Niemiecki „American Dream” Niko Kovača
2018-04-18 20:23:31; Aktualizacja: 6 lat temu Fot. Transfery.info
W roli głównej: Niko Kovač. Scenariusz: Niko Kovač. Reżyseria: Ślepy los.
Niko Kovač był niezwykłym piłkarzem. Poziomem talentu i umiejętności zawieszonym gdzieś pomiędzy światowym topem, a fachowcami drugiej kategorii. Odgrywając przez lata pierwszoplanowe role w zespołach finiszujących w Bundeslidze na podium miał pełne prawo wierzyć, że jako piłkarz może celować wyżej. Swojego czasu wycelował w Bayern i spudłował – spędził na Alianz Arenie dwa sezony jako regularnie grający rezerwowy. Miał już wtedy trzydziestkę na karku i trzeba przyznać, że te dwa lata podziałały na niego w niezwykły sposób. Kovačowi z roku na rok przybywało potem klasy. Po trzydziestym roku życia pojechał jeszcze z reprezentacją Chorwacji na cztery turnieje mistrzowskie (Mistrzostwa Świata 2002, 2006 i Mistrzostwa Europy 2004, 2008) i zdobył cztery klubowe tytuły.
Jednak to wszystko jakby nagrody pocieszenia. W innych okolicznościach, przy odrobinie szczęścia i po innych decyzjach Kovač mógł być wielkim piłkarzem ze spektakularną karierą. Dwa tytuły w Austrii, dwa w Niemczech i dwa Puchary Interkontynentalne? A gdzie Liga Mistrzów, gdzie rekordowe serie, gdzie udział w wielkich meczach i wielkich osiągnięciach? Tego w karierze Chorwata zabrakło, choć było go na to stać. I on o tym doskonale wie.
Można odnieść wrażenie, że możliwość realizowania się w roli trenera 46-latek traktuje jako szansę na pomszczenie swojej okaleczonej i okradzionej z fajerwerków kariery zawodniczej. Skoro coś, czego nigdy nie zdołamy zidentyfikować ani nazwać, zadecydowało o tym, że nie został wielkim piłkarzem, teraz on zadba o każdy, najmniejszy nawet szczególik swojej kariery trenerskiej, aby uczynić ją wyjątkową i pełną sukcesów.
Dla kibica, obserwującego Kovača z dystansu, jedynym, czego mu brakuje jest lśniąca peleryna, albo Aston Martin i garnitur. Wizerunek Chorwata jest tak nieskazitelnie perfekcyjny, że gdyby odbył się kasting do roli trenera we współczesnej kreskówce o piłkarzach, 46-letni trener Eintrachtu wygrałby go w cuglach. Jest bardzo sprawny taktycznie, ale jednocześnie nie przesiąknięty irytującą niektórych modą i nowinkami w takim stopniu jak Naglesmann, czy Tedesco. Ma za sobą karierę piłkarską, ale nie brak mu inteligencji i klasy. Jego piłkarze stoją za nim murem, a rywale darzą szacunkiem. Wystarczy wspomnieć, że Kovač zgarnął nagrodę Fair Play w 2017 roku za pocieszanie rywali, zamiast celebracji, po wygranych barażach o utrzymanie. Dorzućmy do tego nienaganną sportową sylwetkę, aparycję, nie przymierzając, Josepha Gordona-Levitta, głos Daniela Craiga, styl Pepa Guardioli i zawsze perfekcyjną fryzurę z wiecznie niesfornym, opadającym na czoło kosmykiem. Nic tylko wrzucić go na plakat jednej z produkcji Marvela.
Kovač budzi sympatię i szacunek, jednocześnie unikając bycia nijakim. Jego konferencje to zupełnie inny gatunek filmowy niż wypowiedzi Juppa Heynckesa. Potrafi celnie i ostro skomentować tak wydarzenia boiskowe, jak sprawy związane z piłką tylko pozornie, nikogo przy tym nie obrażając. To człowiek o bałkańskim sercu i niemieckim charakterze. Właśnie to pozwala mu tworzyć znakomity zespół z podstarzałych gwiazd pokroju Boatenga i De Guzmana, grupy młodzieńców z byłej Jugosławii, o równie gorących głowach, co utalentowanych nogach, kilku piłkarzy z tak zwanej „łapanki” i jeszcze paru weteranów Bundesligi. 22 obcokrajowców z 12 różnych krajów – oto Eintracht Kovača. Spośród wszystkich trenerów na świecie, którzy nigdy nie prowadzili wielkiego klubu, żaden nie ma w papierach równie solidnych powodów, aby wierzyć, że jest w stanie to zrobić.
Można krytykować ten wybór Bayernu, wytykając, że najwięksi rywale mistrzów Niemiec w walce o międzynarodowe trofea mają na stołkach trenerskich wielkie postacie, jak Zinedine Zidane, czy Pep Guardiola. Ale zatrudniając Niko Kovača Bayern stawia na nową jakość. Uli Hoeneß powtarza, że „Gwiazda Południa” nie da się wciągnąć w szaleńcze trendy światowej piłki, które windują kwoty odstępnego i płace na absurdalne poziomy. Że w Monachium stawia się na inną, własną drogę. Zatrudniając dwa lata temu Carlo Ancelottiego mistrzowie Niemiec odstąpili od tej idei. Nie to naturalnie było powodem niepowodzenia Włocha na Alianz Arena, ale... to niepowodzenie pozostaje faktem. W Niko Kovaču możemy równie dobrze widzieć niewiadomą i ryzyko, co szansę na powstanie czegoś zupełnie nowego. Nie mam żadnych wątpliwości, że Chorwatowi nie zabraknie charyzmy, aby z pełnym przekonaniem wprowadzać do Bayernu swoje pomysły. Pytanie tylko, czy okażą się one dobre.