Fernandes, trafiając na Camp Nou w 2020 roku, jawił się jako duży talent, lecz europejski futbol szybko obnażył jego wszelkie braki. Brazylijczyk odstawał od składu giganta z Katalonii, nie radząc sobie nawet na treningach.
Piłkarz, który kosztował „Dumę Katalonii” siedem milionów euro, nie otrzymał zbyt wielu okazji do pokazania swych umiejętności kibicom. Tylko raz wystąpił w bordowo-granatowym trykocie, notując... 17 minut podczas spotkania Ligi Mistrzów z Dynamem Kijów.
26-krotni mistrzowie Hiszpanii nie zorganizowali nawet oficjalnej prezentacji Fernandesa, co tylko podkreśla politykę Jose Marii Bartomeu, ówczesnego prezesa zespołu.
Zarząd FC Barcelona latem 2021 roku rozwiązał kontrakt Brazylijczyka, który nie poradził sobie wcześniej na wypożyczeniu w Realu Valladolid. Jak władze czołowej ekipy LaLigi zakończyły tę współpracę? Za pomocą maila.
Zawodnik otrzymał wiadomość na skrzynkę mailową, zawierającą jego wyniki z treningów. Oczywiście, te nie zachwycały. Na samym końcu napisano o jednostronnym zerwaniu umowy.
Matheus Fernandes po powrocie od ojczyzny zapowiedział walkę w sądzie, domagając się 15 milionów euro. Półtora roku później pomocnik wygrał sprawę.
FC Barcelona, wedle sądowego werdyktu, musi wypłacić wychowankowi Palmeiras 8,5 miliona euro. Aktualny lider hiszpańskiej ekstraklasy odwoła się od wyroku.