Brosz: W Zabrzu nie ma już Ronaldo czy Messiego, jest Kurzawa i Wolsztyński
2018-02-07 19:11:35; Aktualizacja: 6 lat temu Fot. Transfery.info
Szkoleniowiec Górnika Zabrze, Marcin Brosz, jak zmieniło się śląskie miasto od czasu objęcia przez niego drużyny.
Gdy Brosz przychodził do Zabrza, klub był bardzo źle oceniany, nie tylko w mieście, ale w całej Polsce. Górnik chwilę wcześniej pożegnał się z rozgrywkami LOTTO Ekstraklasy, kojarzył się z sprowadzaniem wielu zagranicznych zawodników, którzy nie zawsze poprzez prezentowany poziom zasługiwali na pobieraną pensję. Minusy związane z ówczesnym stanem drużyny można mnożyć, ale po przyjściu nowego trenera wszystko się zmieniło.
Polski szkoleniowiec postawił na piłkarzy z regionu, wyciągając ich z rezerw lub okolicznych miejscowości i w ciągu jednego sezonu wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Górnik w LOTTO Ekstraklasie miał powoli budować swoją pozycję, ale już od pierwszych spotkań osiągał bardzo dobre wyniki i aktualnie zajmuje trzecią pozycję ze stratą dwóch oczek do liderującej Legii Warszawa. Jak wiele zmieniło się w samym Zabrzu podczas pracy Brosza, trener wyjawił w rozmowie z Piotrem Koźmińskim i Marcinem Szczepańskim z „Super Expressu”. CAŁOŚĆ TUTAJ.
- Idąc na stadion Górnika przechodzi się przez wąskie uliczki. A tam często chłopcy biegają za piłką. I pamiętam, że jeszcze niedawno, patrząc na koszulki, widziało się, że w bramce stał Dudek lub Buffon, strzelał Ronaldo, a dogrywał mu Messi. Ten obraz wciąż mam przed oczami. Ale… to się zmieniło. Dziś te dzieciaki mają już koszulki Loski, Kurzawy, Wolsztyńskiego. Teraz na tych uliczkach Loska broni, Kurzawa podaje, a strzela Wolsztyński. Super sprawa.
- Po stadionie chodzi wycieczka przedszkolaków, trwa nasz trening. Małe szkraby, ledwie widoczne, ale krzyczą do chłopaków: "Angulo bramkę strzel!" Wtedy widzę, że tempo zajęć od razu rośnie o 40 procent (śmiech). Wróciła moda na Górnika i to jest super. Mamy Loskę z Paniówek, Wolsztyńscy są z Knurowa. Jedzie człowiek przez to miasto i widzi, że ludzie znają tam bliźniaków, myślą: „skoro Łukasz i Rafał mogą grać tak dobrze, to my też możemy. To są przecież nasi chłopcy z bloku. Trenowali z nami, może byli trochę lepsi”. To są fajne rzeczy.
- Z kolei z Rudy Śląskiej są Koj i Wolniewicz. Jak się przejeżdża przez te okolice, to widzi się czasem, że moi piłkarze wciąż tam kopią z tymi chłopakami, bo oni tam cały czas mieszkają. To bardzo podnosi poziom identyfikacji – mówił Brosz.