Artur Boruc w tej chwili nie jest do dyspozycji Czesława Michniewicza. 41-latkowi doskwierają problemy z plecami. W tej sytuacji szkoleniowiec „Wojskowych” postawił na Cezarego Misztę.
19-latek łatwego zadania nie miał. Nie dość, że był to dla niego debiut w europejskich pucharach, to przyszło mu rywalizować z „Lisami”, które należą do czołowej ósemki Premier League, a przed pięcioma laty wygrały te rozgrywki.
Ostatecznie Polak spisał się bez większego zarzutu. Jednocześnie stołeczna ekipa wygrała z faworytem zawodów 1:0. Powodów do radości jest zatem wiele.
– Ja jestem Legionistą od dziecka, marzyłem, żeby grać w tym klubie, żeby grać w takich meczach, także to jest spełnienie marzeń. To, że dzisiaj wygraliśmy, dedykuję wszystkim kibicom Legii Warszawa – powiedział Miszta w rozmowie z TVP Sport.
Dla bramkarza był to specjalny wieczór. Jego nazwisko skandowali kibice, a trenerzy i koledzy z drużyny gratulowali mu występu. Trudno, aby w takich chwilach nie puściły emocje.
– Oczy mi się zaszkliły od razu po meczu. Przybiegł do mnie trener Pereira [trener bramkarzy] i chyba Kacper Tobiasz. Wtedy puściły nerwy, puściły emocje. To, że kibice skandowali moje nazwisko, to jest naprawdę dla mnie wielka sprawa – wyznał.
– Cieszę się, że trener mi zaufał po wcześniejszych nieudanych meczach. I chyba dzisiaj się odpłaciłem – oświadczył.
– Wczorajszy przykład Sheriffa z Realem Madryt, wygrali. To samo nam dzisiaj trener powtórzył: pieniądze, sława i tak dalej nie grają. Jesteśmy takimi samymi zawodnikami jak oni, wychodzimy na boisko i robimy swoje. Na pewno będziemy mogli powalczyć i zwyciężyć. Jesteśmy Legią Warszawa Ligi Europy! – zakończył.
Po dwóch meczach Legia Warszawa ma na swoim koncie sześć punktów i zajmuje pierwsze miejsce w grupie C, przed Spartakiem Moskwa, który pokonał dzisiaj SSC Napoli, a także Leicester City.