Jagiellonia Białystok walczy o marzenia. Na jej drodze zespół dobrze znany polskim kibicom [ANALIZA]

2024-08-07 07:20:43; Aktualizacja: 4 godziny temu
Jagiellonia Białystok walczy o marzenia. Na jej drodze zespół dobrze znany polskim kibicom [ANALIZA] Fot. Michal Kosc / PressFocus
Norbert Niebudek
Norbert Niebudek Źródło: Transfery.info

W środę Jagiellonia Białystok przystąpi do rywalizacji w trzeciej rundzie eliminacyjnej Ligi Mistrzów. Podopieczni trenera Adriana Siemieńca zmierzą się w dwumeczu z norweskim FK Bodø/Glimt - zespołem dobrze znanym polskim kibicom. Czy „Duma Podlasia” pokona kolejną przeszkodę w drodze po marzenia?

Jagiellonia w świetnym stylu rozpoczęła zmagania na szczeblu Ekstraklasy. Po trzech kolejkach białostoczanie zgromadzili na swoim koncie dziewięć punktów i na ten moment są jedyną drużyną w całej lidze z kompletem „oczek”. Ostatnim mistrzem Polski, któremu udało się tego dokonać, była Legia Warszawa w sezonie 2013/2014.

Podopieczni Adriana Siemieńca równie dobrze radzili sobie dotychczas na arenie międzynarodowej, gdzie nie pozostawili żadnych złudzeń i już po pierwszym spotkaniu z litewskim FK Panevėžys byli jedną nogą w kolejnej rundzie kwalifikacji. W rewanżowej potyczce postawili jedynie kropkę nad „i”.

Czas na poważny sprawdzian

FK Bodø/Glimt to już jednak rywal z dużo wyższej półki - drużyna zaprawiona w bojach, która od trzech sezonów jest stałym uczestnikiem co najmniej fazy grupowej Ligi Europy lub Ligi Konferencji, a dwa lata temu otarła się o awans do głównego etapu Ligi Mistrzów, przegrywając w czwartej rundzie eliminacyjnej po dogrywce z Dinamem Zagrzeb.

To także zespół, który w poprzednich latach miewał sposobność rywalizacji z polskimi ekipami. W lipcu 2021 roku z kwalifikacji do Ligi Mistrzów już w pierwszej rundzie wyeliminowała go Legia Warszawa. Kilkanaście miesięcy temu, dokładnie w lutym 2023 roku, w 1/16 finału Ligi Konferencji lepszy okazał się Lech Poznań. - Jeśli chodzi o styl gry to tutaj nic się nie zmieniło [od potyczki z Lechem - przyp. red.]. W tym momencie jesteśmy na zupełnie innym etapie sezonu z perspektywy Norwegów, co działa na pewno na ich korzyść [liga w Norwegii jest rozgrywana w systemie wiosna-jesień - przyp. red]. Do dwumeczu z Lechem byli słabo przygotowani, ewidentnie coś wtedy nie zagrało. Zmieniły się dwie kluczowe pozycje od tego czasu - odeszło dwóch najlepszych strzelców ubiegłego roku. Amahl Pellegrino odszedł do MLS, poszukując tam szansy na ostatni wysoki kontrakt i lepsze życie. Szeregi Glimt opuścił również napastnik - Faris Pemi [obecnie Olympique Marsylia - przyp. red.], który był objawieniem tamtego sezonu, mimo że w meczu z poznaniakami wyglądał bardzo słabo - tłumaczy w rozmowie z nami Remigiusz Fornalik, prowadzący profil FK Bodø/Glimt Polska.

Norweski zespół znany jest z tego, że stara się narzucić przeciwnikowi swoje warunki. Drużyna chce grać proaktywny futbol, dlatego często podchodzi do rywala z wysoko ustawioną linią obrony. Natomiast sam szkoleniowiec od lat pozostaje wierny ustawieniu 4-3-3, gdzie boczni obrońcy mają sporo zadań ofensywnych. Gdzie szukać deficytów?

- FK Bodø/Glimt w 2024 roku boryka się z problemem braku bramkostrzelnego napastnika, choć w ostatnich dwóch tygodniach Kasper Høgh daje im lekką nadzieję. Nie do końca również funkcjonują skrzydła mistrza Norwegii. August Mikkelsen oraz Jens Petter Hauge po dołączeniu do klubu minionej zimy nadal nie wpasowali się w 100% do tego zespołu, brakuje stabilności - wyjaśnia nasz rozmówca.

