien być przy zawodniku, lecz niestety często robią piłkarzom krzywdę. Zarabia na tym i jestem jak najbardziej za tym, by zarabiał gdyż jest to jego praca, lecz nieraz też jest tak, że zawodnikowi robi się wodę z mózgu, obiecuje horrendalne pieniądze, a potem piłkarz sam nie wie, o co chodzi.
- Sytuacja z Adamem Kokoszką, który odszedł Wisły na prawie ,,Webstera”…
- Wiadomo, że menadżerowie szukają takich luk. Jest to korzyścią i dla niego i dla piłkarza. Oczywiście nie jest to korzystne dla klubu, w tym przypadku dla Wisły, ale mówię, zawsze gdzieś jest jakaś luka i później te luki będą można powiedzieć zalepiane żeby się to więcej nie powtórzyło.
- Wg. pana jest to dobre, że zawodnicy korzystają z tych luk? Wspomniana sytuacja Adama Kokoszki czy też zagraniczne sytuacje dają wiele do myślenia.
- Tak, tylko z drugiej strony proszę się postawić w sytuacji takiego piłkarza. Oczywiście klub chce mieć takiego zawodnika. Wie, że zagra tylko 10 meczów w obecnym klubie, ma ofertę z Włoch. Wie, że w reprezentacji będzie grał tylko wtedy, gdy będzie regularnie występował w klubie. Wisła jest takim klubem, który chce mieć w razie, czego 20 zawodników. A Kokoszka chciałby grać cały czas. Jest to młody, silny, ambitny chłopak.
- Wczoraj zaprezentował się w meczu przeciwko Ukrainie. Nie zaprezentował się zbyt dobrze, widać było brak ogrania, które jak pan mówi jest niezwykle ważne. Sądzi pan, że może on zapełnić lukę po Jacku Bąku, który zakończył reprezentacyjną karierę?
- Myślę, że na razie będzie grać Darek Dudka z Michałem Żewłakowem, gdyż są bardziej do tego predysponowani. Tak jak mówię, Adam jest bardzo dobrym chłopakiem. Ale jest jeszcze bardzo młody. Ma 22 lata. Niech się uczy, ma kolejne eliminacje. Niech uczy się przy Michale. Ja śmiem powiedzieć, że dla Michała, który ma już 33 lata, mogą być to ostatnie eliminacje, choć daj Boże zdrowie, by było ich jak najwięcej, ale po jego odejściu przydałby się jakiś następca. Może grać i Dariusz Dudka, ale może i grać Adaś Kokoszka, który też potwierdza, że może grać w tych eliminacjach. Jednak musi grać w klubie, a Wisła mu tego nie gwarantowała.
- Zostając przy temacie reprezentacji. Jak pan ocenia nasze szanse w tych eliminacjach, po tych nieudanych Mistrzostwach Europy?
- My jesteśmy drużyną eliminacji. Szanse zawsze mamy. Pokazaliśmy to w ostatnich eliminacjach. Mieliśmy w grupie Portugalię, którą wyprzedziliśmy. Widocznie jesteśmy drużyną, która w eliminacjach jest w stanie z każdym wygrać, choćby z Czechami, ale jesteśmy też drużyną nieobliczalną, która potrafi z każdym przegrać. Na pewno jesteśmy w stanie awansować, a o porażce na Euro powinniśmy zapomnieć.
- Jak pan sądzi, dlaczego w eliminacjach spisujemy się tak dobrze, a gdy przychodzi duża impreza tracimy wszelkie walory i przegrywamy? Pan sam grał na Mistrzostwach Świata w 2002 roku, w Korei i Japonii. Jak pan to ocenia?
- Przyczyna jest prosta. Na zgrupowaniach, gdy są mecze eliminacyjne jesteśmy 3-4 dni, a później na przygotowania do Mistrzostw Świata czy Europy, gdzie po raz 3 robimy ten sam błąd, jesteśmy przygotowywani przez 2 tygodnie i jesteśmy przetrenowywani. I później w meczach na mistrzostwach tą optymalną formę, łapaliśmy na 3 mecz, który już o niczym nie decydował, który jest pożegnalny. Coś z tym jest nie tak. Ale są od tego ludzie, którzy są za to odpowiedzialni i biorą za to pieniądze, i biorą za to jakąś odpowiedzialność.
