Element ożywczy i kontrola mocy: DANI ABALO
2016-12-11 18:33:14; Aktualizacja: 7 lat temuZa piłką pójdzie nawet na koniec świata, a pozycja na boisku to dla niego tylko kwestia umowna. „El gallego” nie boi się wyzwań i jest otwarty na sugestie trenera. Bo drużyna jest najważniejsza.
Strateg na boku
Gorycz rozczarowania nie jest mu obca i może właśnie dlatego każdy jego krok na murawie jest szczególny. Pomocnik kieleckiej Korony czerpie garściami ze swojej piłkarskiej przeszłości. Analizuje, wyciąga wnioski, a przede wszystkim docenia wszystko to, co los zrzuci mu pod nogi. Dosłownie. Nie powinno więc dziwić, że jego miernik mocy w spotkaniu z Lechem nieustannie oscylował w okolicach 70-80%, by w ostatnich minutach na boisku podskoczyć do maksimum. Na próżno wypatrywać przegrzania, drastycznego spadku energii: Dani Abalo potrafi regulować nie tylko własne obroty, ale i dopasowywać tempo akcji swojej ekipy.
Wielkie zaangażowanie Hiszpana wymusza spojrzenie na jego grę w sposób wielopłaszczyznowy. 29-latek przez około 80 minut był w niemalże każdym sektorze boiska. Bynajmniej nie była to bierna egzystencja wymuszona przesunięciem formacji lub reakcją na zmienne wydarzenia meczowe. Abalo stanowił element ożywczy gry „Scyzorów” niezależnie od tego, gdzie znalazł się w danym momencie.Popularne
Hiszpan w pierwszej połowie oblegał czołową część ustawienia lub ewentualnie schodził na flankę, by tam zająć się szybkim rozegraniem.
Chodziło o nadanie tempa akcjom w bocznych sektorach – wspierali go m.in. Cebula i Aankour.
Funkcja Daniego Abalo z każdą, kolejną minutą stawała się coraz trudniejsza do sprecyzowania. W początkowych fragmentach starcia, pomocnik koncentrował się na utrzymywaniu piłki blisko przy nodze i grze na małej powierzchni. W tym celu, meldował się głównie na swojej flance, gdzie pomagał w regulacji prędkości – zwykle starał się pograć szybko, na jeden kontakt, żeby jak najbardziej rozłożyć defensywę „Kolejorza”. Sprzyjająca była sama strategia Korony na ten mecz: kluczowe boczne sektory, za których sprawą istniała szansa sprawnego przeniesienia się pod bramkę Putnocky’ego. Dani Abalo miał stanowić jeden z najważniejszych elementów układanki ze względu na swoje umiejętności techniczne.
Hiszpan dobrze utrzymywał się przy piłce i potrafił wypracować sobie sporo miejsca do gry – ogromne wsparcie stanowił Cebula, który przez pierwsze 20-30 minut bardzo dobrze radził sobie z rozegraniem, szedł za akcją i ciągnął za sobą towarzyszy. Z czasem to siadło.
Takie wynurzanie się z bocznego sektora i ścinanie do środka (ewentualnie już samo przedzieranie się środkiem) stanowiło ważny punkt gry „Scyzorów”. Podopieczni Bartoszka na samym początku spotkania imponowali organizacją z przodu formacji, wymiennością i wysoką dokładnością podań.
Właśnie dzięki Abalo, kielczanie stworzyli sobie bardzo dobrą akcję jeszcze zanim na zegarze pojawiła się 10. minuta konfrontacji. Hiszpan uruchomił Aankoura i jeszcze poszedł za piłką, gdyby kolega z drużyny ponownie potrzebował wsparcia. Ostatecznie o strzał pokusił się Grzelak.
