Po pierwszym meczu z Paris Saint-Germain w szeregach FC Barcelony zapanował spory optymizm. Wyjazdowe zwycięstwo 3:2 stawiało katalońską drużynę w roli faworyta.
„Duma Katalonii” rozpoczęła wtorkowe zmagania na Stadionie Olimpijskim w dzielnicy Sants-Montjuïc w wymarzonym stylu. W dwunastej minucie po świetnej asyście Lamine'a Yamal do siatki trafił Raphinha, stawiając paryżan w arcytrudnym położeniu.
W 30. minucie doszło do sytuacji, która miała kolosalny wpływ na dalszy przebieg spotkania. Czerwoną kartkę za nieroztropny faul tuż przed polem karnym otrzymał Ronald Araujo.
Kartonik tego samego koloru ujrzał także Xavi, który domagał się karnego za rzekomy faul na İlkayu Gündoğanie.
Goście wykorzystali grę w przewadze, zdobywając cztery gole. Łącznie wygrali 6:4.
Szkoleniowiec mistrzów Hiszpanii po meczu miał wiele pretensji do sędziego Istvana Kovacsa.
- Utrzymywaliśmy równowagę przez cały mecz, ale przy dziesięciu zawodnikach jest to bardzo skomplikowane. Szkoda, że praca w sezonie legła w gruzach w wyniku jednej decyzji. Chciałbym zagrać jedenastu na jedenastu przeciwko PSG - tłumaczył Xavi.
- Powiedziałem sędziemu, że nie rozumie meczu, to była katastrofa. Całkowicie zmienił wynik. Nie lubię rozmawiać o sędziach, ale on zdobył wyrównującą bramkę. Nie ma sensu rozmawiać o meczu… sędzia wszystko zniszczył. Nie możemy milczeć. Zmienił grę i cały remis. To była katastrofa - dodał.
Przegrana z PSG ma dodatkowe konsekwencje. FC Barcelona nie zagra na Klubowych Mistrzostwach Świata w 2025 roku, co oznacza, że obok nosa przejdą jej wielkie pieniądze.
***