Mundialowo - dzień 13. - Hasło Obamy, kibic Clinton [filmiki]

Mundialowo - dzień 13. - Hasło Obamy, kibic Clinton [filmiki]
Redakcja
Redakcja
Źródło: Transfery.info

Jeżeli narzekania na początkowe spotkania fazy grupowej były nawet uzasadnione, mundialowi zrobiło się wyraźne wstyd i stara się z całych sił, by uczynić za dość. Ostatnia kolejka zmagań w grupach to jednak tyl(...)

Jeżeli narzekania na początkowe spotkania fazy grupowej były nawet uzasadnione, mundialowi zrobiło się wyraźne wstyd i stara się z całych sił, by uczynić za dość. Ostatnia kolejka zmagań w grupach to jednak tylko przygrywka do wielkiego grania, które rozpocznie się na dobre wraz z pucharowym etapem turnieju.

O 16. pierwszy gwizdek zabrzmiał na dwóch stadionach równocześnie. Nelson Mandela Bay Stadium w Port Elizabeth było areną zmagań Anglii ze Słowenią, natomiast na Loftus Versfeld Stadium w Pretorii stanęły naprzeciw siebie drużyny Stanów Zjednoczonych oraz Algierii. Rozważania teoretyczne głosiły, że wszystkie ekipy miały jeszcze szanse na awans. Fakt faktem, że jedni bardziej posiłkowali się matematyką, drudzy nieco mniej.

Po rozum do głowy poszedł Fabio Capello. Włoski selekcjoner reprezentacji Anglii posadził na ławce słoniowatego i niezgrabnego Emile'a Heskey'a, a także pozbawionego głowy i przynajmniej połowy korpusu jeźdźca Aarona Lennona. Ich miejsce zajęli Jermain Defoe oraz James Milner. Prasa na Wyspach zarzekała się, że obecność na boisku pomocnika Aston Villi zapewni wreszcie dokładne dośrodkowania w pole karne rywali. I angielscy dziennikarze w swych przewidywaniach się nie pomylili.

Początkowe fragmenty spotkania to względnie wyrównana gra z obu stron. Anglicy wyglądali tylko ciut lepiej niż w żenującym występie przeciw Algierii, Słoweńcy trzymali się twardo i dzielnie stawiali opór, parokrotnie z przytupem siejąc ferment w polu karnym Davida Jamesa. Jeżeli "Synowie Albionu" zgarną na mundialu któryś z krążków, co sukcesem przynajmniej wypadałoby ogłosić, 23. minuta potyczki ze Słowenią będzie rozpatrywana jako moment przełomowy. Defensywę rywali rozmontował duet Milner-Defoe. Pierwszy idealnie dośrodkował na linię przedpola Samira Handanovicia, drugi uprzedził kryjącego obrońcę i trafił do siatki.



Ten gol, tak przez Anglików wyczekiwany, dał im - zgodnie z przewidywaniami - porządnego kopa. Podopieczni Capello wreszcie się zatem obudzili, zasnął z kolei definitywnie Michał Kołodziejczyk, którego życiową rolą pozostanie raczej hitowa "Szybka Piłka". Chwilę później podwyższyć mógł Frank Lampard, ale z szesnastu metrów kopnął równie silnie, co niecelnie. Był Lampard, no to czas i na Stevena Gerrarda. Najpierw uderzenie Defoe wybronił Handanović, piłkę wymienili między sobą Gerrard z Waynem Rooney'em i zawodnik Liverpoolu - wyłożoną niemalże na tacy - futbolówkę posłał w lewy róg bramki Słoweńców. Handanović był na posterunku także tym razem. Anglia wreszcie zaczęła przypominać kogoś w rodzaju głównego faworyta. Pardon, przeciwnik uciekł mi z głowy.

Tuż po zmianie stron doskonałej szansy nie wykorzystał Defoe, myląc się dosłownie z kilku metrów. Anglicy kontynuowali ostrzał kwatery Handanovicia, ale jej głównodowodzący za każdym razem wychodził z opresji obronną ręką. Zdołał wszak sparować na korner strzał głową Johna Terry'ego, zagrał też na nerwach Rooney'a, zarumieniając buraczaną już facjatę 25-letniego napastnika skuteczną, acz subtelną, interwencją w sytuacji sam na sam. Stłamszeni lwimi pazurami Wyspiarzy, Słoweńcy pokazali swoje w 68. minucie. Strzelali bowiem aż trzykrotnie, wszystko odbywało się w angielskim polu karnym, ale za każdym razem ofiarność defensorów przyczyniała się do skutecznych wybloków nadlatujących strzałów.

