Trener Arsène Wenger od zawsze cenił sobie posiadanie piłki i grę na jeden lub dwa kontakty, jednak ta nigdy nie przynosiła tak okazałych efektów, jakimi są bramki zdobywane w obecnym sezonie.
Cały futbolowy świat był pełen podziwu dla gola, którego Jack Wilshere zdobył jesienią minionego roku przeciwko Norwich, co szybko zostało nazwane londyńską tiki-taką, która narodziła się dzięki Hiszpanom i Barcelonie. Rzadko zdarza się bowiem, by piękne bramki były wynikiem niesamowitej akcji zespołowej, raczej są to przeważne niesamowite uderzenia pojedyńczych zawodników.
Jeśli ktoś sądził, że Arsenal już nigdy nie będzie w stanie powtórzyć tej akcji, po dzisiejszym, wygranym przez "Kanonierów" meczu z Sunderlandem (4:1) może bić się w pierś. Podopieczni francuskiego szkoleniowca znów pokazali kawałek boiskowej magii, wymieniając w parę sekund kilka podań z pierwszej piłki, która chodziła przy tym, jak po sznurku, a cała akcja zakończyła się pewnym trafieniem czeskiego pomocnika. Takie bramki można oglądać godzinami.
Bramka Rosicky'ego:
Bramka z Norwich: