PNA 2012: Burkina Faso - Angola 1:2

2012-01-22 21:02:19; Aktualizacja: 12 lat temu
PNA 2012: Burkina Faso - Angola 1:2 Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

W drugim dzisiejszym spotkaniu Burkina Faso zasłużenie została ograna przez "Czarne Antylopy" z Angoli. Wygrał zespół, który pokazał więcej kunsztu taktycznego. Jeśli o czymś takim w ogóle w Afryce można mówić.

W pierwszej połowie zawodnicy obu drużyn zachowywali się tak, jakby chcieli powiedzieć rywalom: "Nie nie panowie, my nie potrafimy grać, celnie nie strzelimy, nie męczcie się". No i tutaj leżał problem tej pierwszej części gry. Momentami zęby bolały po kolejnym niedokładnym dośrodkowaniu, strzale chybionym o kilka dobrych metrów czy niebywałym kiksie. Wyróżniał się chyba tylko Pitroipa. Ten piłkarz ma jednak to do siebie, że może i szybko przebiera nogami, ale to wszystko ostatecznie wygląda tak jakoś... chaotycznie. Jakby wiedział, że chce przedryblować kilku rywali, ale nie wiedział tego, co ma zrobić potem. Przyklasnąć? Wybić piłkę w trybuny? Obić jeszcze obie poprzeczki?

Druga część gry także fajerwerków nie zapowiadała, ale jednak w końcu coś powpadało. Przy pierwszej bramce dla Angoli Mateus mógł z kontuzjowanym Coulibalym zrobić wszystko co chciał. Zrobił z niego wiatrak, przełożył sobie piłkę na lepszą, prawą nogę i strzelił bardzo precyzyjnie po ziemi. Ale równie dobrze mógł się położyć w polu karnym, napisać smsa do rodziców, że zaraz trafi do siatki, a nikt na wsparcie Coulibaly'emu i tak by nie poszedł.

Gra defensywna w wykonaniu Burkina Faso pozostawiała zresztą sporo do życzenia. Jeżeli stoper zaczyna dryblować na siódmym metrze przed własną bramką (pierwszy gol dla Angoli), a defensywny pomocnik chce minąć dwóch rywali przed własnym polem karnym (drugi gol), to niczego dobrego to nie wróży. Drugi gol Manucho był zresztą nieco kuriozalny. Były zawodnik Manchesteru United upadał już oddając strzał, ale jednak nogę poprowadził za piłką do końca i uderzenie wyszło mu naprawdę przednie. Kto wie, czy gdyby Manucho ustał, Diakite nie złapałby futbolówki.

Gol dla Burkina Faso pomiędzy tymi dwoma trafieniami Angoli może i był zasłużony, jednak przy takiej nonszalancji, jaką prezentowali defensorzy nie można marzyć nawet o remisie. Przy strzale Alaina Traore ze stałego fragmentu gry Carlos Fernandes zaprezentował nam zresztą bardzo przyjemnego "przyrosia". Zrobił krok w stronę, w którą - ku zdziwieniu golkipera "Czarnych Antylop" piłka nie poleciała i na udaną interwencję nie było szans. Choć trzeba oddać strzelcowi, że swoją próbę dopieścił w najmniejszych szczegółach i trafił przy samym słupku.

Ostatnie minuty to walenie głową w mur piłkarzy Burkina Faso. Nie przesądzam, że popularny "Prezes" wyrównałby stan meczu, ale osobiście brakowało mi na placu gry przebojowego Prejuce'a Nakoulmy. Rewelacyjny jeszcze dwa lata temu w Mainz Aristide Bance to cień piłkarza, którego bali się najlepsi defensorzy Bundesligi. To chyba po części wyjaśniło, dlaczego na boisku zameldował się z ławki, a nie w wyjściowym składzie.

Na pewno nie można obu zespołom odmówić chęci i woli walki. Momentami mieliśy pokaz takiego typowo siłowego futbolu, gdzie do każdej piłki każdy biegł ile sił w nogach, ale na wymienienie kilku dokładnych podań nie starczało techniki. Do tego jednak musimy się przyzwyczaić. To jest urok Pucharu Narodów Afryki.

---

Burkina Faso - Angola 1:2 (A. Traore 57' - Mateus 48' Manucho 68')

Gracz meczu: Mateus (Angola)