Hiszpański pomocnik rodem z Vilagarcía de Arousa ma ogromną łatwość w prowadzeniu futbolówki. Świetnie operuje nią w bocznych sektorach i potrafi dokleić ją do nogi towarzysza. Tylko, że te zadania szybko okazały się być niewystarczające dla takiego wulkanu energii.
Jedna flanka to za mało
Dani Abalo nie wybucha jednocześnie pozbywając się całej mocy i skazując się na wegetację przez pozostałą część spotkania. Hiszpan potrafi bardzo dobrze zarządzać swoimi rezerwami energetycznymi, a co ciekawe posiada umiejętność zarażania tym innych. Nic więc dziwnego, że mobilne trójkąty na flance miały rację bytu tylko w momencie, gdy on meldował się na posterunku.
Pomocnik stanowił motor napędowy akcji Korony.
Z czasem zaczęło mu się robić nudno i poszukiwał nowych rozwiązań. Skoro już naturalnie meldował się na samej szpicy, wspomagając swoją drużynę w wykończeniu, to czemu nie dołożyć do tego jeszcze jednego elementu?
Wszystko stopniowo, w swoim czasie. 29-latek nie szarżował, a wyczuwał, gdzie w danym momencie może się przydać. Tak jak powyżej: na domknięciu.
Uparty „el gallego” stale poszukiwał nowych rozwiązań i odkrywał liczne sektory boiska. Najczęściej można go było zobaczyć… na jego całej szerokości. Nie bał się przenieść na przeciwległą flankę. Oczywiście nie wynikało to z jego widzimisię, a ścisłego zamysłu taktycznego na ten mecz: w razie czego pojawiało się wsparcie ze strony chociażby Mateusza Możdżenia.
Ręce rozłożone w błagalnym geście nie były czymś nowym. Dani Abalo bardzo często domagał się futbolówki od swoich towarzyszy, bo… potrafił wywalczyć sobie miejsce do gry, urwać się defensywie „Kolejorza”.
29-latek odczuwał dużą łatwość przy zmianie pozycji. Nie było przestojów, wychodziło mu to całkiem naturalnie. Ot, po prostu wykorzystywał szósty zmysł i potrafił dostrzec, w którym sektorze boiska nagle wykształciła się dziura, którą ktoś musi się zająć. Właśnie dlatego Hiszpan był stale pod grą, a kontakty z futbolówką były dla niego cenniejsze aniżeli tlen (którego zdawało się, że nigdy mu nie zabraknie). W momencie, gdy Lech przejął inicjatywę na dłuższy fragment spotkania, Dani Abalo był nieco mniej eksploatowany w czynnej grze, ale starał się być użyteczny w innych aspektach.
Ograniczał pole gry przeciwnikowi, ewentualnie spychał go do któregoś z bocznych sektorów, żeby jego towarzysze zyskali trochę czasu na ogarnięcie swoich szyków.
Jego powroty do defensywy nie były pozbawione drugiego dna. Oprócz realnego wsparcia obrony, które w efekcie dało kilka udanych interwencji, Abalo był pierwszy do zgarniania zagubionych piłek. Hiszpan zwykle ustawiał się na ok. 16. metrze, gdzie mógł zebrać futbolówkę (jednocześnie zawężając pole) i albo samodzielnie się z nią zabrać wyprowadzając kontratak, albo długim podaniem uruchomić kogoś z ofensywy. W drugiej części meczu zwykł wybierać drugi wariant.
Niżej nie znaczy gorzej
Miało to swoje korzenie w pierwszej połowie, gdy już powoli zaczął brać na siebie odpowiedzialność za wprowadzanie piłki do gry. Miało to swoje plusy: Abalo technicznie stoi na całkiem wysokim poziomie i jego podania w większości znajdowały właściwego adresata. Przy okazji jego oczekiwanie na futbolówkę nie było czymś biernym, bo zwykle w tym czasie starał się jak najmocniej utrudnić życie swojemu przeciwnikowi. Dani łączył swoje umiejętności z ogromnym wyczuciem.