- Najważniejszy jest jednak trzon tej ekipy, który od lat pozostaje niezmienny. W starciu z „Jagą” ponownie ujrzymy m.in. Brede Moe, Patricka Berga, Ulrika Saltnesa, czy Fredrika Bjørkan - dodaje.

Niezmienna pozostaje również obsada stanowiska trenera należąca do Kjetila Knutsena. 55-latek sprawuje funkcję opiekuna drużyny w FK Bodø/Glimt od 2018 roku. W tym czasie wzbogacił klubową gablotę o trzy puchary za krajowe mistrzostwo i rozsławił norweską ekipę na skalę całej Europy, świętując z nią takie sukcesy, jak chociażby imponujące zwycięstwo 6:1 nad prowadzoną wówczas przez samego José Mourinho AS Romą w fazie grupowej Ligi Konferencji.

- Jednym słowem Legenda. Będąc na miejscu Norwegów, nowy stadion (który wkrótce ma powstać) nazwałbym od jego nazwiska. Człowiek który zbudował ten klub i nadal chce to robić. Pomimo wielu atrakcyjnych ofert z europejskich klubów nadal widzi cel na północy Norwegii do zrealizowania - domyślam się, że może chodzić właśnie o Ligę Mistrzów. Niezmiennie od lat trzyma się tego samego stylu, choć czasem przesadnie i ostatnio potrafi to być złudne - część drużyn nauczyła się już grać przeciwko Glimt i stwarza to sporo problemów. Jest znany z tego, że nie przepada za rotacjami w składzie. Potrafi dojrzeć w każdym zawodniku jakieś ukryte atuty i sprytnie je wykorzystać podczas meczu. Prężnie działa wspomagając scouting, czego efekty wszyscy widzimy - przedstawia postać 55-letniego szkoleniowca Remigiusz Fornalik.

Transferowe dysproporcje

Wspomniany scouting funkcjonuje bardzo sprawnie i doskonale ilustruje to przykład Alberta Grønbæka. 23-latek przyszedł do FK Bodø/Glimt w połowie 2022 roku z duńskiego Aarhus GF za 2,6 miliona euro, a tego lata zamienił zespół mistrza kraju na francuskie Stade Rennais za 15 milionów euro, ustanawiając nowy rekord sprzedażowy w historii norweskiego futbolu. Czy są szanse, aby któryś z piłkarzy obecnej kadry wyfrunął z Bodø za podobne pieniądze?

- Na ten moment byłoby o to bardzo ciężko. Nie ma w obecnym składzie kogoś takiego jak Albert. Jeśli chodzi o potencjał, to jednym z takich zawodników jest Fredrik Sjøvold, 20-letni ofensywnie nastawiony prawy obrońca. Jest reprezentantem Norwegii U-21. Całkiem niedawno zaliczył swoje pierwsze trafienie w Eliteserien. Niestety nie widzę w nim aż tak dużego potencjału sprzedażowego jaki miał Duńczyk, ale kto wie co przyniesie przyszłość - wyjaśnia Fornalik.

- Pewne jest, że na taki talent trzeba poczekać co najmniej do przyszłego sezonu. Grønbæk dołączył latem 2022 roku za wówczas rekordowe 2,6 miliona euro i potrzebował około roku na wejście na najwyższy poziom, z jakiego go kojarzymy w ostatnim czasie. Glimt dopiero rozpoczęło działania na rynku transferowym w tym okienku i są szanse, że doczekamy się jakiegoś ciekawego transferu - tłumaczy.

Choć nasz rozmówca podkreśla, że okienko dla FK Bodø/Glimt dopiero się zaczyna, to zdążyło ono przeprowadzić już kilka transakcji gotówkowych do klubu, czego z kolei nie można powiedzieć o Jagiellonii Białystok, która do tej pory na letnie transfery nie wydała ani grosza.

Oczywiście, porównując w tym przypadku obie ekipy, należy zaznaczyć i pamiętać, że FK Bodø/Glimt może pozwolić sobie na dużo więcej ze względu na regularną grę w głównej fazie europejskich pucharów i wpływy z tytułu występów na międzynarodowej scenie.

