Kamil Kuzera: Tematu zwolnienia nawet nie było [WYWIAD]

2024-04-23 22:15:22; Aktualizacja: 6 miesięcy temu
Kamil Kuzera: Tematu zwolnienia nawet nie było [WYWIAD] Fot. Marta Badowska / PressFocus
Antoni Obrębski
Antoni Obrębski Źródło: Transfery.info

Kamil Kuzera, trener Korony Kielce, udzielił nam wywiadu. Rozmawiamy o rozwoju młodzieży w Polsce, walce o utrzymanie czy o sposobach na „reset”.

Korona Kielce w ostatniej kolejce Ekstraklasy efektownie wygrała z Radomiakiem Radom 4:0, rehabilitując się za porażkę w Wartą Poznań z wcześniejszej serii gier. Takie zwycięstwo nie pozwala jednak „Scyzorom” na opuszczenie strefy spadkowej. Do bezpiecznej Cracovii kielczanie tracą dwa punkty.

* * *

Z trenerem Kamilem Kuzerą poruszyliśmy przed wspomnianym spotkaniem chociażby takie tematy:

  • Dlaczego w Polsce nie ma warunków do rozwoju młodzieży?
  • Korona utrzyma się w Ekstraklasie.
  • Czy był bliski zwolnienia tak, jak to było przedstawianie?

* * *

Jak czas wolny, to góry?

Jezioro. Góry też są piękne, ale to musi być dłuższa wyprawa.

Góry Świętokrzyskie, czy trzeba szukać gdzieś dalej?

Świętokrzyskie są w porządku, takie na spacerek. Żeby zresetować głowę to Tatry.

À propos resetowania głowy. Ostatnio pewnie często jest to potrzebne.

Na pewno jest potrzebny spokój, ale nie ma teraz czasu na to, żeby odpoczywać. Nawet jak jest dzień wolny, to ciężko jest o czystą głowę i spokój. Wiadomo, wyniki generują wszystko.

Korona przeżywa najgorszy czas, od kiedy jest Pan trenerem?

Ciężko powiedzieć, półtora roku temu, kiedy zaczynałem pracę, też były ciężkie chwile. Początki też nie były łatwe, natomiast ja jestem przekonany, że po prostu z tej sytuacji wyjdziemy. Miasto zasługuje na to, żeby Korona była w Ekstraklasie. Jest wiele rzeczy, które wpływają na to, że mamy teraz swoje problemy i szukamy rozwiązań. Na pewno się nie poddajemy i to jest najważniejsze.

Co Panu pozwala myśleć, że Korona z tego wyjdzie?

Codzienność pracy. Widzę, z jakim zaangażowaniem pracujemy, widzę chęć do pracy i zawodników, widzę zapracowanego prezesa, pracowników. Jest dużo wiary w to, co teraz robimy. Mamy gorszy moment i zdajemy sobie z tego sprawę, ale w trudnych sytuacjach też pokazywaliśmy, że dajemy radę i teraz też tak będzie.

Terminarz napawa optymizmem, czy nie zwraca Pan na to uwagi?

Ekstraklasa pokazuje bardzo prostą rzecz. Każdy jest w stanie wygrać z każdym. Dzisiaj akurat rozmawialiśmy na ten temat z zespołem. W piłce mamy kilka drużyn, które są rzeczywiście poza zasięgiem, na szczęście ich nie ma w Ekstraklasie. W tej lidze z każdym można wygrać i z każdym można przegrać. Nie wybiegamy daleko w przyszłość. Najbliższy mecz mamy z Radomiakiem i trzeba zrobić wszystko, żeby w nim zapunktować.

Po meczu z Wartą wybrzmiało, że był Pan niezadowolony ze swoich piłkarzy. Co Pan powiedział w szatni?

