Emre Can, broniący aktualnie barw Borussii Dortmund, najlepszy okres kariery ma już raczej za sobą. Wydaje się, że jej szczytowy moment przypadł na pobyt w Liverpoolu, w którym przez pewien czas odgrywał ważną rolę.
Jego przygoda na Anfield zakończyła się jednak dość burzliwie. Defensywny pomocnik odrzucał oferty nowego kontraktu, chcąc za wszelką cenę odejść. W końcu były adept akademii Bayernu Monachium dopiął swego i trafił w ramach wolnego ruchu do Juventusu.
Dla „Starej Damy” rozegrał finalnie jeden pełny sezon, po czym, ówczesny trener giganta z Turynu, Maurizio Sarri, przestał na niego stawiać.
Emre Can kilka miesięcy po przeprowadzce do Turynu musiał przejść operację tarczycy. Szybka diagnoza lekarzy Juventusu wskazała, że zawodnik ma nowotwór, który należało szybko operować.
Na szczęście błyskawiczna interwencja uchroniła 37-krotnego reprezentanta Niemiec od poważnych problemów.
- Miałem raka tarczycy i musiałem pilnie poddać się operacji. To wiele zmieniło w moim życiu. Możesz mieć dużo pieniędzy, możesz mieć wszystko, ale zdrowie jest najważniejsze. Jestem bardzo wdzięczny lekarzom Juventusu - zaczął piłkarz z tureckimi korzeniami.
- Zadzwonili do mnie dwa miesiące po moich badaniach medycznych z klubem. Nie wiedziałem, co się dzieje, nie wiedziałem nawet, co to jest tarczyca i nigdy bym nie przypuszczał, że mam raka. Przeprowadzka do Turynu była dla mnie udana właśnie z tego względu.
Na koniec rozmowy Can przypomniał o istocie regularnych badań, które, jak udowadnia jego przypadek, mogą uratować życie.
- To część życia i sugeruję, aby każdy poddał się badaniom przesiewowym, nie ma znaczenia, jak ktoś myśli, że jest zdrowy, jeśli dowiesz się o tych rzeczach w odpowiednim czasie, możesz działać - przekonuje zawodnik „BVB”.