Lechia Gdańsk – VfL Wolfsburg. Do perfekcji długa droga

2015-07-13 01:11:41; Aktualizacja: 9 lat temu
Lechia Gdańsk – VfL Wolfsburg. Do perfekcji długa droga
Marek Ratkiewicz
Marek Ratkiewicz Źródło: Transfery.info

Niedzielny mecz Lechii Gdańsk z Vfl Wolfsburg, określany częścią „Bundesliga World Tour” nie zachwycił pod żadnym względem. Ani frekwencja na trybunach, ani atmosfera, ani przede wszystkim samo spotkanie nie dały powodu do powiedzenia wow.

u obie drużyny przystępowały na zupełnie różnym etapie przygotowań do nowego sezonu. Gdańszczanie swoje ligowe zmagania zaczynają bowiem już w najbliższy piątek, zaś dla „Wilków” wizyta w Gdańsku była pierwszym poważnym – przedtem mierzyli się jedynie z amatorami – testem przed czekającą ich rywalizacją w Bundeslidze i Lidze Mistrzów. Dowodem na to, że goście myślami byli jeszcze na egzotycznych wakacjach był fakt, że w meczowej kadrze zabrakło wielu podstawowych graczy Dietera Heckinga na czele z Kevinem De Bruyne, André Schürrle i Ivanem Perišiciem. Próżno było też szukać Nicklasa Bendtnera, Luiza Gustavo czy Diego Benaglio (który pojawił się jedynie na konferencji pomeczowej).

W zupełnie innej sytuacji był trener Jerzy Brzęczek, w którego głowie powinna klarować się już jedenastka na ligowe otwarcie z Cracovią. Tymczasem w pierwszym składzie przed własną publicznością zadebiutował bramkarz Marko Maric, zmieniony w przerwie przez Damiana Podleśnego. Szkoleniowiec, pytany po meczowej konferencji o jego przemyślenia w zakresie obsady bramki, dyplomatycznie stwierdził, że wciąż nie wie, który z czterech golkiperów rozgrywki rozpocznie z bluzą numer jeden.

Jeśli miałbym wyróżnić kogoś z piłkarzy Lechii to na pewno byłby to Ariel Borysiuk, który zagrał najpewniej z bardzo nieprzytomnych dziś obrońców. Straconą bramkę trudno by zapisywać na jego konto, zaś przez cały swój występ wykazywał się sporym opanowaniem w interwencjach. Zarówno w obronie, jak i w ataku dwoił się i troił Daniel Łukasik, którego postawę oceniłbym jako „solidną”. Z kolei w linii ofensywnej bardzo aktywni byli Adam Buksa i Bruno Nazario, autor efektownej przewrotki z pierwszych minut widowiska.  Nie można też nie wyróżnić Pawła Stolarskiego, który – mimo zaledwie kwadransa spędzonego na boisko – nazbierał sobie kilkukrotnie na brawa lokalnej publiczności. Dwa razy więcej czasu dostał za to Mario Maloca, strzelec jedynej bramki dla gospodarzy, którego debiut w nowych barwach zdecydowanie można uznać za udany.

Nie zachwycili Michał Mak, któremu piłka wyraźnie nie siedziała na nodze, oraz Sebastian Mila, który zmarnował kilka dogodnych akcji do strzelenia bramki. Na „negatywnym biegunie” umieściłbym też Grzegorza Wojtkowiaka – to jego stroną boiska przeprowadzono najgroźniejsze ataki, które, gdyby nie etap przygotowań Wolfsburga, mogły niejednokrotnie przerodzić się w gole.

Goście – wicemistrzowie Niemiec i zdobywcy krajowego pucharu – kąsali nieregularnie, ale kiedy już to robili, zagrożenie pod bramką Lechii było poważne. Widać było wyraźną różnicę klas dzielącą obie strony, co lechiści uwydatniali brakiem komunikacji między obrońcami a bramkarzem, porozumieć nie potrafili się też gracze ofensywni. 

Miłym akcentem było pojawienie się w drugiej połowie na boisku Oskara Zawady, młodego zawodnika występującego w Wolfsburgu, autora 18 bramek i 3 asyst w ostatnim sezonie juniorskim Bundesligi. Olsztynian miał kilka stuprocentowych wręcz okazji do podwyższenia wyniku spotkania, ale trema przed występem w ojczyźnie czy też dyspozycja dnia sprawiły, że ani razu nie wpisał się on na tablicę strzelców. Łatwość, z jaką odnajdywał się  w polu karnym, sprawiła jednak, że Zawada stał się jednym z tematów przewodnich pomeczowej konferencji. Wówczas Dieter Hacking zapewnił o swojej wierze w umiejętności młodego podopiecznego z Polski i długofalowych planach wobec niego.

Konferencję dziennikarze wykorzystali też do zapytania trenera gości o kulisy sytuacji sprzed roku z Mateuszem Klichem. Hacking zapewnił, że powrót Polaka do klubu po udanym wypożyczeniu do Holandii nie był jego osobistą decyzją, a jako przyczynę rozstania z pomocnikiem podał bardzo przyziemne „był słabszy od innych”. Jednocześnie menedżer pochwalił jego umiejętności, życząc powodzenia w dalszej karierze, co można uznać za gest kurtuazji.

Starcie Lechii z Wolfsburgiem supermeczem nie było, choć na szczęście organizatorzy takiej łatki mu nigdy nie przyznawali. Zobaczyliśmy dwa zespoły będące w swoich krajach określane „ścisłą czołówką”. Wiemy jednak, jak Ekstraklasa ma się obecnie do Bundesligi i na dobrą sprawę boisko to zweryfikowało. Gdańszczanom nie pomógł nawet fakt, że ich rozgrywki zaczynają się już za chwilę, a Wolfsburg dopiero budzi się z letniego letargu. Marketingowo też wypadło blado – trybuny świeciły pustkami, a wicemistrzowie Niemiec po meczu uciekli do autokaru, nie dając fanom z bliska poczuć europejskiej piłki.