Polsko-ruska tragedia - Euro 2012, dzień 9.

2012-06-17 12:35:43; Aktualizacja: 12 lat temu
Polsko-ruska tragedia - Euro 2012, dzień 9. Fot. Transfery.info
Piotr Zelek
Piotr Zelek Źródło: Transfery.info

Trzecia seria spotkań rozgrywanych w ramach Euro 2012 rozpoczęła się od dwóch "meczów o wszystko". Oczy całego piłkarskiego świata zwrócone były na Wrocław i Warszawę, gdzie wieczorem rozpoczęły się prawdziwe boiskowe boje.

- Wielki mecz, wielkie emocje, wielkie nadzieje. Polska kontra Czechy, najważniejszy mecz od kilkudziesięciu lat w historii polskiej piłki nożnej. (...) Może nawet mecz półwiecza. - przekonywał kibiców na kilka chwil przed rozpoczęciem meczu Tomasz Zimoch. Okładki gazet, telewizyjne spoty czy filmiki w Internecie jasno mówiły nam, że szykuje się arcyważny mecz dla Polaków. Biało-czerwone flagi, śpiew na ustach i wymyślne stroje kibiców - taki obraz towarzyszył nam niemal przez całą sobotę.

Sytuacja w grupie A przed wczorajszymi spotkaniami wyglądała niezwykle ciekawie - Rosja prowadziła mając 4 punkty i do awansu potrzebowali zaledwie remisu z Grecją, która wówczas posiadała zaledwie 1 punkt. Na drugim miejscu plasowali się Czesi, tuż za nimi Polacy. Wydawało się, że Rosjanom nic nie odbierze upragnionego awansu, wszyscy przewidywali "bój o ćwierćfinał" w spotkaniu Polski z Czechami - natomiast Grecja posiadała ledwie matematyczną szansę. Chociaż musiała liczyć na olbrzymi zastrzyk szczęścia.
 
Włoska "La Gazzetta dello Sport" jeszcze przed sobotnimi zmaganiami opublikowała artykuł, w którym szczegółowo przedstawiono ewentualny bój Polaków z Niemcami w ćwierćfinale. Hiszpański dziennik "Marca" natomiast podkreślał, że w meczu z Czechami naszą reprezentację do sukcesu poprowadzi "Pequeño Figo" ("Mały Figo") - Jakub Błaszczykowski. "Nie będziemy myśleć o remisie, który w pewnych okolicznościach może dać nam także awans" - przekonywał czeski bramkarz Petr Czech.
 
Równolegle z meczem Polska kontra Czechy zaplanowane było również spotkanie Grecji z Rosją. Ci pierwsi, by awansować, musieli wygrać, Rosjanom do osiągnięcia tego celu wystarczył zaledwie remis. - Nie wygraliśmy dotychczas meczu, ale musimy zostawić za sobą to wszystko, co już było w turnieju. Teraz trzeba pokazać na boisku całą naszą pasję, ambicję, zaangażowanie. Wówczas jestem przekonany, że uszczęśliwimy greckich kibiców - powiedział trener Greków Fernando Santos. - Myślę, że będzie bardzo ostra gra z obu stron. Rywale potrzebują przecież zwycięstwa - stwierdził natomiast jego vis-a-vis, Dick Advocaat.
 
 
Ciągnące się w nieskończoność spekulacje i gdybania zakończyły się wraz z rozpoczęciem obydwu spotkań. Od samego początku gra Polaków mogła się podobać, z pewnością napawała polskich kibiców szczerym optymizmem. Bramce strzeżonej przez Petra Cecha zagrażali Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski czy Eugen Polanski. W przeciągu pierwszych 25 minut Czesi zdołali odpowiedzieć jedynie groźną akcją "z przypadku", ale po błędzie Boenischa Pilarz nie trafił czysto w piłkę. Z biegiem czasu jednak gra Polaków zaczęła tracić na jakości, a reprezentacja Czech przejęła inicjatywę. Do końca pierwszej połowy mimo to utrzymywał się wynik bezbramkowy, a po gwizdku zwiastującym jej koniec do Wrocławia dotarła sensacyjna wiadomość - na Stadionie Narodowym w Warszawie Grecja prowadziła z Rosjanami.
 
Starcie "Galanolefki" ze "Sborną" rozpoczęło się od groźnej akcji Greków, kiedy to świetnego dośrodkowania Karagounisa nie wykorzystał Kostas Katsouranis. Po tej akcji jednak nastąpiło to, czego wszyscy się spodziewali - Rosjanie zaczęli atakować i prowadzić grę. Świetnych sytuacji podbramkowych nie wykorzystali m.in. Andriej Arszawin czy Aleksandr Kerzhakov. Na sekundy przed zakończeniem pierwszej odsłony tego meczu doszło jednak do niemałej sensacji - po wyrzucie z autu na prawej flance obrońcom uciekł kapitan Greków Karagounis i w sytuacji sam-na-sam z bramkarzem mocnym strzałem po ziemi pokonał Małafiejewa. Do przerwy - 1:0 dla Grecji!
 