Anglia z każdą kolejną minutą coraz intensywniej kalkulowała. Tkwiąc w złudnym przekonaniu o trwałości jednobramkowego prowadzenia, Anglicy podświadomie oddawali nieco inicjatywy przeciwnikom. Słoweńcy próbowali skarcić tą lekkomyślność, ale w doliczonym czasie gry Matthew Upson zaliczył Wielki Wślizg i było po jabłkach. Po takim meczu Valter Birsa w branży robót precyzyjnych roboty na pewno nie znajdzie.

Słowenia była w drugiej rundzie Mistrzostw Świata. Przez dwie sekundy. Symultanicznie toczona konfrontacja amerykańsko-algierska przybrała dramatyczną, iście hollywoodzką końcówkę. Napierający bez mała od półtorej godziny piłkarze zza Oceanu dopięli swego prawicą Landona Donovana. "Mr Torpedo" dopadł do bezpańskiej piłki - trąconej przez golkipera Raisa M'Bohliego - i bez wahania wpakował ją do bramki. Zawodnicy, w tym rezerwowi, trenerzy i kibice - w ekstazie. Amerykanie wychodzą z grupy, w dodatku z pierwszego miejsca.



Sam mecz zaczął się od kapitalnej sytuacji dla Algierii. Unikalnie obciął się Steven "Czerulondo vel Czerundel" Cherundolo, a przykładnie wychowany Rafik Djebbour oddał przysługę i ustrzelił poprzeczkę. Zimny prysznic. Kampanię ofensywną USA wziął zaś pod swe skrzydła Clint Dempsey i jeżeli były jakieś uszczypliwości względem Birsy, tutaj do gry wkracza profesjonalna loża szyderców. Początki? Raczej niewinne. Dempsey dobijał uderzenie Herculeza Gomeza będąc na spalonym i arbiter Frank De Bleeckere słusznie bramki nie uznał. Spotkanie stopniowo osiągało stan równowagi, co jednak nie przeszkodziło Amerykanom w podtrzymaniu indolencji strzeleckiej. Tradycję hołubił Dempsey, nie potrafiąc wykorzystać sytuacji jeden na jeden z M'Bohlim, fajne pudło zaliczył też Jozy Altidore.

Druga połowa to praktycznie kalka pierwszej. W 57. minucie dzień zwieńczył Dempsey, "patelnię" zamieniając na słupek i wyjętą wprost z piekieł dobitkę. Próbował jeszcze Benny Feilhaber. Efekt ździebko bardziej pozytywny, bo wysilić musiał się raz jeszcze M'Bohli. Kontrabanda Dempsey'a ma potężnego farta, że Donovan jednak potrafi zmieścić futbolówkę w opustoszałym prostokącie.

W grupie C rządzą Amerykanie, za nimi Anglicy z identyczną liczbą punktów, ale zarazem z gorszym stosunkiem różnicy bramek. Ci grają dalej. Za burtą czempionatu Słowenia i Algieria.

Przyparci do muru byli Niemcy. Głupotą Miroslava Klose czy miękką fają Lukasa Podolskiego - nieistotne. "Die Nationalelf" starali się wymieniać sporo podań, ale pożytku z tego większego nie było. Ich rywale, Ghańczycy, stawiali na prezencję. Jak już zorganizowali jakąś eskapadę, było chaotycznie, bez ładu, składu i skuteczności. Drużyna niemiecka wysłała w stronę Afrykańczyków dwa poważne ostrzeżenia. W 25. minucie Mesut Ozil został skutecznie powstrzymany przez Richarda Kingsona, w 41. zaś po dośrodkowaniu Bastiana Schweinsteigera i - zauważalnej tylko przez mikroskop - główce Pera Mertesackera bramkarz Ghany po wtóre spisał się należycie.

Po kwadransie przerwy, sytuację z rodzaju "must score" zmarnował Andre Ayew. Niemców uratowało za to przytomne zachowanie Manuela Neuera. W 60. minucie te przepychanki zakończył Ozil, popisując się przepięknym wolejem. Kingson bez szans.



Niemcy mocniej i mocniej kochają wszystko, co ich, ale tureckie. Jak tak dalej pójdzie, to tradycyjny zestaw towarzyszący meczom reprezentacji piwo stworzy z kebabem. Pierwszy test już w 1/8 finału. Do końca meczu obie ekipy raczej wegetowały. Wszyscy byli zadowoleni, a niebagatelna rolę odegrały wieści napływające do Johannesburga z Nelspruit . Tam bowiem biły się Australia z Serbią.

Niemców urządzało zwycięstwo, Ghanę remis, Serbię i Australię także tylko wygrane. Na Mbombela Stadium zaczęło się od harców drużyny z Bałkanów, a brylował Milos Krasić. Pomocnik CSKA Moskwa strzelał dwukrotnie - raz z ostrego kąta sprawdził klej w rękawicach Marka Schwarzera, drugi raz 37-letniego bramkarza wprawdzie minął, ale pusta bramka nie taka łatwa, jak ją zazdrośnicy malują. W 23. minucie mieliśmy ofensywny akcent ze strony Branislava Ivanovicia. I znowu ostry kąt, i znowu Schwarzer. "Socceroos" wyrwali widzów z monotonni i wreszcie wzięli się za to, czego Pim Verbeek tak nie lubi. W 32. minucie ze swej najmocniejszej strony pokazał się Tim Cahill, wygrywając niepierwszy środowego wieczoru pojedynek powietrzny i oddając strzał w kierunku bramki Serbów.

