12 nieprzeciętnych miesięcy

2006-12-22 18:23:38; Aktualizacja: 17 lat temu
12 nieprzeciętnych miesięcy

Wstęp nie może być oryginalny. Wiadomo przecież, że czas świąteczno – sylwestrowy to dni składania sobie życzeń, zajadania wigilijnych smakołyków, przygotowań do sylwestrowych szaleństw, ale też podsumowa(...)

Wstęp nie może być oryginalny. Wiadomo przecież, że czas świąteczno – sylwestrowy to dni składania sobie życzeń, zajadania wigilijnych smakołyków, przygotowań do sylwestrowych szaleństw, ale też podsumowań minionego roku. Rok 2006 obfitował w piłkarskie wydarzenia godne uwagi i komentarza. Ligowe przetasowania, afery korupcyjne, detronizacja mistrzów, niezapomniane pojedynki, zmiany trenerów, transfery budzące zdziwienie i wreszcie, to na co czeka się przez cztery lata – Mundial.

Janas zadaje cios

Tak jak 2005 rok skończył się optymistycznie nastrajającym zwycięstwem reprezentacji Polski nad Estonią ( 3:1), tak początek nowego 2006 (mundialowego przecież) roku okrasiliśmy porażką w Kaiserslauten z drużyną Stanów Zjednoczonych 1:0. Później humor Pawłowi Janasowi poprawiły zwycięstwa nad takimi potęgami jak Arabia Saudyjska (2:1), czy też Wyspy Owcze (4:0). Zwycięstwo z drużyną rybaków z malutkich wysepek na Morzu Norweskim wprawiło Janasa w wyśmienity nastrój i ówczesny selekcjoner postanowił zaszokować całą – nie tylko piłkarską – Polskę. 15 maja na oczach milionów widzów Janas zadał cios, który okazał się bolesny dla – używając nomenklatury Jose Mourinho – nietykalnych piłkarzy. Do nietykalnych należeli, z całą pewnością, Jerzy Dudek oraz trzech Tomaszy – Kłos, Rząsa i Frankowski – żaden z nich nie został wymieniony pamiętnego wieczora przez Pawła Janasa, co oznaczało jedno: Mundial, panowie, to wy zobaczycie, ale w domu w TV (no chyba, że Listkiewicz wam odpali jakiś bilet). Wymienieni piłkarze zostali bohaterami gazet - niekoniecznie sportowych. Jerzy Dudek został nawet zaproszony do programu Tomasza Lisa, „Co z tą Polską?”, w którym z założenia występują najważniejsze osoby w państwie. Ostatecznie na mundial pojechała grupa piłkarzy, w której znaleźli się doświadczeni zawodnicy (Żurawski, Krzynówek) ale i kadrowi nowicjusze (Gancarczyk, Brożek). Jak się później okazało, zawiodła tak zwana stara gwardia.

Gra na obskurnym podwórku

Wreszcie przyszedł dzień, na który czekaliśmy wszyscy w ogromnym napięciu – 9 czerwca. Początek Mistrzostw Świata w Niemczech. Hymn (tym razem odtworzony z taśmy), podenerwowane facjaty piłkarzy, no i obowiązkowo Darek Szpakowski w głośniku. Jeszcze chwila i sędzia Kamikawa Toru z Japonii gwizdnie po raz pierwszy w meczu Polska – Ekwador. Zaczyna się… Polacy stawiają opór przez parę minut, ale ich gra przypomina raczej chaotyczne i bezmyślne kopanie szmacianki na obskurnym podwórku. Obrońcy skupiają się na ekspediowaniu piłki hen przed siebie, zapominając przy okazji o odpowiednim kryciu i ustawieniu. W końcu nadchodzi 24 minuta spotkania i Carlos Tenorio pokonuje Artura Boruca… w domu kolegi, gdzie oglądamy mecz zapada cisza, przerwana w końcu przekleństwem - prawdopodobnie tym samym, które wymamrotał na ławce trenerskiej Paweł Janas. Do przerwy 0:1. W drugiej połowie wynik zostaje podwojony – na odrobienie strat jest już za późno. W smutku Polacy wyłączają telewizory, wracają do domów. Mija kilka dni i programowo przegrywamy, (choć styl gry był lepszy, – co wynikało raczej z tego, że przeciwnikiem byli gospodarze turnieju Niemcy, niż z nagłego olśnienia piłkarskiego) 0:1. Szanse na awans do fazy pucharowej są już tylko czysto iluzoryczne i nawet najwierniejsi kibice reprezentacji nie wierzą w powodzenie. Podopiecznym Janasa pozostaje rozegranie meczu o pietruszkę z Kostaryką, która na tym Mundialu była – o dziwo – jeszcze słabsza od Polski.