- Leo Beenhakker sprowadził przed mistrzostwami swojego człowieka od przygotowania kondycyjnego…
- Sprowadził i okazało się, że był to niewypał. Jest to dla nas jakaś kolejna nauczka.
- Pan w karierze reprezentacyjnej rozegrał wiele meczów. Należy pan do grona wybitnych reprezentantów, lecz pozostał chyba w panu taki niesmak po tym jak Paweł Janas nie powołał pana na Mistrzostwa Świata do Niemiec w 2006 roku?
- Tak pozostał niesmak. Nie chcę wracać już do tej sprawy. Pozostał niesmak, ale decyzja była taka, dla mnie niezrozumiała, lecz trener miał do niej prawo. Choć wg. mnie powinien powiedzieć zawodnikowi przez telefon lub prosto w oczy, troszkę wcześniej, a nie tak jak było.
- Z telewizji bądź radia, tak jak w przypadku m.in. pana i Jurka Dudka.
- Dokładnie. Widocznie taki ma się charakter. Człowiek, człowiekowi nie jest równy. Nie można tą samą każdego mierzyć. Wydawało się inaczej, a wyszło zupełnie inaczej.
- Leo Beenhakker postąpił inaczej. Już przed konferencją prasową, powiadomił zawodników, których nie będzie brał, o tym, że zostają.
- I było to zachowanie jak najbardziej fair. Z tego, co wiem trener Beenhakker z każdym, z tych zawodników wcześniej rozmawiał. To mi się bardzo podoba. Wiadomo, że jakiś ból zawsze pozostanie, bo jest to swego rodzaju uderzenie się w pierś. Ból pozostanie, ale zawsze można później spojrzeć sobie prosto w oczy. Wiadomo, że ból z czasem mija, ale można powiedzieć, że był to trener, który potrafił stanąć przed zawodnikiem i powiedzieć wprost, nawet mimo drżącego głosu, bo wybór jest trudny. Ale powiedział to, podjął taką decyzję na swoją odpowiedzialność. Z perspektywy czasu może nie była to dobra decyzja, bo nie wyszło nam na Euro, ale jak powiedziałem trener bierze za to odpowiedzialność, nie poszło to na dobre, ale taka jest rola trenera.
- A jak pan ocenia pracę, jaką Holender wykonał z reprezentacją przez ten czas? Jak rozwija się znajdowanie nowych talentów, których sporo przy Leo Beenhakkerze wyrosło?
- Jest to trener, który nie boi się ryzykować. I gdy widzi, że dany zawodnik prezentuje się dobrze na treningu na zgrupowaniach i ma szansę wystąpić od pierwszej minuty. Nie ma żelaznej jedenastki, jest kilku pewniaków, którzy tworzą kręgosłup tego zespołu, ale o miejsce trzeba walczyć i pokazał to m.in. w kilku meczach, że nie ma w drużynie niezastąpionych i trzeba walczyć od początku do końca. Widać, że przygląda się, ma wielką charyzmę, wprowadził charakter w tej drużynie. Nie ma już czegoś takiego, że jedziemy do Anglii czy Portugalii i przegrywamy. Widać było to w Portugalii, gdzie u zawodników z Polski nie jest to spotykane, że wygrywa się 1: 0, potem przegrywa 1: 2 i doprowadza się do remisu grając do końca. Sądzę, że wpoił on pewne rzeczy tym zawodnikom.
- Niedługo wybory w PZPN. Wg. pana, kto jest najlepszym kandydatem na stanowisko nowego prezesa, gdyż wszyscy liczą na to, że Michał Listkiewicz w końcu ustąpi?
- Myślę, że Michał Listkiewicz nie ustąpi. Nie wiem, kto jest najlepszym kandydatem, bo jest kilka osób. Jest pan Czarnecki, jest pan Jagodziński, także nie wiem, kto by był najlepszy. Każdy by chciał, każdy wiele obiecuje, ale nie wiem jak to będzie. Ja myślę, że zostanie prezes Listkiewicz. Każdy mówi, że jest on taki i owaki. Pewnie, że do każdego można się doczepić, ale spójrzmy na to inaczej, szerzej. Odkąd prezesem został Listkiewicz, awansowaliśmy dwukrotnie do Mistrzostw Świata, po 17 latach, wywalczyliśmy historyczny awans do Mistrzostw Europy, a także zostało nam przyznane kolejne Euro w 2012 roku. I proszę mi powiedzieć, co jeszcze, jako prezes miałby zrobić? Związek PZPN finansowo, odkąd jest prezes Listkiewicz stoi bardzo dobrze. Większość tych rzeczy, które są potrzebne, czyli warunki, reprezentacja, są idealne. I to są wszystkie plusy. Oczywiście są minusy, ale to, co powinno się widzieć gołym okiem, to sukcesy, czyli awanse w stronę reprezentacji, sytuacja finansowo. Wszystko przemawia, więc, w głównej mierze za prezesem Listkiewiczem.