Mamy bardzo proste zasady funkcjonowania między sobą. Piłka nożna jest grą błędów, to jest zrozumiałe. Gorsze zagranie, złe przyjęcie piłki, może się to zdarzyć. Tu nie chodzi stricte o bieganie, unikaliśmy pojedynków. Przegraliśmy fizycznie ten mecz, mówię to otwarcie zespołowi. Nie ma miejsca na to, żebyśmy oddawali w ten sposób mecze, bo to nie jest ten zespół, to nie są te chłopaki, z którymi ja na co dzień pracuje i ja na to się nie zgadzam. Nikt z moich zawodników nie ma mi za złe, że ja to powiedziałem. Ja to bardzo mocno podkreślam i tego się trzymamy. Zawsze będę za każdym zawodnikiem stawał murem i, dopóki jest w moim zespole, będę robił wszystko, żeby zawodnika chronić. Umawiamy się, że pewne rzeczy się nie mogą zdarzyć, a tak się przydarzyła. Zawodnicy sami byli świadomi tego po meczu. Dla mnie to jest normalne, w zespole jest to wyjaśnione. Wiemy, o co gramy, jakie są oczekiwania wobec nas, nasi kibice cały czas nas wspierają, mamy jedną z lepszych frekwencji. Chciałbym, żeby zawodnicy uwierzyli w siebie tak mocno, jak wierzą w nich kibice. Optymistycznie patrzę w przyszłość, trzeba po prostu robić swoje.

Mówi Pan, że drużyna przegrała fizycznie. Tymczasem patrzymy w statystyki i na przykład, jeśli chodzi o sprinty na mecz, widzimy Koronę w czołówce. Dlaczego akurat z Wartą to nie zagrało?

Nie chodzi mi tylko o wykonaną liczbę sprintów, Warta lepiej je robiła. Końcówkę graliśmy w dziesięciu, no OK, natomiast przegrywaliśmy bezpośrednie pojedynki. Wiedzieliśmy o tym, że Warta jest bardzo mocna pod tym względem, że naciska na plecy zawodników. Trzeba było iść oko za oko, a my byliśmy w tym aspekcie bardzo słabi, szczególnie w pierwszej połowie, która ustawiła ten mecz. Ogólnie to nie jest statystyka, która daje całościowy pogląd, ale przeciwnicy faulowali 15 razy, a my tylko trzy. Jeden z piłkarzy Warty nas porozbijał dosyć mocno. Przez jedno z takich starć jeden z naszych zawodników zerwał więzadło krzyżowe. Jestem zły, że nie byliśmy w stanie zareagować. Oczekuje od zespołu bardzo prostej rzeczy i na to się nie mogłem zgodzić, zresztą nigdy się nie zgodzę.

Jak zespół zareagował na Pana słowa?

Tak, jak mówiłem - dla mnie temat jest zamknięty. Rozmawialiśmy o tym po meczu i u zawodników nie ma żadnego zdziwienia. Przerabiałem różne mecze w Koronie z tymi zawodnikami. Czasem byliśmy lepsi, a przegrywaliśmy, czasem gorsi, a wygrywaliśmy. Widziałem, że dawaliśmy z siebie wszystko, przytrafiały się błędy, co jest rzeczą ludzką. Piłkarze znają bardzo dobrze moją osobę, ja jestem z zespołem bardzo szczery. Wszyscy wiedzą, jakie są moje intencje czy zasady pracy. Nikt nie odebrał tych słów źle, bo wiemy, że zawaliliśmy ten mecz.

Jak wygląda sytuacja zdrowotna w klubie?

Cały czas coś się dzieje w porównaniu do poprzedniego sezonu, kiedy omijały nas kontuzje i kartki. Mogę powiedzieć, że teraz mamy silniejszą kadrę, natomiast coś nam się przytrafia. Wypadł nam najlepszy strzelec zespołu, nie byliśmy w stanie go zastąpić, liczby trochę się rozłożyły na drużynę, ale Kuba Łukowski był kluczowy dla nas. Niedawno fatalna kontuzja Nono, brakuje nam go. Teraz Godinho. Co chwile jakieś mniejsze urazy. Musimy korzystać z zawodników, którzy nie zawsze są zdrowi albo gotowi. W ostatnich meczach musieliśmy też wiele zmienić systemowo. Nie staram się jednak robić z tego jakiejś tragedii, trzeba żyć dalej i starać się wyciskać z tego maksa. Wszyscy chcielibyśmy być wyżej, ale wyszło, jak wyszło. Wciąż mamy bardzo duże szanse, żeby zostać w Ekstraklasie.

