Futbol w czasach kryzysu
2017-11-03 23:00:27; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Źle się dzieje w państwie wenezuelskim. Od pewnego czasu sytuacja w tym kraju stała się iście dramatyczna - jego mieszkańcom notorycznie brakuje jedzenia, leków oraz dostępu do służby medycznej.
Nic więc dziwnego, iż tamtejsze ulice regularnie wypełniają się protestującymi tłumami żądnymi ustąpienia sprawującego iście dyktatorskie rządy prezydenta Nicolasa Maduro. Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji Wenezuelczycy nie mają co liczyć na jakiekolwiek pozytywne informacje. Tymczasem tamtejsi młodzi piłkarze ostatnimi czasy dają nadzieję na nadejście nowych, lepszych dni. Przynajmniej w piłkarskim tych słów znaczeniu.
Wenezuela nie od dziś postrzegana jest jako najsłabszy obok Boliwii przedstawiciel strefy CONMEBOL. Tamtejsza reprezentacja jako jedyny przedstawiciel owej konfederacji nigdy nie dostąpiła zaszczytu uczestnictwa w mistrzostwach świata, zaś szczytem jej możliwości w rozgrywkach Copa America było uczestnictwo w półfinale w edycji sprzed sześciu lat.
Nie dziwi więc, że zawodnicy z kraju kojarzonego przeważnie ze zwyciężczyniami konkursów piękności rzadko kiedy zwracali na siebie większą uwagę opinii publicznej. Oczywiście zdarzały się wyjątki. Wszak Juan Arango to istny symbol odrodzenia Borussii Moenchengladbach, Tomas Rincon wraz z Juventusem sięgnął w zeszłym sezonie po mistrzostwo Włoch, zaś Salomon Rondon od kilku lat wyrabia sobie opinię solidnego napastnika na Wyspach Brytyjskich. Są to jednak mało znaczące osiągnięcia w porównaniu z tymi, jakimi mogą pochwalić się reprezentanci Argentyny, Brazylii bądź Urugwaju.
Tymczasem wiele wskazuje na to, iż w momencie gdy kraj znajduje się wręcz na krawędzi upadku, sympatycy tamtejszej piłki doczekali się być może najbardziej utalentowanej generacji piłkarskiej w dziejach. Jej historia zaczęła pisać się na początku bieżącego roku, kiedy to prowadzona przez Rafaela Dudamela kadra do lat dwudziestu wzięła udział w Mistrzostwach Ameryki Południowej w swej kategorii wiekowej. Początki nie napawały jednak optymizmem zważywszy na fakt, że awans do kolejnej rundy turnieju młodzi Los Llaneros wyszarpali za sprawą remisowania w każdym z pojedynków grupowych. Nie było to więc dobrym prognostykiem przed decydującą fazą rozgrywek, w której to na boiskach Ekwadoru Dudamel i spółka mieli zmierzyć się z całą śmietanką południowoamerykańskiej piłki w wydaniu młodzieżowym.
Już w pierwszym spotkaniu faworyzowani Kolumbijczycy musieli sporo natrudzić się w starciu ze skazywanymi na porażkę sąsiadami ze wschodu, zapewniając sobie remis dopiero w końcówce spotkania strzałem z rzutu karnego. Niemniejsze trudności napotkały na swej drodze naszpikowane piekielnie utalentowanymi zawodnikami kadry Brazylii i Argentyny, zaś gospodarze z Ekwadoru zostali przez Wenezuelczyków wręcz rozniesieni. W ten sposób rewelacyjna ekipa z targanego napięciami kraju uplasowała się na trzecim stopniu podium, zapewniając sobie tym samym bilety na rozgrywane kilka miesięcy później w Korei Południowej mistrzostwa świata.
Odbywający się w odległej Azji turniej został zlekceważony przez niektóre z reprezentacji, które nie posłały do uczestnictwa w nim wielu spośród swych najzdolniejszych młodych piłkarzy. Szczególnie widoczne było to w przypadku kadry niemieckiej, która ze względu na odbywające się mniej więcej w tych samych terminach Mistrzostwa Europy U-21 oraz Puchar Konfederacji, posłała do boju albo zawodników głębokich rezerw z drużyn pokroju Borussii Dortmund czy Schalke 04, albo nawet piłkarzy biegających na co dzień po boiskach drugiej ligi. Niemniej warto zauważyć, iż mimo okrojonych kadr większości z przedstawicieli kontynentu europejskiego, na mistrzostwach tych znalazło się miejsce dla takich postaci jak m.in. Ricardo Orsolini, Jean-Kevin Augustin czy Dominic Solanke.
Nie będzie więc dużym zaskoczeniem fakt, że mało kto wieszczył Wenezuelczykom sukcesy przed rozpoczęciem udziału w międzynarodowym czempionacie, tym bardziej spoglądając na grupowych rywali, jakich przydzielił im los. Otóż losowani z trzeciego koszyka reprezentanci Ameryki Południowej musieli zmierzyć się ze słynącymi z utalentowanej młodzieży Meksykanami oraz nieobliczalnymi Niemcami. Stawkę w grupie B uzupełnili reprezentanci Vanuatu ze strefy Oceanii, będący raczej turniejową ciekawostką, aniżeli jakimkolwiek zagrożeniem dla któregokolwiek z rywali.
