Górnik w końcu pokazuje charakter. Remis przy Roosevelta
2016-03-13 19:24:37; Aktualizacja: 8 lat temu Fot. Transfery.info
Przez większą część spotkania nawet ktoś o pomysłowości Tolkiena miałby spory problem, by wyobrazić sobie jakąś akcję po której zabrzanie zdobyliby gola. Końcówka meczu pokazała nam jednak, że futbol i absurd często chodzą razem w parz
Pomimo że ostatnio w kontekście trenowania Górnika padała cała gama przeróżnych nazwisk, to finalnie postanowiono dać szansę Janowi Żurkowi. Sympatyczny szkoleniowiec przekonał do siebie władze klubu… porażką z Legią, po której optymiści powiedzą, że zabrzanie zagrali swoje najlepsze spotkanie tej wiosny, a pesymiści w mig zripostują tę tezę twierdząc, że poprzeczkę mieli ustawioną na poziomie Żuław Wiślanych.
Gospodarze wyszli na to spotkanie w bardzo defensywnym ustawieniu. W wyjściowej jedenastce znalazło się miejsce dla zaledwie trzech zawodników ofensywnych – Stebleckiego, Madeja i Gergela. Po urazie wrócił do składu Radosław Sobolewski i do spółki z Matuszkiem i Przybylskim współtworzył drugą linię Górnika. Wreszcie czas na refleksje nad swoją własną dyspozycją dostał Aleksander Kwiek i mecz zaczął na ławce rezerwowych. Były zawodnik Zagłębia Lubin sprawia wrażenie jakby kompletnie wymazał z pamięci to, że dawniej dzięki swojej wizji gry i technice należał do grona najbardziej wyróżniających się postaci w Ekstraklasie.
Pierwszą połowę można podsumować jednym słowem – ciężka. Przede wszystkim do oglądania, ale poza tym zespół Piotra Nowaka miał spory trud ze sforsowaniem solidnych zasieków gospodarzy. Nie znaczy to, że Lechia grała źle. Wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze w środku pola spisywali się Chrapek i Krasić, swoją szybkością i trafnością podejmowania decyzji napędzali ataki zespołu z Gdańska, dzięki czemu ataki pozycyjne gości wyglądały naprawdę obiecująco, ale za dużo z nich nie wynikało. Górnik postawił solidny autobus przed własną bramką i w związku z tym zdobycie każdego kolejnego metru przez piłkarzy Lechii wiązało się z coraz to większym trudem.
Do przerwy oglądaliśmy tylko jeden celny strzał autorstwa Grzegorza Kuświka. W 21. minucie sporą nonszalancją na własnej połowie wykazał się ten po którym nie sposób było się tego spodziewać – Radek Sobolewski. Niedokładnie zagrał do swojego kolegi, a dosłownie parę sekund później napastnik gości stanął oko w oko z Grzegorzem Kasprzikiem. Górą z tego starcia wyszedł golkiper Zabrzan, który zastąpił dzisiaj Janukiewicza.
Na drugą część spotkania Górnik nie wyszedł już tylko po to, by się bronić. Było to wodą na młyn dla Lechii, która wykorzystywała to, że na boisku było więcej miejsca i konstruowała coraz to groźniejsze sytuacje, a jedna z nich zakończyła się bramką. W 55. minucie trio Chrapek-Kuświk-Kovacević bardzo szybko wymieniło futbolówkę tuż przed polem karnym, a ten ostatni dokładnym strzałem po ziemi dał prowadzenie ekipie gości, a to nie był koniec kłopotów 16. drużyny Ekstraklasy. Chwilę później w totalnie niegroźnej sytuacji sfaulował Michała Maka Roman Gergel i za to przewinienie otrzymał drugą żółtą kartkę.
Przy takim rozwoju wypadków mało kto podejrzewał, że ta rywalizacja może zakończyć się inaczej niż wygraną Lechii. Gdańszczanie dominowali na boisku, ale pomimo licznych sytuacji nie udawało im się podwyższyć prowadzenia. Górnik starał się coś wskórać, ale z miernym skutkiem, aż do 87. minuty, gdy po rzucie rożnym gola na wagę jednego punktu zdobył Kopacz.
Goście wypuścili z rąk praktycznie pewne zwycięstwo i przez to będą musieli się jeszcze sporo namęczyć, by wypracować sobie pozycję gwarantującą byt w czołowej ósemce na koniec rundy zasadniczej. A co daje Górnikowi wywalczony w końcówce spotkania punkt? Teoretycznie – niewiele, ale być może będzie impulsem, który wreszcie pomoże zacząć grać piłkarzom z Zabrza na miarę oczekiwań.