Był taki moment, że po kontuzji Dziekońskiego na chwilę do bramki wskoczył Forenc, teraz znowu broni Dziekoński, ale czy ma oddech na plecach?

Rywalizacja jest. Konrad bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z roli, jaką ma. Nie ma co ukrywać, że tutaj też ważna jest kwestia młodzieżowca, bo musimy nabijać te minuty, Konrad o tym wie. Cenię sobie jego profesjonalizm, bo to nie jest łatwa sytuacja dla niego, takie są przepisy i musimy to respektować. Nie mamy budżetu, żeby zapłacić jakąkolwiek karę. Przede wszystkim też Xavier nie zawala, daje nam dużo opcji w rozegraniu piłki, jest skuteczny w tym, co robi, jestem z niego zadowolony, oby tak trzymał, bo myślę, że dzisiaj jest jednym z lepszych bramkarzy w Ekstraklasie.

A jest Pan przeciwny przepisowi o młodzieżowcu?

Są i plusy, i minusy. Jeśli spojrzeć globalnie na kilka lat, to coś z tą naszą młodzieżą się ruszyło. Jesteśmy w stanie wygenerować porządne transfery wychodzące i to jest też droga, którą obiera parę klubów. Czy obwarowywać to przepis, że każdy musi? Nie wiem. Może dajmy większą gratyfikację za Pro Junior System? Wtedy każdy klub ma wolną rękę, ale jest wynagradzany, jeśli stawia na tych młodzieżowców. Teraz jesteśmy trochę postawieni pod ścianą.

W tematyce młodzieżowców: Pana syn miał już jakieś treningi z pierwszą drużyną?

Nie. Spokojnie, uważam, że ma bardzo duży potencjał, ale na wszystko potrzeba czasu. Musimy poukładać swoją pracę w akademii. To jest ogromny przeskok, także trzeba do tego bardzo spokojnie podchodzić.

On ogląda piłkę analitycznie? Kiedyś Pan o tym mówił.

Uwielbiam oglądać mecze z moim synem. Dużo widzi, rozumie piłkę nożną. Ma sporo do powiedzenia, nie zawsze będziemy się z tym zgadzać, ale ja bardzo lubię, kiedy ktoś ma coś do powiedzenia. Dzisiaj piłka się bardzo zmieniła pod kątem świadomości piłkarzy i rozumienia gry. Generalnie chyba każdy chłopak gra też w jakiegoś managera, może FIFĘ i tam jest naprawdę dużo opcji. To zajmuje dużo czasu i część rodziców się na to denerwuje, ale jak się usiądzie przy komputerze, to nie jest to wcale takie złe.

Gra w Football Managera?

Coś tam się bawi, nie powiem dokładnie w jaką grę, bo ja tego totalnie nie dotykam. Bawi się w trenerkę, coś ustawia, relaksuje się, bo w jego przypadku też nie jest tak łatwo na co dzień. Wychodzi z domu o szóstej rano, a wraca o 18 po całym dniu szkoły i treningów. Chce znaleźć sobie jakąś chwilę wyciszenia, moment dla siebie. Czasami o tym pogadamy, ale gry komputerowe to nie mój target. Chętnie pooglądam, ale sam w tym nie uczestniczę.

Zdarzyło się, żeby Nikodem zwrócił uwagę na coś, na co Pan nie zwracał?

Nie wchodzimy w dyskusje o taktyce przed meczami, nigdy. Pyta mnie często jak zestawię drużynę osobowo, dlaczego nie inaczej. On nigdy nie mówi, że zrobiłby coś inaczej, tylko pyta, z czego to wynika. Nie da się ukryć, że czasem powie coś fajnego.