W drugiej części gry to Australijczycy byli tymi chętniej atakującymi. Wzięcie miały strzały z dystansu, a po tym oddanym przez Marka Bresciano Vladimir Stojković musiał się napocić. W 69. minucie zespół Verbeeka wyszedł na prowadzenie. Centrował z prawej strony boiska David Carney, a Cahill zdobył gola tak bardzo w swoim stylu. Typowa była też cieszynka - chorągiewka narożna ponownie została znokautowana już w pierwszej rundzie.



Nie minęły cztery minuty, a na tablicy wyników po stronie Australijczyków widniała już cyfra "2". Z ponad 30 metrów wyzwanie Stojkoviciowi rzucił Brett Holman, którego atomowe uderzenie błyskawicznie znalazło drogę do siatki. Marzenia piłkarzy z Antypodów zaczęły nabierać realnych kształtów. Awans do fazy pucharowej znajdował się w odległości zaledwie dwóch trafień. Sprawę można było załatwić albo osobiście, albo liczyć na ofensywną rozwiązłość Niemców i defensywną puszczalskość Ghany.



Australii zabrakło jednak pary. Cahill i spółka nie potrafili pójść za ciosem i dobijać Serbów kolejnymi. W 83. minucie czar prysł - dośrodkowanie/strzał Dejana Stankovicia chciał łapać Schwarzer, ale zrobił z siebie fajtłapę. Albo Cabaja. Albo Przyrowskiego. Z niespodziewanego prezentu skorzystał Marko Pantelić.

Nici z awansu Australii, to samo tyczy się Serbów. Wszyscy posmutnieli. Grupę D wygrali Niemcy, Ghana uplasowała się na drugiej pozycji i te reprezentacje grają dalej. Australia i Serbia jadą do domów. Każdy w swoja stronę. W drugiej rundzie Amerykanie wpadają na Ghanę, a Anglicy na Niemców. Będzie się działo.

Wydarzenie dnia: YES, WE CAN! Soccer daje radę. Z całym szacunkiem dla Słowenii, dobrze się stało, że to Amerykanie zostają w Republice Południowej Afryki. Ten team ma w sobie coś wyjątkowego. Szkoleniowiec Bob Bradley wskazuje na zmysł gry do końca. - To niesamowite uczucie. Ci chłopcy włożyli wiele sił w ten mecz, oni nigdy się nie poddają. Jesteśmy dumni, zakończyliśmy grupę na pierwszym miejscu. Mamy pięć punktów, nie przegraliśmy żadnego meczu. Jesteśmy gotowi - zapowiada selekcjoner. Ale to raczej tzw. team spirit pcha Stany Zjednoczone przez turniej. Nawet Bill Clinton wiec, o co biega i jak zachować się w szatni. A gdyby tylko w na szpicy mógł demolować rywali Charlie Davies...

Czwartek to ostateczne rozstrzygnięcia w grupach E i F. Kolejność zostaje odwrócona - najpierw (o 16.) starcia Włochów ze Słowacją i Paragwaju z Nową Zelandią, z kolei o 20:30 Kamerunu z Holandią oraz Japonii z Danią.
Więcej na temat: Mistrzostwa Świata

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] POTWIERDZONE: Xavi zostaje w Barcelonie. „Nigdy nie szukaliśmy nowego trenera” POTWIERDZONE: Xavi zostaje w Barcelonie. „Nigdy nie szukaliśmy nowego trenera” Lech Poznań z pierwszym sukcesem na sezon 2024/2025. Teraz musi tylko... zostać mistrzem Polski Lech Poznań z pierwszym sukcesem na sezon 2024/2025. Teraz musi tylko... zostać mistrzem Polski Przemysław Płacheta opuści Wyspy Brytyjskie?! Szykuje się następny transfer Przemysław Płacheta opuści Wyspy Brytyjskie?! Szykuje się następny transfer Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Telewizja Polska z rozpiską komentatorów na EURO 2024. Wiemy, kto skomentuje mecze Polaków i wielki finał [OFICJALNIE] Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Kylian Mbappé z najlepszym sezonem w karierze. A jeszcze nie powiedział ostatniego słowa... Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! Nagły zwrot akcji w sprawie Xaviego. W czwartek oficjalny komunikat! OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów OFICJALNIE: Znamy finalistów Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Zabraknie saudyjskich gigantów

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy