Mariusz Misiura mógł ucierpieć przez kibiców Wisły Płock. „Centymetry sprawiły, że nie dostałem”

2024-10-28 18:06:48; Aktualizacja: 1 godzina temu
Mariusz Misiura mógł ucierpieć przez kibiców Wisły Płock. „Centymetry sprawiły, że nie dostałem” Fot. Wisła Płock [YouTube]
Dawid Basiak
Dawid Basiak Źródło: Meczyki.pl

Wisła Płock przegrała niedzielne spotkanie z Wisłą Kraków 1-3, a po końcowym gwizdku głośno było nie tylko o rezultacie, lecz także o bezmyślnym zachowaniu kibiców gospodarzy. Użyte przez nich fajerwerki nagle wystrzeliły w kierunku innej trybuny, gdzie przesiadywali kibice. Bardzo blisko nieszczęścia był między innymi trener Mariusz Misiura, który w rozmowie z Meczyki.pl skomentował całe zajście.

Wisła Płock nie popisała się w ostatniej kolejce, gdyż na własnym stadionie przegrała 1-3 z Wisłą Kraków. Tego dnia nie popisali się również jej kibice, a wszystko to z powodu ich bezmyślnego zachowania z użyciem środków pirotechnicznych.

W pewnym momencie fani gospodarzy prezentując jedną z opraw, wystrzelili fajerwerki, które następnie ruszyły prosto na inną trybunę. Wszystko zostało udokumentowane na filmach, które szybko obiegły internet, natomiast z doniesień Mateusza Migi wynikało, że sytuacja w końcowym efekcie nie wyglądała zbyt ciekawie, gdyż najprawdopodobniej ucierpiało dziecko.

- Widzieliśmy sytuację bardzo dobrze. Ze stadionu uciekały dwie osoby dorosłe i jedno dziecko. Wyglądało na to, że dziecko ma poparzoną twarz - stwierdził Miga.

Wisła opublikowała już wyjaśniający komunikat, ale nie zmienia to faktu, że teraz będzie miała ona do czynienia z niemałą karą, ponieważ wszelkie środki bezpieczeństwa w tej sytuacji kompletnie zawiodły.

Do tego nieprzyjemnego incydentu w rozmowie z Meczyki.pl odniósł się trener płockiej drużyny Mariusz Misiura, który był bardzo blisko nieszczęścia.

- Nie mam informacji, żeby komuś wydarzyła się jakaś bardzo duża krzywda, jakiś bardzo duży uszczerbek na zdrowiu. Oczywiście są różnego rodzaju stłuczenia czy jakieś poparzenia, ale też uważam, że nie do końca jestem kompetentną osobą, żeby to oceniać. Żałuję, że to się w ogóle wydarzyło, bo przyszła bardzo duża liczba kibiców, a my sami sportowo wynikiem nie pomogliśmy zadowolić tej publiczności. Na pewno ta sytuacja z racami sprawi, że niektórzy stwierdzą, że może nie do końca jest bezpiecznie na stadionie - powiedział.

Szkoleniowiec pierwszoligowca cudem uniknął uszczerbku na zdrowiu, lecz jak się okazuje, ten przytrafił się niestety szefowi skautingu. Całe szczęście, że nie jest to nic groźnego.

- Ja nawet nie byłem świadomy, że ta raca tak blisko mojej głowy przeleciała, bo akurat byłem ustawiony tyłem, obserwując, co się dzieje na boisku. Zgodzę się, że to było coś niesamowitego, dosłownie milimetry czy centymetry sprawiły, że nie dostałem. Nasz szef skautingu, Bartek Sielewski, troszeczkę ucierpiał. Dostał gdzieś tam w nos i ma, ranę. Bardzo ubolewam, że coś takiego w ogóle miało miejsce. Uważam, że na meczach piłkarskich możemy cieszyć się racami, tylko bym powiedział, w odpowiedni sposób - podsumował.