Po uznanie w ojczyźnie i na podbój Premier League - Ricky van Wolfswinkel

2013-03-21 15:37:47; Aktualizacja: 11 lat temu
Po uznanie w ojczyźnie i na podbój Premier League - Ricky van Wolfswinkel Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Niemodny, bez szans na większą karierę w reprezentacji, z tendencją do "znikania" nawet na kilka spotkań... Ktoś taki - jak podają zgodnie angielskie i portugalskie media - został właśnie najdroższym piłkarzem w historii Norwich City.

Rickym van Wolfswinkelem w przeciągu ostatnich dwóch lat interesowały się chyba wszystkie drużyny z czołówki Barclays Premier League. Jak nie Chelsea, to City. Jak nie Arsenal, to Tottenham. W międzyczasie jeszcze Newcastle. Najgłośniej jednak było o tym, że rosłego Holendra bardzo chciałby u siebie widzieć sir Alex Ferguson. Ostatecznie jednak skończyło się na oddelegowaniu skautów do śledzenia jego postępów - najpierw w Utrechcie, później w Sportingu Lizbona. Ostatecznie co prawda na Old Trafford trafił Holender, mający w nazwisku van, jednak - jak doskonale wiemy - nie był to wychowanek Vitesse Arnhem, a wciąż miłościwie nam panujący król strzelców Premiership, na którego abdykację raczej się nie zanosi.

 
 
A van Wolfswinkel - piłkarz z wymarzonym nazwiskiem "na okładkę" dla angielskich mediów - ciułał sobie bramkę do bramki w Lidze Sagres. Ani Oscara Cardozo, ani Jacksona Martineza swoimi wyczynami przesadnie na szczytach klasyfikacji strzelców nie straszy, jednak swoją cegiełkę w poprzedniej i obecnej kampanii dołożył.
 
Eksperci diagnozują, że jego problem leży w zastojach, które czasami miewa i które sprawiają, że potrafi przez kilka spotkań być kompletnie niewidoczny. Zresztą gdy błyszczy, także nie widać go zbyt wiele. Typowy lis pola karnego, którego nikt nie poprosi o autograf w pierwszej kolejności, ani prosił o kupienie na gwiazdkę koszulki właśnie z jego nazwiskiem. Na pewno nie w Holandii.
 
Tam napastników w typie van Wolfswinkela się nigdy przesadnie nie chwali. Rodząc się w kraju tulipanów i pragnąc zostać ważnym ogniwem kadry narodowej, należy przede wszystkim w swej grze imponować elegancją - a już koniecznie, jeśli bierzemy pod uwagę zawodników ofensywnych. Snajper Sportingu zaś gra podobnie do Roya Makaay'a, który także mało angażował się w rozgrywanie, za to gdy tylko dostał piłkę i kawałek wolnego miejsca w szesnastce rywali, odwrotu już nie było. Piłka po prostu musiała wylądować w siatce.
 
To, czego nie kocha się w Holandii, świetnie sprawdza się od lat w Anglii. Śmiemy twierdzić, że RvW w Premier League szybko się zaaklimatyzuje i jesteśmy pewni w 99 procentach, że - mówiąc kolokwialnie - "odpali". A Norwich to dla niego wymarzony klub, by jeszcze mocniej zasygnalizować obserwującym go wysłannikom Czerwonych Diabłów, że może warto sprowadzić go do siebie. Skoro RvN (Ruud van Nistelrooy) był gwiazdą ofensywy United, skoro RvP obecnie zachwyca sympatyków lidera ligi angielskiej, to dlaczego RvW miałby nie pójść w ich ślady? 
 
Jego niewątpliwym atutem jest też fakt, że jest... permanentnie pomijane przez selekcjonera reprezentacji. Norwich na pewno 10 milionów euro na stół nie wyłożyłoby, gdyby nie rozważyło każdego za i przeciw, także tego. To bowiem wymarzona sytuacja dla menedżera, nie tracić ważnego zawodnika na zgrupowanie kadry, z którego może wrócić bez formy, albo - co gorsza - z kontuzją.
 
Największym przegranym tego transferu jest więc Sporting. Nie dość, że z końcem czerwca trener Jesualdo Ferreira straci ważne ogniwo zespołu, to finansów na wzmocnienie ataku zapewne nie będzie. Po pierwsze dlatego, że i bez tego Sporting ma spore problemy z finansowym fair play, a po drugie ze względu na to, że aż 65% praw do zawodnika dzierży agencja menedżerska (Quality Football Ireland Limited), co w praktyce oznacza ni mniej ni więcej, że Sporting w ostatecznym rozrachunku otrzyma tylko 3,5 miliona euro z 10, które na pozyskanie van Wolfswinkela poświęcił zespół Norwich. Co gorsza niewykluczone, że by uporać się z kłopotami finansowymi, trzeba będzie jeszcze sprzedać inne gwiazdy, na czele z Zakaryą Labyadem, Diego Capelem i Jeffrenem Suarezem, ponieważ jeśli zespół nie zacznie seryjnie punktować, nie wystąpi nawet w Lidze Europy.
 
A i mimo to, nieważne ile zamieszania van Wolfswinkel by nie spowodował, jego licznik występów w kadrze wcale nie musi ruszyć z miejsca, w którym się zatrzymał. Bo poza problematycznym stylem gry, miejsce jest tylko jedno, a wśród kandydatów są takie nazwiska jak van Persie czy Huntelaar.