Pasowanie na bezrobotnego w Krakowie. Posada Tadeusza Pawłowskiego wisi na włosku
2015-11-06 21:40:49; Aktualizacja: 9 lat temuKibice Śląska Wrocław obawiali się wyjazdu do Krakowa, ale nawet najwięksi pesymiści nie zakładali tak wysokiej porażki. Cracovia zdemolowała Śląsk, w którym podczas przerwy reprezentacyjnej może dojść do poważnych zmian.
Tadeusz Pawłowski przyjechał ze swoją drużyną do Krakowa z nadzieją na zdobycie chociażby jednego punktu, a wyjedzie z workiem straconych bramek i być może bez pracy.
W poszukiwaniu zwycięstwa
Drużyna Śląska Wrocław ma wielkie problemy z wygrywaniem odkąd pokonała na własnym boisku Jagiellonię Białystok. Wspomniany mecz odbył się 12 września, więc piłkarze trenera Pawłowskiego nie potrafią zwyciężyć w Ekstraklasie od niecałych dwóch miesięcy. W tym czasie wrocławianie zanotowali dwa remisy (1:1 z Lechem Poznań i 1:1 z Zagłębiem Lubin) oraz cztery porażki (0:1 z Ruchem Chorzów, 0:1 z Koroną Kielce, 1:2 z Piastem Gliwice i 0:2 z Górnikiem Zabrze). Kibice Śląska z utęsknieniem wyczekują wygranej swojej drużyny, ale patrząc na ostatnie wyniki mało kto spodziewał się innego rezultatu, niż zwycięstwa Cracovii.Popularne
Pojedynek Dawida z Goliatem
Drużyna Jacka Zielińskiego to nie tylko jedna z rewelacji tego sezonu, ale również zaskoczenie końcówki poprzednich rozgrywek. Wielokrotnie przy okazji meczów Cracovii nie szczędziliśmy ciepłych słów grze „Pasów”, ale to w jaki sposób były opiekun m.in. Ruchu Chorzów i Lecha Poznań odmienił drużynę z Krakowa zasługuje na pochwały.
Zieliński oglądając mecze z poprzedniego sezonu, a szczególnie po analizie gry Cracovii za czasów trenera Wojciecha Stawowego zdał sobie sprawę, że największym minusem w grze Pasów jest niestabilna obrona. W tej sytuacji mając do dyspozycji takich zawodników jak Cetnarski, Dąbrowski, Kapustka, Budziński, Rakels i Jendrisek, urodzony w Tarnobrzegu szkoleniowiec postawił na szybki atak. Jego piłkarze po odbiorze piłki mają jak najszybciej przenieść piłkę pod bramkę przeciwnika i tam zrobić wszystko aby strzelić gola.
W ten sposób piłkarze Cracovii ogrywali w tym sezonie Pogoń Szczecin, Lecha Poznań, Ruch Chorzów i Koronę Kielce. W dzisiejszym meczu o sile Pasów przekonali się piłkarze Śląska. Chociaż goście z Wrocławia starali się rozgrywać piłkę i tworzyć sytuacje pod bramką Sandomierskiego, to futbolówkę częściej przechwytywali gospodarze, którzy niczym FC Barcelona klepali piłkę w polu karnym wrocławian. Porównanie do aktualnych mistrzów Hiszpanii nie jest przypadkowe. Damian Dąbrowski niczym Xavi świetnie rozgrywał piłkę i posyłał kapitalne prostopadłe podania (asysta przy bramce Cetnarskiego miód malina!), Bartosz Kapustka szalał na obu skrzydłach niczym Neymar, a zabójczą skutecznością popisywał się Erik Jendrisek.
Bartkowiak uratował Pawłowskiego?
Chociaż w pierwszej połowie spotkania piłkarze Śląska zostali zdeklasowani przez rywali, to w szatni gości musiało być bardzo głośno. Trener Pawłowski musiał w przerwie powiedzieć wiele mocnych słów, bo od pierwszego gwizdka drugiej części gry do roboty wzięli się wrocławianie. Piłkarze Cracovii po zmianie stron wyszli na murawę z przewagą czterech bramek, a ich rozluźnienie chcieli wykorzystać goście. Podopieczni trenera Pawłowskiego ponownie stosowali wysoki pressing na połowie rywala, a Michał Bartkowiak wykorzystał niepewną grę Polczaka i precyzyjnym strzałem przy słupku pokonał Sandomierskiego.
Wraz z końcowym gwizdkiem okazało się, że Cracovia podtrzymała passę przynajmniej jednej straconej bramki w meczu (10 spotkanie z rzędu w Ekstraklasie). Dodatkowo Denis Rakels zdecydowanie wygrał z Flavio Paixao pojedynek na zdobyte bramki (4 mecz z rzędu na stadionie Cracovii z bramką), a „Pasy” z łącznym dorobkiem 60 bramek umocniły się na pozycji drużyny z największą liczbą strzelonych bramek w tym roku.
Skromne powody do zadowolenia miał trener Pawłowski. Jego drużyna zebrała solidne lanie od zespołu, z którym w poprzednich dziewięciu meczach w Ekstraklasie przegrała tylko raz i w dalszym ciągu nie potrafi w lidze wygrać spotkania. Dodatkowo gra wrocławian również nie napawa optymizmem, a kwadrans dobrej gry na początku drugiej połowy i gol Bartkowiaka mogą nie wystarczyć na zachowanie posady Tadeusza Pawłowskiego. Tym bardziej, że nadchodzi ulubiona dla prezesów polskich klubów – przerwa na reprezentacje.