Za to Jagiellonia po raz pierwszy w swojej historii zagra w fazie ligowej (dawniej fazie grupowej) rozgrywek pod egidą UEFA, a jej pozycja w rodzimej lidze nie jest jeszcze ugruntowana. W sezonie poprzedzającym zdobycie historycznego mistrzostwa białostoczanie do ostatnich kolejek byli przecież uwikłani w walkę o utrzymanie.

Działacze klubu podchodzą zatem do tematu transferów z chłodną głową, o czym wielokroć przypomina chociażby dyrektor sportowy Łukasz Masłowski.

Jagiellonia musi na nich uważać

FK Bodø/Glimt ma w swojej kadrze jakościowych zawodników, których dyspozycja może okazać się kluczowa w kontekście dwumeczu z Jagiellonią Białystok.

- Najwięcej uwagi należy skupić na środku pola FK Bodø/Glimt. Tam Norwedzy zyskują największą przewagę. Głową tej formacji jest dobrze już znany Patrick Berg [25-krotny reprezentant Norwegii - przyp. red.], trójkę uzupełniają Ulrik Saltnes wraz z Håkonem Evjenem. Cały tercet jest ostatnio w znakomitej formie, notują sporo asyst, jak i zdobywają bramki. Niezwykle groźny na przedpolu jest Berg, niemal każda odbita piłka z pola karnego przeciwnika trafia pod jego nogi, a to kończy się strzałem w kierunku bramki - często kończy się to golem. Jednocześnie nie można zapominać o dynamicznych wysoko grających wahadłach. Fredrik Bjørkan wraz z Sjøvoldem biorą udział niemal w każdej akcji ofensywnej, siejąc spore zagrożenie - przestrzega nasz rozmówca.

Niewykluczone, że Adrian Siemieniec postawi w środę na sprawdzony duet pomocników Nené-Romanczuk, przed którymi wystąpi Jesús Imaz. To właśnie pierwsza dwójka będzie najprawdopodobniej odpowiedzialna za neutralizowanie zagrożenia stwarzanego przez tercet wymienionych wcześniej graczy środka pola w ekipie FK Bodø/Glimt.

Sytuacja na bokach obrony wydaje się oczywista. Od pierwszej minuty powinniśmy oglądać Michala Sáčka (prawa strona) i João Moutinho (lewa strona). Podobnie ma się sprawa z obsadzeniem pozycji lewego skrzydłowego, gdzie do gry awizowany jest Kristoffer Hansen. Natomiast co do prawego skrzydła, trener mistrzów Polski będzie musiał dokonać wyboru pomiędzy Dominikiem Marczukiem a bardzo dobrze dysponowanym od początku tego sezonu Mikim Villarem.

W drodze po marzenia

Faworytem do wygrania tego dwumeczu wydaje się drużyna dowodzona przez Kjetila Knutsena. Nie oznacza to jednak, że Jagiellonia jest z góry spisana na porażkę.

- Stawiałbym na 70 do 30 dla Norwegów. Bodø/Glimt ma cenne doświadczenie w grze o Europę, które na pewno wykorzysta. Uważam również, że piłkarsko są na wyższym poziomie, chociaż nie ma co ujmować mistrzowi Polski, naprawdę mogą się podobać na starcie tego sezonu i po mistrzostwie idą za ciosem. Wiele zależy, jak drużyna trenera Siemieńca podejdzie do tego meczu. Najważniejsze jest jednak, żeby nie skupiać się wyłącznie na bezmyślnej grze obronnej, bo to będzie woda na młyn dla Bodø/Glimt. Przede wszystkim trzeba aktywnie bronić i często wyprowadzać bardzo szybkie kontrataki w bocznych strefach boiska, gdzie wahadła Glimt zostawią sporo miejsca. To tutaj upatrywałbym szanse. Na niekorzyść mistrza Norwegii działa swego rodzaju klątwa drużyn z Polski, z każdym potrafią wygrać tylko nie z Polakami, ale to już z przymrużeniem oka - ocenia Remigiusz Fornalik.

Jagiellonia Białystok zrealizowała cel minimum, jakim był udział w fazie ligowej europejskich pucharów. Teraz podopieczni Adriana Siemieńca zawalczą o marzenia.

- To są różne kluby, inne historie, na różnych etapach. My pierwszy raz gramy w eliminacjach do Ligi Mistrzów. To są nasze marzenia i o nie zagramy - zapowiedział Jesús Imaz na konferencji prasowej poprzedzającej środkowe spotkanie.