Polski napastnik przed mundialem obejrzał dwie żółte kartki, co skutkowało wyrzuceniem go z boiska. Sędzia zaprotokołował również obraźliwy gest.
34-latek tłumaczył, że pokazywał coś do swojego trenera, ale wiary w to nie dała komisja sędziowska ani odwoławcza, zawieszając go na trzy spotkania. Odwołanie do Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu także nic nie dało.
Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Joan Laporta. Postanowił dochodzić sprawiedliwości w Centralnym Sądzie do spraw Spornych w Madrycie. Efekt? Zawieszenie kary do czasu dokładnego przeanalizowania wniosku.
„Lewy” ostatecznie mógł zagrać z Espanyolem i to zrobił. Mecz zakończył się wynikiem remisowym w stosunku 1:1.
Swojego oburzenia wobec takiego obrotu spraw nie kryją władze „Papużek”. W ramach protestu nie zjawiły się one na Camp Nou. Klub wystosował również komunikat.
„Espanyol uważa za niezwykłe, że na 24 godziny przed meczem z Barceloną i po podtrzymaniu kary przez różne, właściwe organy przyznano środek zapobiegawczy w stosunku do sankcji nałożonej wcześniej na jej zawodnika Roberta Lewandowskiego” – napisano.
Jak się okazuje, odwieczny rywal FC Barcelony zrobił znacznie więcej.
Tuż przed spotkaniem Antonio Mateu Lahoz został poinformowany, że „Lewy” znalazł się w składzie bezprawnie. Jego występ próbowano zablokować w Królewskim Związku Piłki Nożnej.
Odpowiedź federacji nie pozostawiła jednak złudzeń, że to niejako walka z wiatrakami.
„Komisja Rozgrywek spotkała się w trybie pilnym dziś rano, w sobotę 31 grudnia, i zdecydowała się odrzucić wniosek. Powody zostały przedstawione w piśmie, w którym decyzja została przekazana klubom; wnioskiem końcowym jest fakt, że komisja nie może unieważnić decyzji sądu” – czytamy.