Pana córka z kolei gra w piłkę ręczną, jeśli się nie mylę?

Tak, na skrzydełku. 14 lat ma. Całe życie ogólnie sportem się zajmowała. Siatkówka, piłka nożna też przez chwilę, muay thai, ale teraz już trzy czy cztery lata gra w ręczną. Moje dzieci mają fajną paczkę, spotykają się. Są ogólnie świadomi, ostatnio dla przykładu poszła biegać, bo trenerka chciała, żeby poruszały się poza treningami, więc ta świadomość i zacięcie do sportu są. Trzeba tylko kibicować, żeby po drodze się nie zniechęcili.

Wiem, że to jeszcze bardzo młody wiek, ale czy ona myśli o piłce ręcznej albo ogólnie o sporcie zawodowo?

Mamy troszeczkę kontaktów z różnymi osobami, na przykład z Martą Rosińską, Agnieszką Młynarską - to są dziewczyny, które grały na poziomie Ekstraklasy. Jeżeli się już wejdzie na ten bardzo wysoki poziom, to rzeczywiście środki do życia będziesz mieć, natomiast nie jest to piłka nożna. Podchodzi do tematu życia normalnie, bardzo pięknie rysuje. Dwa lata temu na urodzinki zażyczyła sobie maszynkę do robienia tatuaży, cały czas nad tym pracuje, chce się rozwijać w tym. Jesteśmy umówieni, że pierwszy tatuaż wykona mojemu tacie, drugi mnie. Ma kilka bakcyli, jest otwarta na wiele rzeczy. Wspieramy i będziemy ją wspierać w tym, co robi, a to jest bardzo ważne, bo często dzieci są osamotnione. Zdarza się, że internet czy komputer zastępuje rodziców. I bardzo łatwo się w tym wszystkim pogubić. Cieszymy się, że mamy takie dzieci, które potrafią z tego korzystać, ale kiedy tylko mogą wyjść na podwórko, to nie ma żadnego problemu.

Wiadomo, co będzie Panu tatuować?

Nie, coś się kręciło wokół jakiejś postaci. Mam dużo tatuaży na swoim ciele, też sam się trochę bawiłem tą maszynką, to nie jest prosta rzecz, także spore ryzyko. Na pewno coś znajdziemy. Na razie wszystko jest testowane na sztucznej skórze, moja córka też chodzi na zajęcia z rysunku. Oczywiście nie jest to jakiś specjalistyczny sprzęt, to maszynka za jakieś 300-400 złotych, ale można sobie coś prostego wydziarać i zostanie to na całe życie.

Mówił Pan już o tej świadomości u piłkarzy, ale ogólnie ciężko jest dotrzeć do zawodnika?

Jeśli wyniki się zgadzają, to nie ma najmniejszego problemu, każdy zawodnik odda się wtedy w 100%. Niestety każdy jest tylko i aż człowiekiem i w chwilach niepowodzenia szuka czegoś innego. Generalnie bardzo luźno rozmawiamy na temat struktury gry, to tylko struktura, zawsze trzeba być agresywnym, trzeba pozamykać odpowiednie strefy. Dzisiaj każdy, kto ma chociaż troszkę pojęcia o piłce będzie często świadomy wielu rzeczy. Taktyki jest teraz dużo i każdy piłkarz zdaje sobie sprawę, że jeśli nie będzie ogarniać taktyki, będzie co najwyżej przeciętny, chyba że ktoś jest wybitnym piłkarzem. Ale umówmy się, Korona Kielce nie jest naszpikowana takimi piłkarzami, tutaj trzeba działać sposobem i ciężką pracą.

Był taki czas, że często Pana zestawiano z Adrianem Siemieńem i Dawidem Szwargą. Jeden ma łatkę trenera, który bardzo dobrze zarządza grupą, a drugi ma łatkę analityka. Jaką łatkę może mieć Kamil Kuzera?