Mistrzowski tytuł przypadł Włochom po dramatycznym finale w Berlinie, gdzie pokonali Francję. Trzecie miejsce zdobyli gospodarze – Niemcy, a faworyzowana przez bukmacherów Brazylia odpadła stosunkowo szybko, bo już w ćwierćfinale.

Paraliż

Ocena polskich piłkarzy na Weltmeistersachaft 2006 jest dziecinnie łatwa. Byli żenująco słabi (z małymi wyjątkami)… wielu z nich nie potrafiło podejść profesjonalnie do Mundialu. Widać było też przerażenie wagą turnieju, świadomość bycia oglądanym przez miliardy ludzi na całym świecie sparaliżowała naszych futbolistów. Największy żal możemy mieć do Macieja Żurawskiego, który (cóż za banalne stwierdzenie) jest napastnikiem – w Niemczech tego nie zauważyłem. Jeden z najbardziej doświadczonych zawodników znajdujących w kadrze Janasa miast strzelać i wyprowadzać ataki snuł się po boisku ociężale (wakacje tuż przed finałowym turniejem zrobiły wszak swoje), a gra Polaków zaczynała się zazębiać i nabierać odpowiedniego tempa dopiero wtedy, gdy na boisku pojawiali się rezerwowi – Ireneusz Jeleń i Paweł Brożek. To właśnie im dwóm należy się pochwała.

Zgorszenie i wściekłość powodowała także postawa selekcjonera Pawła Janasa. Taktyka, motoryka, motywacja, wyczucie odpowiedniego momentu dokonania zmiany – wszystko to było niedopracowane i budziło poważne zastrzeżenia. Po niemieckim turnieju szkoleniowiec przestał zajmować swoje stanowisko – Janas powrócił do Wronek, a do Polski zawitał On.

Portugalska wiktoria

Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował się zatrudnić - jak się później okazało nie do końca legalnie – legendarnego trenera – Leo Beenhakkera. Wybór ten spotkał się z potężną krytyką -balansującą na poziomie medialnej nagonki na rząd Jarosława Kaczyńskiego. Niezadowolenie z wyboru zagranicznego szkoleniowca wyrażali głównie polscy szkoleniowcy starej daty. Wodą na ich młyn były porażki w dwóch pierwszych meczach reprezentacji pod wodzą Holendra. 16 sierpnia Polacy gładko przegrali z Duńczykami 0 do 2. I o ile porażkę z piłkarzami z Półwyspu Jutlandzkiego potrafimy przeboleć to klęska w meczu eliminacyjnym z innymi Skandynawami – Finami – była hańbą. Bez wahania nazywam ten mecz najsmutniejszym sportowym wydarzeniem 2006 roku. Każdy, kto oglądał spotkanie mógł tylko odczuwać potężny wstyd – nasi piłkarze – a wśród nich bohater Europy Jerzy Dudek, czołowy strzelec Żurawski i oczywiście Franek łowca bramek… - skompromitowali się doszczętnie. Gdybyśmy nie żyli w XXI wieku to zasugerowałbym w tym miejscu zsyłanie do kamieniołomów piłkarzy, którzy nie są godni założyć koszulki z orłem na piersi.

Fińska katastrofa cieszyła (?) trenerów starej daty, którzy zacierali ręce sądząc, że na stanowisku selekcjonera reprezentacji w każdej chwili może być wakat. Leo nie został jednak zwolniony – zrezygnował z piłkarzy nieprzydatnych, stawiając na świeżą krew. Matusiak, Golański, Błaszczykowski – sterowani przez Beenhakkera zatrzymali Serbię i uciułali pierwszy punkt (1:1)w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy 2008. Remis z dość silną Serbią pozwolił wierzyć, że kolejnego rywala – Kazachstan – Polacy połkną. Stać ich było jednak na mały kęs. Kęs, choć średnio bolesny (1:0), zapewnił nam 3 cenne punkty. Kolejnym rywalem była 4 drużyna tegorocznych Mistrzostw Świata – Portugalia. Przybysze z dalekiego zachodu przylecieli do Polski z chęcią zlania naszych jak najmniejszym nakładem sił. Przeliczyli się. Deco, Cristino Ronaldo, Nuno Gomes – ulegli Golańskiemu, Rasiakowi, Kowalewskiemu i przede wszystkim Euzebiuszowi Smolarkowi 2:1. Oba gole strzelił błyskotliwy Smolarek. Wreszcie zobaczyliśmy jasną stronę księżyca, – o której tak chętnie opowiadał Leo Beenhakker na początku swej współpracy z Polakami. Każdy z piłkarzy reprezentacji walczył na całego, a jeśli już popełnił błąd – zawsze mały i nie karygodny – to zostawał on natychmiast poprawiony przez asekurującego kolegę z drużyny. Portugalska wiktoria była dla wielu – zwłaszcza młodych – najszczęśliwszym dniem z reprezentacją Polski w życiu. Okazało się, że Polak potrafi. Bez znaczenia, że szkoleniowcem jest Holender. Leo Beenhakker wyznaje, bowiem, zasadę, że twój dom jest tam, gdzie twój chleb.

Kadra zakończyła rok w dobrych humorach. Pokonaliśmy Belgów (0:1) i Zjednoczone Emiraty Arabskie (2:5). Oby tylko nie okazało się, że wysokie zwycięstwo nad ZEA było początkiem końca silnej drużyny – tak jak to miało miejsce po wronieckim pogromie Wysp Owczych.

Detronizacja Wisły

Sporo interesujących wydarzeń miało miejsce w naszej lidze – Orange Ekstraklasie. Stołeczna Legia przerwała hegemonię Wisły Kraków. Dokonała tego z duża pomocą zawodników sprowadzonych zimą 2005/2006. Najbardziej wyróżniającym z nich był Edson Luiz da Silva. Lewy obrońca ze znakomitą przeszłością (występy w Stortingu Lizbona – jego przenosiny do Legii można śmiało uznać za najważniejszy ruch transferowy rundy wiosennej sezonu 2005/2006) zdobył gro bramek strzelonych przez Legię Warszawa (głównie po świetnie bitych rzutach wolnych). Posiadacz mistrzowskiej korony, co prawda się zmienił, ale nie zmieniło się jedno. Znów mistrz Polski nie zagrał tam gdzie winno być jego miejsce – w Lidze Mistrzów. Żadna polska drużyna tego roku nie zrobiła furory w europejskich pucharach - oprócz Legii, zawiodła Wisła Kraków (wicemistrz), Zagłębie Lubin (3miejsce) i Wisła Płock (zdobywca Pucharu Polski).

Nie jest jednak aż tak źle. Dawno nie było takiej sytuacji, by w reprezentacji kraju grało tylu piłkarzy z rodzimej ekstraklasy. W kadrze są już Matusiak, Garguła i Błaszczykowski, a na zapleczu czają się przecież Grzelak i Kikut. Wymieniona trójka etatowych reprezentantów tworzy bardzo silne trio, którzy wraz z wiekowym już Piotrem Reissem i wspomnianym Grzelakiem plasują się w – ułożonej przeze mnie - pierwszej piątce najlepszych polskich piłkarzy Orange Ekstraklasy.

Daj Boże

Miniony rok okazał się pechowym dla wielu piłkarzy, sędziów i działaczy. Afera korupcyjna zatoczyła szersze kręgi niż wielu mogło się spodziewać. „Przegląd Sportowy” ogłosił słynną już, Listę Fryzjera zawierającą listę ludzi, którzy mają związek z mózgiem gangu korupcyjnego – Ryszardem F. Osoby, które znalazły się w spisie „dobrych znajomych” Fryzjera są przesłuchiwane oraz sukcesywnie zatrzymywane. Oczywiście nie każdy, kto znalazł się na liście musi być koniecznie i bezpośrednio związany z aferą. Nie jest też powiedziane, że postaci niewymienione są bezkarne, a prokuratura zawęża swe działania tylko do sprawdzenia 28 opublikowanych w „Przeglądzie Sportowym” nazwisk. Oprócz sędziów i działaczy problemy mają także sami zawodnicy. Przykładem może być Mariusz Ujek z BOT-u Bełchatów, który został zatrzymany (na krótki okres) za swoje grzechy z przeszłości. Całą sprawę trudno jest komentować i oceniać – nie mówiąc już o podsumowywaniu. Końca dochodzenia w sprawie korupcji w polskim futbolu nie widać. Daj Boże, by za rok wszyscy winni zostali skazani, a sytuacja w piłce nożnej stała się bardziej klarowna.

Transfery2006

Najgłośniejszym transferem z udziałem Polaka były przenosiny Tomasza Kuszczaka z West Brmowich Albion do Manchesteru United. Bramkarz reprezentacji trafił pod skrzydła sir Alexa Fergusona i jako pierwszy z Polaków może trenować na Old Traford. Innym poważnym „polskim” transferem jest przeprowadzka Michała Żewłakowa do uczestnika Champions League – Olimpiakosu Pireus.

Zdecydowanie więcej na rynku zwojowali obcokrajowcy. Absolutnym hitem transferowym miało być sprowadzenie do Chelsea Londyn ukraińskiego super snajpera Andrija Szewczenki. Jak się później okazało, transfer ten był chybionym strzałem Jose Mourinho i Romana Abramowicza. Obaj panowie mogą jednak być spokojni o bilans bramkowy stołecznej Chelsea dopóki występuje w niej Didier Droga, który w 2006 roku był bodaj najlepszym napastnikiem. (Jak to zmierzyć?)

Oprócz Chelsea, hałasu narobiła też Barcelona i Real Madryt. Zdobywcy Ligi Mistrzów z tego roku (Barca) sprowadzili Gudjohnsena (strzał w 10, mimo początkowych przebąkiwań o przeciętnych umiejętnościach Islandczyka), Zambrottę i Thurama. Żadnego z nich nie wypada nawet przedstawiać. Każdy ich zna. Real z kolei sprowadził Emersona, Cannavaro, Van Nistelrooy’a oraz Reyesa – podobnie jak w przypadku piłkarzy ściągniętych do Katalonii nikogo przybliżać nie trzeba.

Znaczna część ruchów transferowych w tym roku była determinowana przez Mistrzostwa Świata, a także – w znacznie mniejszym stopniu oczywiście – Mistrzostwa Europy do lat 19 rozgrywane na wielkopolskich boiskach, które szczegółowo relacjonowaliśmy na łamach transfery.info. Wielu piłkarzy miało okazję zabłyśnięcia i pokazania się menadżerom. Jedni wykorzystali szanse doskonale (Jeleń – wytransferowany z Wisły Płock do AJ Auxeere) inni zaś zaprzepaścili swoje możliwości i aż po dziś dzień gniją wciąż w tych samych klubach i klubikach.

Porywający czas

2006 rok był bardzo intensywny. Nie mogło z resztą być inaczej. Latem wstrzymaliśmy oddech i pasjonowaliśmy się Mundialem, a niedługo potem zaczęliśmy trzymać kciuki za naszą reprezentację w Eliminacjach Mistrzostw Europy 2008. Gdy do tego wszystkiego dołożymy emocjonujące klubowe rozgrywki pucharowe, to ubiegłe 12 miesięcy możemy zakończyć w pełni usatysfakcjonowani. W futbolu chodzi przecież o nieprzeciętna emocje, których inne dyscypliny sportowe nie potrafią nam dostarczyć. Oby nadchodzący 2007 rok był równie porywający!

DO SIEGO ROKU!

Sa-Wu
Więcej na ten temat: Inne