Na liniach biegać będą jego rodacy: Mathias Klasenius i Daniel Wärnmark.
Eriksson to ciekawy przykład sędziego, który pracuje w tej roli dla własnej frajdy, gdyż ma już w zasadzie zagwarantowane bezpieczeństwo finansowe do końca życia.
Za sprzedaż 15% IEC, szwedzkiej firmy zajmującej się prawami do wydarzeń sportowych, kilka lat temu otrzymał około sześć milionów funtów. To oczywiście umożliwia spokojne, dostatnie życie, nawet w drogiej Szwecji.
Jednak Erikssonowi wciąż potrzeba sędziowskiej adrenaliny. - Jako biznesmen spędziłem fantastyczne chwile, jednak od 2011 roku w pełni poświęciłem się roli profesjonalnego sędziego i... to najlepszy czas w moim życiu - deklaruje.
W zawodzie piłkarskim pracuje od 1994 roku. Na poziom szwedzkiej drugiej ligi awansował w 1998 roku, ekstraklasy w 2000, dwa lata później znalazł się już na liście arbitrów FIFA. Od tego czasu trwa jego wędrówka w hierarchii światowej federacji.
Jego rola w biznesie futbolowym na przestrzeni ostatnich lat bardzo wzrosła, na co dowodem niech będzie prowadzenie ubiegłorocznego meczu o Superpuchar Europy. Dodajmy, że bardzo wymagającego, bo między Bayernem Monachium i Chelsea, zakończonego konkursem rzutów karnych.
Czego spodziewać się po Erikssonie w meczu City z Barceloną? Szwed z pewnością pozwoli na grę w piłkę. Preferuje styl oparty raczej na płynności, aniżeli częstym używaniu gwizdka. Można spodziewać się też raczej małej liczby kartek, chociaż wspomniany Superpuchar był wyjątkiem - wówczas pokazał aż dziewięć "żółtek". Eriksson nie boi się też kontrowersyjnych decyzji - jeżeli nie będzie pewny oceny sytuacji, można założyć, że puści sytuację, jak to robił już wielokrotnie w przeszłości. Dlatego o karnego czy czerwoną kartę zawodnicy naprawdę będą musieli się "postarać".
Mecz Manchester City - FC Barcelona już we wtorek o 20.45.