Taki obrót wydarzeń natychmiastowo zmienił oblicze tabeli grupy A. Wówczas awans należał się Grekom i Rosjanom. W tej sytuacji reprezentacja Czech musiała zwyciężyć w meczu z Polakami, aby zapewnić sobie udział w ćwierćfinale. Nie trzeba chyba nadmieniać, że o to samo musieliśmy powalczyć i my.
 
- Nie graliśmy źle, ale w drugiej połowie musimy wzmocnić atak. Nie ma czego bronić - takie głosy polskich fanów można był usłyszeć w skromnej strefie kibica w Jaworznie. Ciężko było się z tym nie zgodzić, zwłaszcza że ważyły się losy Polski na tym turnieju. Pomimo tego po przerwie obydwie jedenastki wybiegły w takim samym zestawieniu, jak w pierwszej połowie.
 
I wtedy w naszej drużynie "coś pękło". Czesi już od gwizdka inaugurującego drugą połowę zdecydowanie przeważali - więcej biegali, utrzymywali się przy piłce i stwarzali niebezpiecznie sytuacje podbramkowe. Gra Polaków zaczęła przypominać walenie głową o mur, grę pełną niedokładności i zawahania. Powolna agonia naszej reprezentacji dążyła do nieuchronnej katastrofy, która w końcu nastąpiła w 72. minucie meczu. Rafał Murawski zanotował kolejną stratę na środku boiska, po czym Czesi wyprowadzili świetny kontratak - Milan Baros dograł piłkę do Petra Jiraczka, a ten po zwodzie w polu karnym technicznym uderzeniem pokonał Przemysława Tytonia. Nawet taki cios nie pobudził Polaków do lepszej gry i do końca spotkania nie pokazaliśmy niczego. Niczego dobrego. I kiedy rozległ się końcowy gwizdek, rozpoczął się proces powstawania kolejnych pytań i szukania przyczyn porażki.
 
W tym samym czasie zakończyło się również starcie Grecji z Rosją. Od początku drugiej połowy Grecy fantastycznie bronili dostępu do swojej bramki zagęszczając środek pola - dzięki czemu Rosjanie szukali swoich szans w strzałach z dystansu. Bezskutecznie. Sensacja stała się faktem - Grecy pokonali Rosjan 1:0 i mogli cieszyć się z awansu właśnie ich kosztem.
 
Radość jednych, smutek drugich. Ciężko opisać rezultat Polaków na tych mistrzostwach inaczej jak "kompletna porażka". Bo przecież kiedy mieliśmy walczyć o wyjście z grupy, jak nie na turnieju rozgrywanym u siebie? Trio z Borussi Dortmund miało nas poprowadzić do osiągnięcia tego celu, a Wojciech Szczęsny miał być gwarancją małej liczby straconych bramek. Naturalizowaliśmy dwóch Francuzów i dwóch Niemców, którzy mieli nam pomóc w wygrywaniu ważnych spotkań. Mało tego - szczęśliwie trafiliśmy na nietrudnych do pokonania rywali. Niełatwo jest szukać przyczyn tej sromotnej porażki, ale kibice stawiają przede wszystkim na decyzje trenera. Brak zmian w meczu z Grecją można nazwać "wypadkiem przy pracy", spotkanie z Rosją na pewno zaliczamy do udanych, ale wczorajszy "mecz o wszystko" to katastrofa. Wystawienie siedmiu zawodników defensywnych do meczu, który musimy wygrać, musi dziwić. Franciszek Smuda nie potrafił również odpowiednio zmotywować naszych chłopców w przerwie meczu, czego skutki wszyscy widzieliśmy.
 
 
Smuda oficjalnie zapowiedział, że rezygnuje z funkcji szkoleniowca reprezentacji Polski. Głowy zaczynają "lecieć", a być może jest to zwiastun kolejnych zwolnień. Wszak sam Grzegorz Lato zapowiadał, że jeśli Polska nie wyjdzie z grupy na Euro 2012, to nie będzie się on starał o reelekcję na stanowisku prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jak zwykle wszyscy musimy przełknąć gorycz przegranej i wyśpiewać wspólnie: "Nic się nie stało...".
Więcej na ten temat: Polska Grecja Rosja Czechy Euro 2012