Ciężko jest się samemu oceniać. Wiem jaką pracę wykonuje, jakimi wartościami kierujemy się w klubie, jakie wartości są najważniejsze dla mnie w życiu, a piłka nożna to życie. Najważniejsza jest uczciwość i ciężka praca. Uważam, że jestem człowiekiem bardzo otwartym i rozumiejącym wiele rzeczy. Zawodnik też jest człowiekiem, on może popełniać błędy, powinien mieć czas wyjść gdzieś z żoną, na piwo, na dyskotekę. Myślę, że troszkę tej normalności nam zaczyna brakować. Ludzie kreują się dzisiaj na kogoś, kimś nie są.

Jest jakaś osoba, która by Pan określił jako swojego mentora?

Kiedyś było wielu trenerów, o których myślałem, że to buce, a oni chcieli mi pomóc. Zupełnie inaczej odbierałem rzeczywistość, byłem zbuntowany, zamknięty. Przeszedłem ten etap. Myślę, że od każdego można się czegoś nauczyć, ale trzeba wiele rzeczy interpretować po swojemu.

Zespół buduje się od obrony?

To na pewno bardzo ważne. Po poprzedniej rundzie, kiedy bardzo intensywnie walczyliśmy o utrzymanie, wiedziałem, że musi też zaproponować coś z piłką. Dzisiaj ogólnie ciężko jest dobrze atakować, absolutnie wszystko musi się zazębiać. Jak sobie popatrzymy na poszczególne zespoły, to tak, trzeba zaczynać od obrony. W takim klubie jak Korona większość czasu to jest czas bez piłki, musimy umieć szybko atakować. Cały czas próbujemy się rozwijać z piłką przy nodze, ale życie nad brutalnie zweryfikowało. Znamy swoje miejsce w szeregu i na ten moment musimy wiele rzeczy uprościć.

Jak Pan myśli, które miejsce w lidze może Korona zajmować w statystyce goli oczekiwanych przeciwko?

Myślę, że jesteśmy gdzieś koło ósmego, dziesiątego miejsca.

Korona jest na czwartym miejscu.

Miejsce w tabeli nie pokazuje tego. To bardzo fajny temat, bo to pokazuje mi teraz, jak bardzo wartościowy był Kuba Łukowski.

Mówił Pan w rozmowie na TVP Sport o wracaniu do podstawowych elementów rzemiosła piłkarskiego. Kompletnie nieironicznie pytam – co to ma na celu?

Wydaje mi się, że za bardzo skupiliśmy się na skomplikowanych sprawach, a nie wiemy, co to znaczy zamknąć linię podania, nie wiemy, co znaczy ukierunkować, co to znaczy wyhamować atak, co to znaczy przyjąć kierunkowo. Te treningi są bardzo przeładowane dzisiaj. Oczywiście na takie rzeczy jest mało miejsca, ale czasem jak się pójdzie na drużyny U-15, U-13, U-10, one są tak przeładowane nomenklaturą piłkarską, taktyką, jakiś atak pod kątem, struktura gry, półprzestrzenie, asekuracja ofensywna - jest tego masa. A brakuje tych prostych rzeczy. Jak oglądamy topowe drużyny na świecie, to przecież one często grają prosto. Najlepsi piłkarze robią proste rzeczy, słabi piłkarze szukają kwadratowych jaj.

Czyli co jakiś czas trzeba wracać do podstaw?

Tak. Prostota jest kluczem do piłki. Oczywiście, dryblujemy i tak dalej, ale jak można strzelić gola po jednym podaniu, to trzeba to jedno podanie wykonać.

Wrócę jeszcze do rozmowy na TVP, mówił Pan w niej, że chciałby Pan mieć pięciu młodych graczy do wprowadzania. Wiem, że teraz może nie czas na to, ale są tacy wytypowani?

