Harry Maguire przychodził na Old Trafford po świetnym czasie spędzonym w Leicester City i udanych Mistrzostwach Świata w 2018 roku. Manchester bardzo mocny wierzył w stopera z Sheffield, stąd nie miał oporów, by zapłacić prawie 90 milionów euro.
Kwota ta od początku ciążyła na 30-latku. Start w szeregach 20-krotnych mistrzów kraju miał solidny, lecz z czasem było coraz gorzej.
Dopiero Erik ten Hag zdecydował się posadzić Maguire'a na ławce rezerwowych. Holender bardziej ceni Lisandro Martíneza, Raphaëla Varane'a, Victora Lindelöfa czy nawet sprowadzonego awaryjnie Jonny'ego Evansa.
Doświadczony stoper dostał w tym sezonie minuty głównie z powodu problemów kadrowych. Na kilka dni od ciążącej atmosfery Teatru Marzeń uwolnił go Gareth Southgate, który wezwał go na zgrupowanie reprezentacji Anglii.
To właśnie podczas kadrowych obowiązków znalazł on czas, by przybliżyć mediom swoją sytuację.
- Nie mam zamiaru tu siedzieć całe życie i grać raz w miesiącu. Jeśli tak się stanie, jestem pewien, że ja i klub usiądziemy i porozmawiamy o różnych sprawach. To nie moja decyzja, czy zacznę następny mecz dla United, czy nie. Za kilka tygodni wrócę i się dowiem. W tej chwili nie gram tak dużo, jakbym chciał. To jest najważniejsze - powiedział Maguire.
- Moje osiągnięcia pod okiem tego menadżera mówią same za siebie. Mój procent wygranych, kiedy grałem, jest absurdalnie wysoki. Jeśli spojrzę wstecz na moje ostatnie 15–20 startów w klubie i reprezentacji, to jestem naprawdę zadowolony ze swoich występów. W tej chwili skupiam się na dwóch ważnych meczach dla Anglii, a następnie na walce o odzyskanie miejsca w Manchesterze United i pomoc drużynie wspiąć się do ligi.
O odejściu Maguire'a mówiło się już sporo latem, gdy pojawiły się rozmowy z West Hamem. Ostatecznie Anglik odrzucił propozycję „Młotów”, wierząc w przełamanie pod wodzą Erika ten Haga. Na to się jednak nie zapowiada.