- Co pan sądzi o tym całym zamieszaniu z korupcją? Czy możemy mieć nadzieję, że przyszły sezon rozpocznie się normalnie bez takich zawirowań?
- Mam nadzieję, że do końca tego sezonu zostanie to wyczyszczone. Dobrze, że podjęto takie kroki. Choć osobiście sądzę, że do końca się tego nigdy nie wypleni i to są moje prywatne słowa. Zawsze będzie jakieś ,,ale”, lecz dobrze, że został zrobiony porządek.
- Polskie klubu jak na razie nie mogą awansować do najważniejszych rozgrywek. Co trzeba zrobić, by to się zmieniło? By Polska znów zaistniało klubowo na europejskiej mapie futbolu?
- Nie jest tak łatwo tego dokonać. Proszę zobaczyć taki Szachtar Donieck, który ma budżet w wysokości 50 milionów dolarów, a też nie może awansować do Ligi Mistrzów w tym sezonie. Także nie jest tak łatwo. Był moment, że Legia i Widzew były na topie. Nie miały takich budżetów, lecz miały kolektyw zawodników i trenerów. Teraz poziom znacznie wzrósł. Większe inwestycje są w klubach i nie ma, co za dużo powiedzieć. Wiadomo, że jeśli chce się awansować trzeba mieć też szczęście. Pamiętam jak grałem w Wiśle, wygraliśmy u siebie z Panathinaikosem 3: 1 i akurat klub pozbył się Żurawskiego i Szymkowiaka, czyli serce zespołu. Jednego zawodnika, który wykańcza akcje, a drugiego, który rozgrywa, odeszło i bez nich udało się u nas wygrać. U nich przegraliśmy jednak 1:4. Trzeba mieć szczęście. Jak się trafia na Real Madryt czy Barcelonę, no to ciężko jest walczyć, nawet jak ma się dobry budżet.
- To nie wstyd przegrać z takimi zespołami, ale spójrzmy np. na GKS Bełchatów, który przegrywa z Dniepro Dnieprowiesk, czy Legię Warszawa, która nie potrafi wygrać u siebie z FK Moskwa. Od czego to zależy? Skład mają przecież dobry, który pozwala mieć nadzieję. Co według pana jest powodem tak słabych występów? Czy jest to brak umiejętności, czy też profesjonalnego podejścia do pucharów?
- Nie, wydaje mi się, że przegrywamy z powodu braku umiejętności. Spójrzmy na zawodników Legii. Mają jednego z najlepszych zawodników w Polsce na każdą pozycję niemalże, tak jak Lech czy Wisła. Ale nie grają indywidualności, lecz kolektyw, a jego właśnie brakuje. Co z tego jak będzie grał Ronaldo, skoro nie dostanie żadnej piłki. Musi być kolektyw, bo gra drużyna, a nie pojedynczy zawodnik. Nieraz drużyna, w której grają mniej znani zawodnicy, którzy tworzą kolektyw, gra lepiej od drużyny z wielkimi nazwiskami w kadrze.
- Widać to było właśnie na przykładzie Widzewa i Legii, którzy nie mieli w połowie lat 90 tak znanych piłkarzy, a potrafili osiągnąć sukces w Lidze Mistrzów.
- Mieli wtedy bardzo dobrą drużynę. Był to kolektyw. Nie było w nich nazwisk europejskich. W Polsce każdy znał ich nazwiska, lecz w Europie nikt. Ale tworzyli zgrany kolektyw, dzięki czemu potrafili dobrze grać, lecz mieli także szczęście, czego nie można ukrywać.
- Wracając do pana kariery. Z czego jest pan najbardziej zadowolony w swej karierze?