Próbował już po upływie pół godziny gry. Najpierw, w 34. minucie rozkładał ręce, bo nie otrzymywał wsparcia od kolegów, a chciał wziąć na siebie ciężar gry, a później pokusił się o długie podanie na Cebulę.
Hiszpan zdecydowanie podkręcił tempo w drugiej części spotkania. Przed przerwą pojawiał się w wielu sektorach boiska, ale bardziej skupiał się na biernym ograniczaniu pola gry przeciwnikowi aniżeli odbiorze, by dopiero później wziąć ciężar gry na siebie. Zmieniło się bardzo dużo. Pomocnik przestał być aż tak zagubiony. Po 45. minucie Korona więcej grała z kontry, więc także Abalo meldował się w niższych sektorach boiska, skąd dopiero zabierał się z futbolówką. Pomimo, że jego pierwsza próba zakończyła się stratą, to nie ustawał w próbach i już w następnej akcji dokładnie dograł do Pilipczuka. Zawiązywanie ataku nie sprawiało mu najmniejszych problemów.
Hiszpan ciągnął za sobą Cebulę i Aankoura. Zwłaszcza współpraca z tym drugim przebiegała bez większych trudności: zawodnicy potrafili dostosować się tempem i wyczuciem, dzięki czemu powstawały bardzo składne akcje, jak np. powyższa zakończona podkręconym strzałem 29-latka na dłuższy słupek czy ta z 63. minuty, gdy Abalo dograł do Grzelaka, a ten w pełnym biegu uruchomił Aankorua, który zagroził bramce Putnocky’ego.
Dużą zaletą kieleckiego „el gallego” była jego łatwość odnajdywania się w polu karnym przeciwnika. Potrafił utrzymać futbolówkę przy nodze nawet pod naporem defensorów Lecha. Świetnie manewrował w okolicach „szesnastki” wykorzystując zwrotność i umiejętności techniczne.
Chodziło właśnie o to, żeby skorzystać z usług Abalo.
Korona w drugiej części spotkania zmieniła swój styl gry dostosowując go do wydarzeń meczowych. Porzuciła rozegranie w bocznym sektorze na rzecz długich piłek w kierunku ofensywnych zawodników, czy szybkich kontrataków. Prawie się to opłaciło. Niemniej jednak kluczową rolę odgrywał właśnie Dani Abalo, który został zaktywizowany. Trener Bartoszek dostrzegł, że Hiszpan ma ogromne chęci do gry i poruszanie się po całej szerokości boiska/powroty do defensywy nie robią mu żadnej różnicy: i tak będzie dawał z siebie sto procent. Wykorzystał jego technikę, lekkość w prowadzeniu futbolówki blisko przy nodze oraz wyczucie (kiedy strzelić/kiedy przenieść ciężar na przeciwległą flankę), cofając go nawet do defensywy, gdzie nie tylko pomagał w odbiorze (zanotował kilka udanych interwencji), ale i organizował kontrataki kieleckiej Korony. Problem stanowiła pewna nierówność. Hiszpan jest w stanie kontrolować swoją energię, ale chociażby pierwsza połowa pokazała, że nie do końca „leżą” mu stałe fragmenty i nie za bardzo potrafi się odnaleźć, gdy rywal prowadzi grę. Wówczas Abalo nie tracił ducha, naciskał przeciwnika, ale nie przekładało się to na realne korzyści. Sytuacja zmieniła się po przekazaniu mu konkretnych wytycznych. „El gallego” wrzucił wyższy bieg i pociągnął za sobą całą formację ofensywną. Ostatecznie okazało się to niewystarczające, ale nikt nie mógł mu odmówić zaangażowania. Podjął rękawicę, kilkakrotnie zachwycił zmysłem organizacyjnym i wypracował swoim kolegom kilka dogodnych sytuacji. A pozycja na boisku? Przecież to kwestia umowna.