Najbliższy weekend w Premier League zapowiada się bardzo ciekawie, nie tylko ze względu na twardą walkę o każdy centymetr boiska pomiędzy zawodnikami wszystkich drużyn. To także dwa ważne starcia wśród menadżerów - już jutro Chelsea José Mourinho zmierzy się z Arsenalem prowadzonym przez Arséne’a Wengera. Stawką będzie prestiż i walka o pozycję wśród londyńskich klubów. Ale dzień później, trochę w cieniu rywalizacji Portugalczyka z Francuzem, odbędzie się bardzo ciekawy pojedynek pomiędzy Manchesterem United i Southampton. Zarówno Louis van Gaal, jak i Ronald Koeman mają sobie wiele do wyjaśnienia i do udowodnienia.
Obaj panowie spotkali się naprzeciwko siebie już w poprzednim sezonie - w mediach nie brakowało wówczas zdjęć ukazujących serdeczny uścisk dłoni menadżerów, który podsycony jednak złowrogą wymianą spojrzeń przerażał nawet najbardziej odważnych z kibiców.
Holendrzy pałają do siebie nienawiścią, choć mają za sobą kawał wspólnej historii. Nie wiadomo, jak by się starali, i tak nie uda im się wymazać jej z pamięci.
Ścieżki utytułowanych dżentelmenów skrzyżowały się najpierw w sztabie szkoleniowym Barcelony, gdzie zostali dobrymi przyjaciółmi, często spędzając przy tym czas w towarzystwie swoich żon, które również się zaprzyjaźniły oraz w Ajaksie, gdzie mało nie doszło do symbolicznego przelewu krwi. Mimo, że ich piłkarska filozofia i przekonania są bardzo podobne, doszło między nimi do nieporozumień, których żniwo nie daje o sobie zapomnieć do dziś.
W 2004 roku Van Gaal został dyrektorem technicznym Ajaksu. Trenerem tego zespołu był, a jakżeby inaczej, Ronald Koeman. Obie strony był niezwykle zadowolone z zawarcia współpracy. – Przyjście Van Gaala do klubu jest bardzo dobrym rozwiązaniem, zarówno dla klubu, jak i dla mnie – powiedział wówczas Koeman.
Sielanka nie potrwała jednak zbyt długo, a kibice nie musieli wcale czekać w nieskończoność na pierwsze spięcie między nimi. Pewnego dnia obecny menadżer „Świętych” prowadził rano trening zespołu, gdy nagle na placu boju pojawił się jego starszy kolega. Usiadł na płycie boiska i obserwował poczynania zawodników ciężko walczących o miejsce w pierwszym składzie drużyny.
Koeman był zły, ponieważ sądził, że jego autorytet został wówczas nadszarpnięty. Ale to dopiero początek – Van Gaal powiedział na głos, że jego współpracownik jest słaby. Miało to związek z polityką klubu - pierwszy z nich uważał, że celem Ajaksu powinien być awans do półfinału Ligi Mistrzów, a drugi wtórował, że bez poważnych wzmocnień z innych lig będzie to niemożliwe.
Miarka przebrała się jednak trochę później. Grający wówczas w holenderskim zespole Rafael van der Vaart i Zlatan Ibrahimović rozgrywali między swoimi reprezentacjami spotkanie, w trakcie którego Szwed zaatakował Holendra, czym spowodował u niego kontuzję. Gracze postanowili wyrównać rachunki podczas jednego z treningów w klubie, a sprawy w swoje ręce wziął Van Gaal, który - umówmy się - nie jest najlepszym kandydatem na rozjemcę.
Sprawa owiana jest legendą, a według jednej z opowieści to właśnie przyszły menadżer „Czerwonych Diabłów” miał stać za zaskakującym transferem „Ibry” do Juventusu w trakcie ostatniego dnia letniego okna transferowego w 2004 roku. Oczywiście, wprowadziło to w złość Koemana, który stracił najlepszego strzelca i nie miał czasu, by znaleźć dla niego godnego następcę.
Wkrótce Van Gaal postanowił zrezygnować z pełnionej funkcji, gdyż uważał, że jego zakres władzy był za mały. Ponadto stwierdził, że cała intryga związana z jego odejściem z Ajaksu była pomysłem… Koemana. Zarzekał się wówczas, że „już nigdy nie zje z nim kolacji”.
Wersja zdarzeń młodszego z nich była oczywiście inna. Wiadomo jednak, że nawet w najbardziej nieprawdopodobnej plotce zazwyczaj kryje się ziarenko prawdy.
W wydanej 10 lat później autobiografii Van Gaal postanowił odgrzać stary kotlet i ponownie wziął na tapet sytuację, która miała wówczas miejsce. – Problemem było to, że Koeman nie miał żadnej kontroli nad całą grupą. Powinien to rozwiązać, ale nie potrafił - mówił o powodach odejścia z Ajaksu.
Wskutek konfliktu ucierpiała również przyjaźń ich partnerek życiowych. Bartina (żona Koemana) i Truus (żona Van Gaala) nie utrzymywały odtąd ze sobą żadnych kontaktów.
Holenderscy i angielscy kibice mieli nadzieję, że relacja między menadżerami ulegnie poprawie po tym, jak obaj spotkali się w Premier League. Nic z tych rzeczy – w grudniu poprzedniego roku ekipa z St. Mary’s Stadium uległa United 1-2, a Van Gaal z powodu braku czasu odmówił pomeczowego kieliszka wina, które zaproponował mu Koeman.
W styczniu doszło do kolejnej konfrontacji obu panów na ławkach trenerskich swoich zespołów - tym razem lepsi okazali się „Święci”. – Louis powiedział do mnie: twój kieliszek z winem już czeka, przyjdę za chwilę. Czekałem na niego kwadrans, ale on był chyba zajęty wywiadami, więc przeprosiłem i postanowiłem wyjść. Szedłem w stronę autokaru, kiedy wyszedł Louis i zapytał, co z winem. Odpowiedziałem mu, że muszę już iść. Tak samo jak on, kiedy graliśmy na St. Mary’s Stadium – wspomina Koeman.
Podkreślił w tamtej rozmowie, że być może przy następnej okazji w czasie nowej kampanii uda im się wspólnie napić wina. Najbliższa ku temu sposobność nastąpi już za niecałe 48 godzin. Zobaczymy wówczas, który z nich będzie w dość dobrym humorze, by poświęcić swojemu byłemu przyjacielowi choć pięć minut na wymuszony toast.