- Największym sukcesem w karierze, a właściwie w przygodzie z piłką, było to, że byłem zdrowy. Nie miałem żadnych kontuzji czy też operacji. Na pewno też gra w reprezentacji, 3 mistrzostwa Polski, finał pucharu Niemiec. Wyjazd zagraniczny. Ponad 70 meczów w reprezentacji. Także w jakimś sensie dostałem szansę i w pewien sposób ją wykorzystałem. Oczywiście zawsze mogło być lepiej. Generalnie jestem zadowolony i życzę każdemu takiej przygody.
- A czego pan najbardziej żałuje?
- Może i miałem szansę, ale teraz nie ma, co gdybać. Miałem okazję gry w Paris Saint German, gdy grałem jeszcze w Auxerre, ale przeszedłem do Kaiserslautern. Ale nigdy nie starałem się użalać, nawet jak coś było nie tak, bo dostałem w pewnym sensie dar od losu i w pewnym sensie go wykorzystałem.
- Kogo uważa pan za największy polski talent?
- Myślę, że Kuba Błaszczykowski. Jest on świetny pod względem szybkościowym. Jeśli będą go omijać kontuzje włókien, czy też naderwania, które dają mu szybkość, to sądzę, że Kuba zrobi największą karierę.
- Ostatnio mówiło się o zainteresowaniu Liverpoolu jego osobą.
- Tak, ale sądzę, że ma czas. Ma 23 lata dopiero. Jeszcze rok na pewno pogra w Dortmundzie. Zawsze uważałem, że najlepsza dla zawodników jest forma. Uważam, że w wieku 20-24 są przebłyski talentu, a 27-31, to jest optymalny wiek, by być całkowicie ukształtowanym. Jest wtedy to najlepszy moment dla piłkarza i wtedy przychodzi też największa forma, tak uważam.
- Jeśli chodzi o szkółki piłkarskie, to powoli zaczyna iść to do przodu, choć wciąż wiele nam brakuje do europejskiego poziomu. Co według pana należy zrobić, by to zmienić?
- Dopóki nie będzie infrastruktury, co jest jedyną szansą. Mam nadzieję, że wszystko będzie zrobione do Mistrzostw Europy. Wszystkie bazy treningowe, dojazdy, wszystko powstanie. I to jest właśnie to. Jeśli nie ma infrastruktury i całej reszty to nie ma szans na cokolwiek.
- Spójrzmy na Rosjan, którzy co roku odnoszą sukcesy. Zenit zdobył w ostatnim sezonie Puchar UEFA, CSKA także sięgnęło po to trofeum kilka lat temu. Reprezentacja Rosji zaprezentowała się świetnie na ostatnich Mistrzostwach Europy. Czy powinniśmy brać z nich przykład?
- Odnoszenie się do rosyjskich zespołów nie ma sensu, gdzie sponsorami są najwięksi oligarchowie rosyjscy, ale i światowi. Zenit potrafi za Tymoszczuka 25 milionów dolarów, gdzie na sezon zarabia on 2, 5 miliona dolarów, czyli to jest połowa rocznego budżetu ŁKS, więc, o czym my mówimy. Bazy treningowe, gdzie w Doniecku jest 10 boisk treningowych, czy 10 milionów za jedną bazę treningową, więc nie ma porównania.
- W Polsce znane jest to, że prezesi, właściciele klubów boją się ryzykować. Bogusław Cupiał, który wyłożył ogromne pieniądze na Wisłę, sam stwierdził, że boi się ryzykować drogimi transferami dobrych zawodników. Mówiło się o Kluivercie, o Kallonie, ale nic z tego nie wyszło.
- Tak, ale to, co mówią to jest różnica. Wisła nie jest w stanie zaoferować Kluivertowi czy Kallonowi takich pieniędzy. Prędzej zatrudni ich jakaś drużyna z Kataru czy z Dubaj. To są spekulacje, można rzucać takie tematy, rozbudzać, to, ale, po co, skoro wiadomo, że nie stać na to?
- Kluivert zarabiał tylko 100 tysięcy więcej niż Wojtek Łobodziński, więc nie była to duża suma, ale Bogusław Cupiał, że dopóki nie będzie wyników, to nie będzie ryzykował takim transferem. Lecz chyba warto by było zaryzykować?
