Były bramkarz o Legii Warszawa: Nie ma jej za co chwalić. W obronie gra jak podwórkowa ekipa

Kibice śledzący mecze Legii Warszawa w eliminacjach Ligi Konferencji Europy nie mogą narzekać na nudę. Wyniki spotkań zespołu ze stolicy naszego kraju, który przed FC Midtylland mierzył się z Ordabasy Szymkent i Austrią Wiedeń, były następujące: 2:2, 3:2, 1:2, 5:3 i 3:3. Podopieczni Kosty Runjaicia strzelają dużo goli, ale jednocześnie sporo ich tracą. Jak na razie przyniosło to efekt w postaci dwóch awansów. Zobaczymy, jaki będzie ostateczny rezultat dwumeczu z Duńczykami.

Postawę Legii po pierwszym spotkaniu z Midtylland skomentował na łamach „Faktu” Jacek Kazimierski, a więc były bramkarz tej ekipy, a później trener jej golkiperów czy też opiekun bramkarzy reprezentacji Polski.

- Nie może być tak, że po raz kolejny na własne życzenie warszawianie wpędzają się w kłopoty. W Wiedniu, co akcja dzieciaków z Austrii, to blady strach, że obrońcy wywiną jakiegoś klopsa i będzie bramka. W Danii to samo… To niedopuszczalne, żeby zespół, który się chce liczyć w Europie, tracił takie głupie gole. Po wyrzucie z autu? Po rogu? Obrońcy stali jak słupy soli. To mnie boli. W obronie legioniści grają jak dzika drużyna na Błoniach, jak ekipa chłopaków z bloku na podwórku… To nie powinno mieć miejsca! Tym bardziej, że Ordabassy, Austria czy Midtylland to bardzo przeciętne drużyny. Żadni mocarze.

- Legii nie ma za co chwalić. Zagrała na swoim poziomie. W defensywie koszmar, a w przedzie na swoim efektownie. To, że zawodnicy z Łazienkowskiej mają umiejętności do gry kombinacyjnej, kreowania nieoczywistych sytuacji, pokazali w Wiedniu przy akcji, kiedy piłka chodziła między nimi jak po sznurku, a całość z bliska sfinalizował Pekhart - przyznał 64-latek (całość TUTAJ).

Rewanżowy mecz Legii z Midtylland zaplanowano na najbliższy czwartek.