Dzisiaj największym problemem w młodzieży jest to, że pracujemy i trenujemy, ale nie wiemy, jak to robimy. Nie mamy do tego narzędzi, na przykład GPS do tego, żebyśmy wiedzieli, czy dany zawodnik jest w jakimś stopniu gotowy. Są pewne progi fizyczne, które trzeba przekroczyć, żeby móc rywalizować, a my nie mamy narzędzi, aby to mierzyć. Przez to zawodnicy często nie są gotowi. Obserwuje praktycznie każdy mecz CLJ. Oczywiście jest tam kilku fajnych chłopaków, ale jeśli nie będziemy mieli mierzonych treningów, to można zrobić im krzywdę, wprowadzając do pierwszej drużyny. OK, mamy jakieś badania wydolnościowe, testy, ale to jest tak naprawdę suchy wynik, który nic nie daje. Jeżeli nie będziemy tego mieli, to ciężko będzie ruszyć z miejsca.

Korona podejmuje starania, żeby mieć taki sprzęt?

Cały czas dotykam tego tematu, to nie są tanie rzeczy, w skali roku to myślę, że od nowego sezonu takie coś zakupimy. Z różnych względów w tym sezonie nie mogliśmy tego zrobić.

Teraz posłużę się trochę Panem, ale mówił Pan kiedyś, że tylko Pogoń ma tego GPS'a w Polsce, coś się zmieniło w tej kwestii?

Wiem, że Legia nad tym pracuje. Tutaj nie chodzi też o jedną drużynę, gdyby tak było, to nie byłby to taki problem, ale ja mam na myśli drugi zespół, CLJ U-19 i U-17. Dobrze by było jeszcze mieć U-15, ale to już jest w granicach wydatku miliona złotych. Wiem, że kluby pojedynczo gdzieś mają, na przykład Jagiellonia ma w drugiej drużynie. U mnie trener w U-17 posługuje się tym, bo ja zakupiłem taki nadajnik dla swojego syna. Mój syn trenuje z nim, przesyłam te dane do trenera, on potem do mnie dzwoni i wymieniamy się spostrzeżeniami. To jest zaledwie jeden nadajnik na cały zespół, a on już jest w stanie zmienić metodykę treningową. Już się ma pogląd na to, jak się zbudowało jednostkę treningową, bo wie się, co się chciało uzyskać i co się uzyskało. To narzędzie bardzo ułatwia pracę trenerom. Bez tego można się oczywiście zakręcić w odpowiedniej okolicy, ale nigdy nie zrobimy tego dokładnie.

Zapewne też pozwala to zaoszczędzić dużo czasu.

Tak. Myślę też, że to będzie krok do przodu, bo nie ma się co oszukiwać, my jako Korona jesteśmy daleko za szkoleniem na przykład Pogoni Szczecin. Oczywiście, takie narzędzie to nie wszystko, bo dochodzą jeszcze aspekty ludzkie czy wykwalifikowanie trenerów, ale może to zniwelować różnicę przynajmniej w jakiejś części.

Też wie Pan, na poziomie szkolenia Pogoni Szczecin to są pewnie trzy kluby w Polsce.

Tak. Chcemy być dobrze. Kurde, ja generalnie uważam, że my mamy w Polsce bardzo zdolną młodzież, tylko te chłopaki często giną, i to z różnych powodów. Czasem z własnej winy, a czasem nie trafiają na odpowiednich trenerów. Dzisiaj też młodzież nie jest łatwa. Ja mam o tyle plus, że mam prawie 17-letniego syna i nastoletnią córkę. Wiem, co się dzieje w szkołach, jacy są nauczyciele, a jacy są uczniowie, którzy potrafią być naprawdę bezwzględni. Dzisiaj w szkole przechodzą rzeczy, o których nawet ja bym nie pomyślał. Młodzież jest cwana, ale jest też głupiutka. Do tego trzeba naprawdę wykształconych, doświadczonych ludzi, żeby te dzieci wychować, co nie zawsze się uda, bo zawsze ktoś się w czymś zagubi.