To właśnie z Niemcami przyszło im zmierzyć się w pierwszym meczu, w którym to ku wszechobecnemu zdumieniu górowali nad podopiecznymi Guido Streichsbiera zarówno pod względem szybkościowym, siłowym jak i technicznym. W drugiej połowie spotkania wystarczyły zaledwie trzy minuty by Ronaldo Pena i Sergio Cordova zdołali umieścić piłkę w niemieckiej siatce, a sam rezultat spotkania byłby z pewnością znacznie wyższy gdyby nie rażąca nieskuteczność w wydawałoby się stuprocentowych sytuacjach pod bramką przeciwnika.
Wszelkie niepowodzenia w polu karnym rywala z poprzedniego meczu, Wenezuelczycy z nawiązką odrobili sobie w pojedynku z Vanuatu, w którym z racji niskiej klasy egzotycznego przeciwnika można by rzecz, iż bawili się piłką niejednokrotnie popisując się różnego rodzaju sztuczkami technicznymi. Ostatecznie ich dorobek strzelecki w owym meczu zatrzymał się na siedmiu bramkach, a wielkie wrażenie robiła liczba aż dwudziestu sześciu oddanych strzałów. Co ciekawe, jedyny w tym spotkaniu rzut karny skutecznie wyegzekwował bramkarz, Wuilker Farinez doprowadzając do niecodziennej sytuacji, w której strzelił w turnieju więcej bramek niż wpuścił do strzeżonej przez siebie siatki.
Dopiero w wieńczącym zmagania grupowe starciu z Meksykiem, piłkarze Dudamela znaleźli godnego siebie rywala. W każdej niebezpiecznej sytuacji na wysokości zadania stawał jednak Farinez, który każdorazowo powstrzymywał rozpędzonych Meksykanów przed wpisaniem się na listę strzelców. Sztuka ta udała się natomiast Cordovie, który w sprytny sposób przechytrzył obrońców, a następnie bramkarza i bez większych trudności wyprowadził Wenezuelę na prowadzenie. Tym samym niespodziewany awans stał się faktem, zaś eksperci zajmujący się piłką młodzieżową coraz śmielej upatrywali w osobach Wenezuelczyków faworytów do sprawienia jednej z większych niespodzianek w historii mundialu w tej kategorii wiekowej.
Prawdziwymi dreszczowcami dla coraz większej liczby sympatyków piłkarzy w bordowych koszulkach okazały się mecze, jakie ich ulubieńcy stoczyli w fazie pucharowej, gdzie najpierw po dogrywce nie bez problemów uporali się z Japończykami, zaś w ćwierćfinale po zaciętym, ponownie trwającym sto dwadzieścia minut boju okazali się górą nad Amerykanami. Tak oto marzenia o dotarciu do strefy medalowej ziściły się w stu procentach, a zważywszy na rosnącą z każdym meczem formę poszczególnych zawodników, można było pokusić się nawet o wskazanie w ich osobach głównych pretendentów do końcowego triumfu.
Wcześniej należało jednak wyeliminować dobrych znajomych z Urugwaju, w barwach którego brylowali kreowani na przyszłe gwiazdy światowej piłki Nicolas Schiappacasse oraz Rodrigo Bentancur. Podobnie, jak miało to miejsce w kilku poprzednich meczach, tak i w starciu z kontynentalnym przeciwnikiem Wenezuelczycy przez długi okres gry przeważali, jednak w ostatecznym rozrachunku nie byli w stanie wysunąć się na prowadzenie. Uczynić to zdołali Urugwajczycy skutecznie egzekwujący rzut karny podyktowany przez Szymona Marciniaka po wcześniejszym skorzystaniu z systemu VAR. Dopiero w doliczonym czasie gry Samuel Sosa przepięknym trafieniem z rzutu wolnego doprowadził do wyrównania, a co za tym idzie trzeciej z rzędu dogrywki w meczu Wenezuelczyków. W przeciwieństwie do poprzednich spotkań, tym razem do końcowego rozstrzygnięcia potrzebna była seria rzutów karnych, w której dzięki brawurowej postawie Farineza wydawałoby się nierealny cel zrealizował się w pełnej okazałości.
Już sam awans do finału okrzyknięty został największym sukcesem w historii wenezuelskiego futbolu, zaś pochłonięty chaosem kraj choć przez chwilę zjednoczył się we wszechogarniającej go piłkarskiej euforii. Selekcjoner Dudamel wykorzystał nawet ten fakt, aby zaapelować do prezydenta Maduro o natychmiastowe zaprzestanie stosowania przemocy wobec swoich obywateli i zaprowadzenie długo wyczekiwanego porządku na ulicach Caracas i innych miast. Pokusił się nawet o stwierdzenie, iż „Dzisiaj siedemnastolatek uczynił nas szczęśliwymi, wczoraj siedemnastolatek został zamordowany na ulicy” nawiązując w ten sposób do śmierci Neomara Landera, który dzień wcześniej został śmiertelnie postrzelony przez służby wierne Maduro w jednej z licznych antyrządowych demonstracji.
