Kamil Glik: Nie miałem okazji się wykartkować

2021-11-13 11:52:48; Aktualizacja: 2 lata temu
Kamil Glik: Nie miałem okazji się wykartkować Fot. FotoPyK
Kamil Freliga
Kamil Freliga Źródło: TVP Sport

Środkowy obrońca reprezentacji Polski Kamil Glik został uderzony łokciem w twarz już w 21. sekundzie piątkowego meczu z Andorą. W pomeczowej rozmowie na antenie TVP Sport opowiedział o całej sytuacji.

Przedostatni rywal „Biało-czerwonych” w eliminacjach do przyszłorocznych Mistrzostw Świata jest znany z bardzo ostrej gry, o czym w przypadku pierwszego meczu w Warszawie przekonał się Robert Lewandowski.  Tym razem obyło się bez kontuzji, ale Kamil Glik odczuł trudy spotkania już chwilę po jego rozpoczęciu. Cios w twarz wymierzył mu napastnik gospodarzy Ricard Fernández, znany jako „Cucu”.

– Potwierdzam, spodziewaliśmy się, że będzie ostro, ale chyba nie aż tak. Można powiedzieć, że przeciwnicy urządzili sobie polowanie na nas, ale na szczęście obeszło się bez urazów. W pierwszej minucie zawodnik nawet nie patrzył na piłkę, tylko zaatakował mnie łokciem, więc myślę, że była to zasłużona czerwona kartka. Czasami sam je oglądam, ale zdarza się, że ja też obrywam. Takie jest życie piłkarza. Zęby mam dość zdrowe, więc wszystko jest w porządku, ale atak mnie zaskoczył, bo to były pierwsze sekundy meczu.

– Nie wiem, czy po wykluczeniu Andorczyka było łatwiej, bo zwolniliśmy tempo gry, zaczęliśmy grać pod siebie i wdarło się trochę chaosu, co potwierdził gol stracony ze stałego fragmentu gry. Zabrakło koncentracji i odpowiedzialności za podania, za piłkę, z tego wzięły się jakieś sytuacje dla przeciwników. 

Kamil Glik przyznał też przeprowadzającemu rozmowę dziennikarzowi TVP Sport, że nieczęsto się zdarza, żeby tworzył właściwie jednoosobowy blok obronny, a jego dwaj partnerzy  z teoretycznie środka obrony biegali na obieg wahadłowym. Tego miał jednak wymagać sam Paulo Sousa.

33-letni piłkarz Benevento sam ostatnio opuścił boisko z czerwoną kartką. W meczu Serie B brutalnie sfaulował swojego rywala, za co został ukarany trzema meczami zawieszenia. Jednomeczowa pauza grozi mu też, jeżeli obejrzałby żółty kartonik w meczu z Andorą lub Węgrami. W piątek napomniany nie został.

– Nie miałem okazji, żeby się wykartkować. Może nie do końca dobrze to zabrzmi, ale nawet nie było do tego sytuacji, żeby pokusić się o kartkę. Może pod koniec meczu, ale mogło to być na pomarańczową kartkę. Nie wiem, czy wykonałem w tym meczu jakikolwiek faul. Było to trudne zadanie – przyznał na konferencji prasowej. Ta "sztuka" udała się za to Grzegorzowi Krychowiakowi, choć i on musiał dopuścić się aż pięciu przewinień, by w końcu zmusić sędziego do sięgnięcia do kieszonki.