Życie też pokazuje dzisiaj, że na transferach wychodzących można zrobić realne pieniądze. Myślę, że Jagiellonia jest takim przykładem. Ona może mieć problemy na boisku, może mieć problemy finansowe, ale zawsze kogoś ciekawego wyprodukuje, a to są pieniądze do budżetu. Jest w lidze kilka klubów ze znaczną przewagą budżetową, ale reszta jest, powiedzmy, na zbliżonym poziomie. Może te 10-15% różnicy. W takiej sytuacji okazuje się, że jak wjeżdża transfer za, strzelam, trzy miliony euro, to możesz zrobić bardzo duży krok. Piłka nożna to jest top w Polsce, wszyscy chcą grać w piłkę, wszyscy. Stąd wszędzie są utalentowane dzieciaki, trzeba je tylko wyciągnąć i odpowiednio poprowadzić, a my, póki co, cały czas się tego uczymy.

Dam przykład. W piłce dziecięcej, do jakiegoś U-10, grają te dzieci, które są najlepsze z piłką, najlepiej kiwają i tak dalej. Ale one zazwyczaj są najmniejsze. Potem wchodzi rywalizacja, jest ciśnienie, że trzeba wygrywać i co się dzieje? Grają ci, którzy są wyżsi, masywniejsi, a najlepsi z piłką grzeją ławę. Dochodzimy do U-18 i co nam z tego wychodzi? Ten, który był słaby, staje się zwykłym przeciętniakiem i jest za słaby na I ligę, a ten, który miał talent, dał sobie z piłką spokój, bo mu ją wybito z głowy.

W akademii Korony trenerzy mają ten sam punkt widzenia, co Pan?

Tak. Wiadomo, że każdy ma swoją metodykę pracy, ale spotykamy się, rozmawiamy. Ja też bardzo dużo rozmawiam z dyrektorem akademii, z prezesem, z dyrektorem sportowym. Na przykład wygranie świętokrzyskiej ligi juniorów z perspektywy rozwoju piłkarza nie jest ważne, a jest ważne z punktu widzenia finansowego. Na naszym przykładzie łatwo to znaleźć. Wygraliśmy CLJ, chyba nawet dwa razy. Pięknie, prawda? Mistrz Polski, coś niesamowitego. Tyle że topowe kluby grały w tych kategoriach zawodnikami dwa lata młodszymi. Dzisiaj oni są ograni, bo zamiast grać w U-19, występowali w III lidze, w II lidze. Lech mógł sobie na to pozwolić, dla nich wygranie CLJ nie było ważne. Niektórzy zawodnicy zamiast być numerem jeden w U-19, grali w tych seniorach, popełniali błędy, nie byli najlepsi, ale zdobywali doświadczenie. Skóraś, Marchwiński i tak dalej. Oni to wszystko przechodzili, zawsze grali w wyższych rocznikach i dzisiaj Lech ma pieniądze.

Było przez chwile gorąco, jeśli chodzi o Pana pracę w Koronie?

Nie. Mamy sprecyzowane wiele rzeczy, takiego tematu nawet nie było. Wiem, co mam robić, prezes i dyrektor sportowy mają do mnie zaufanie. Mamy wiarę, że możemy iść dalej. W bardzo ważnym momencie – 50-lecie klubu, byliśmy skazani na porażkę, a jednak to dźwignęliśmy. Szanujemy się, nie ma i nie było takiej rozmowy.

Trochę wybiegając, była jakaś rozmowa dotycząca ewentualnego spadku?

Mam jeszcze przez rok ważny kontrakt. On pewne rzeczy obejmuje, ale my nie chcemy nawet rozmawiać, bo jeśli to się stanie, wtedy trzeba będzie podejmować różne decyzje. Cel nadrzędny to pozostanie w Ekstraklasie. Dla wielu klubów w Polsce spadek z tej ligi oznacza bardzo duże kłopoty. Na dzisiaj nie potrzeba dodatkowych rzeczy, do zaprzątania sobie głowy. Jeśli coś takiego by się stało, będziemy rozmawiać, co dalej. Jednak najpierw trzeba wykonać swoją robotę.