Aby dokonać niemożliwego i zakończyć turniej ze złotymi medalami na szyi wystarczyło więc okazać się górą w finałowym starciu z Anglikami, którzy po latach posuchy doczekali się niezwykle utalentowanego pokolenia piłkarskiego. Kibiców Wenezueli z pewnością nie napawał optymizmem fakt, iż ich ulubieńcy mieli za sobą trzy mecze zakończone dogrywką, co z pewnością znacznie wpłynęło na ich zmęczenie. Ponadto optymistyczne nastroje wokół podopiecznych Dudamela zmącił incydent, do jakiego doszło po meczu z Urugwajczykami, kiedy to zakwaterowani w tym samym hotelu piłkarze wywołali bijatykę, którą zakończyła dopiero interwencja koreańskiej policji.
Być może wydarzenia te przyczyniły się do tego, iż Wenezuelczycy ostatecznie musieli uznać wyższość przybyszów z Wysp Brytyjskich. Samo spotkanie stało na niezwykle wysokim poziomie godnym finału dorosłego mundialu. Obfitowało w imponujące akcje i popis umiejętności zawodników po obu stronach boiska, którzy dwoili się i troili aby zrealizować zamierzony cel. Mimo heroicznej postawy, Farinez skapitulował po uderzeniu Calvert-Lewina i wynik ten utrzymał się do końcowego gwizdka holenderskiego sędziego. Wenezuelczycy mieli zresztą doskonałą okazje do wyrównania, jednak egzekwowany przez Adalberto Penarandę rzut karny w rewelacyjny sposób wybronił Freddie Woodman. Nasi bohaterowie wracali więc do domów pokonani, jednak nikt w ojczyźnie nie miał im za złe końcowego niepowodzenia w najważniejszym meczu.
Wielu zawodników owego niesamowitego składu dzięki dobrym występom w kadrze zwróciło na siebie uwagę zagranicznych skautów i zmieniło barwy klubowe w trakcie letniego okienka transferowego. Yeferson Soltedo trafił w ten sposób do silnej ligi chilijskiej, zaś najskuteczniejszy napastnik, Sergio Cordova, zasilił szeregi niemieckiego Augsburga, gdzie w sierpniowym pojedynku z Borussią Moenchengladbach potrzebował zaledwie kilku minut by wpisać się na listę strzelców. Być może podąży on drogą innego południowoamerykańskiego snajpera, Claudio Pizarro, który zdołał niegdyś podbić boiska Bundesligi. Póki co nie oglądamy go jednak na tamtejszych boiskach zbyt często, gdyż skupia się on na rehabilitacji po wcześniejszym zerwaniu stawu skokowego.
Wielkie kariery wróży się z kolei wielokrotnie wspomnianemu już Farinezowi oraz pomocnikowi Yangelowi Herrerze. Pierwszy z nich wielokrotnie łączony był już z przenosinami na Stary Kontynent, wliczając w to nawet spekulacje kojarzące go z Realem Madryt. Dziewiętnastolatek ma jednak tę wadę, iż mierzy sobie zaledwie 181 centymetrów wzrostu, co mogłoby zgubić go w starciach z europejskimi napastnikami. Bardzo możliwe więc, że podąży on drogą innego niewysokiego bramkarza rodem z Ameryki Południowej, Rene Higuity i znaczną część kariery spędzi właśnie na tym kontynencie. Już dziś jest zresztą do legendarnego Kolumbijczyka porównywany nie tylko ze względu na wzrost, ale i zwariowany charakter, który łączy obu panów. Z kolei o potencjale Herrery było powszechnie wiadomo na długo przed jego występem na koreańskim mundialu. Już w styczniu piekielnie zdolny nastolatek związał się umową z Manchesterem City, skąd błyskawicznie wypożyczono go do amerykańskiego New York City FC. Tam zaś współpracując ze słynnym Patrickiem Vieirą wyrósł na jedną z największych gwiazd młodego pokolenia w Major League Soccer. Niewykluczone, iż to na nim oprze się w przyszłości siła wenezuelskiej kadry narodowej.
Czas pokaże, czy złote pokolenie, które zachwyciło świat w Korei będzie także w stanie udźwignąć ciężar odpowiedzialności w głównej reprezentacji i na zawsze pogrzebać jej opinię piłkarskiego słabeusza. Historia zna przecież mnóstwo przypadków piłkarzy błyszczących w drużynach młodzieżowych, którzy kompletnie przepadali w zetknięciu się z dorosłą piłką. Niemniej w trudnym dla tego kraju okresie ci nastoletni zawodnicy dali swym rodakom olbrzymi powód do dumy i radości tak potrzebny w ich ogarniętej chaosem ojczyźnie.
Michał Flis