- Wisła w lidze i bez takiego zawodnika sobie poradzi. A co do eliminacji, to nawet, jeśli taki zawodnik przyjdzie 2 tygodnie przed meczem, to tej drużyny nie zbawi, bo on inaczej gra. Zespół musi się zgrywać, a trener musi mieć kolektyw. Drużynę na Ligę Mistrzów powinno się budować już od zimy. W zimie kupić kilku takich i takich zawodników, a latem dochodzi jeden latem, ale zimą powinien być już kolektyw. W tym roku walczymy o Ligę Mistrzów i tak to powinno być robione właśnie pod to, a jak się nie będzie inwestować to nie ma na to szans, proste.
- Niestety u nas jest cały czas takie rozumowanie, że w naszym kraju powinno się tylko promować piłkarzy a potem ich sprzedawać.
- Polska jest takim krajem, gdzie można tylko takich zawodników promować i sprzedawać. Z tego kluby żyją i widocznie nikt nie boi się zaryzykować inwestycją.
- Przykład Zbigniewa Drzymały, który włożył ogromne pieniądze w drużynę z Grodziska Wielkopolskiego, która grała z sukcesami, teraz połączyli się z Polonią Warszawa i troszkę szkoda, bo tak jak pan mówi nie ma tego kolektywu, jest mieszanina tych piłkarzy z obydwu klubów.
- Tam jest teraz troszeczkę niezadowolenie. Ponieważ część zawodników jest z Groclinu, a część z Polonii, trener jest z Groclinu i gra tylko dwóch zawodników z Warszawy. Niektórzy są na pewno urażeni, bo uważają, że są lepsi i chcieliby grać. Trener podejmuje decyzje, jest odpowiedzialny potem za wyniki. Nie jest to miłe.
- Łódź piłkarsko powoli znika z futbolowej mapy Polski. Co wg. pana trzeba zrobić, by w Łodzi znów zaistniał futbol?
- Przede wszystkim wybudować stadion. Mógłby być stadion miejski, ale musi też pomóc miasto. Nie ma nic lepszego nic reklama przez sport dla Łodzi. Ale miasto nie za bardzo się do tego garnie. Jestem teraz blisko tego i jak widzę, że ŁKS musi płacić miastu za wynajem boiska, to przecież jest żadna łaska i żadna pomoc tej instytucji.
- We Wrocławiu i Gdańsku stawia się na ten sport. Buduje się stadiony na Euro 2012.
- Dlatego jeden stadion powinien być w Łodzi i dla ŁKS, i dla Widzewa. Każdy mógłby grać. Kibice mogliby przychodzić na jeden i na drugi mecz. A tak to, jeden stadion się sypie, drugi jest w 2 lidze (obecna 1 liga, przyp. Red.), ale jeden stadion się sypie, za rok będzie trzeba go zamknąć i trzeba będzie grać gdzie indziej.
- MOSiR się zbytni nie kwapi do pomocy…
- Nie tyle, co MOSiR, ale miasto powinno zbudować taki stadion. Byłoby to dla niego z korzyścią, bo przecież nie tylko zawody piłkarskie mogłyby się na nim odbywać. Koncerty i inne imprezy można by było organizować. Przychodziłoby wiele ludzi na coś takiego, a przecież są z tego ogromne pieniądze. Wybudowano halę za horrendalne pieniądze, za które można by było wybudować salę i stadion, ale to już jest inna sprawa.
- Przez własną winę nie mamy w Łodzi, Euro 2012, z powodu braku stadionu.
- Oczywiście. I przez to też nic nie można zrobić. Miasto samo sobie szkodzi.
- Planuje pan zostać w roli menadżera ŁKS na dłużej czy ma pan jakieś inne plany na przyszłość?
- Nie, na razie nie. Zajmuję się też innymi rzeczami. Otwieram własną firmę. Na razie mam umowę na pół roku. Chcę zobaczyć jak to będzie wyglądało, dlatego też, że nie wiadomo czy będą z mojej roli zadowoleni, jeśli nie to nie będę tam pracować i koniec.
- Na sam koniec. Kogo pan uważa za faworyta rozgrywek w tym sezonie?
- Wisła Kraków. Na dzień dzisiejszy Wisła, Legia i Lech.
Rozmawiał: Kuba Kacprzak