Hit z nazwy, czyli Benjamin Mendy w Pogoni Szczecin. „To jeden z najgorszych transferów w historii ligi”

2025-09-27 09:14:39; Aktualizacja: 2 godziny temu
Hit z nazwy, czyli Benjamin Mendy w Pogoni Szczecin. „To jeden z najgorszych transferów w historii ligi” Fot. IMAGO / Manuel Stefan
Norbert Niebudek
Norbert Niebudek Źródło: Transfery.info

W zeszłym tygodniu Pogoń Szczecin z dumą ogłosiła pozyskanie Benjamina Mendy'ego. Wiadomość o transferze francuskiego defensora momentalnie rozniosła się po świecie - mowa w końcu o mistrzu świata oraz czterokrotnym triumfatorze Premier League. Jednakże gdy tylko odłożymy na bok zachwyty i spojrzymy na ten ruch chłodnym okiem, entuzjazm szybko ostygnie.

Po dwóch latach wymuszonej pauzy z powodów, które w ostatnim czasie zostały już omówione, opisane i przewałkowane z każdej strony, więc nie ma sensu do nich wracać, Benjamin Mendy wrócił na boisko, lecz gołym okiem dało się zauważyć, że nie jest to już ten sam zawodnik, którego pamiętaliśmy z czasów, gdy asystował przy trafieniach Raheema Sterlinga czy Sergio Agüero.

Zacnego dorobku nie da się wymazać. Występy na największych arenach, mistrzostwo świata zdobyte na mundialu w Rosji, cztery tytuły mistrza Anglii i mistrzostwo Francji. To konkretne sukcesy, które zbudowały jego reputację.

Trzeba też uczciwie powiedzieć, że obok Lukasa Podolskiego nie ma dziś w Ekstraklasie piłkarza z równie bogatym CV. Wielu naszych grajków oddałoby wszystko, by choć przez moment usłyszeć hymn Ligi Mistrzów. On nie tylko go słyszał, on w tych rozgrywkach przeżywał piękne chwile - jak ta, kiedy wraz z AS Monaco eliminował swojego późniejszego pracodawcę, Manchester City.

Ale cała ta chwała jest już tylko wspomnieniem. I tu właśnie tkwi haczyk, bo historia napisana złotymi zgłoskami nie ma wiele wspólnego z dzisiejszym obrazem rzeczywistości.

Mendy dołączył do Pogoni po dwóch, chudych sezonach, a będąc precyzyjnym - po dwóch, chudych sezonach i niespełna dwóch miesiącach bezrobocia. W czasie, kiedy pozostawał związany kontraktami, rozegrał łącznie 23 mecze, zbierając trochę ponad tysiąc minut. By uzmysłowić sobie skalę, o jakiej mowa, wystarczy powiedzieć, że jeśli utrzymają się obecne tendencje, to w ciągu dwóch, może trzech kolejek, zbliżony wynik, począwszy od pierwszej kolejki trwających zmagań, wykręcą Michał Marcjanik z Arki Gdynia, Marcel Pięczek z Korony Kielce czy Gabriel Isik z Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, którzy nie opuścili jeszcze boiska ani na sekundę.

Mendy wznowił karierę w FC Lorient, aczkolwiek już od pierwszych dni wyczuwano kruchość tej relacji. Spora część kibiców nie potrzebowała wiele czasu, by zacząć wypychać go za drzwi, a niektórzy - mając w pamięci niedawne oskarżenia - najchętniej w ogóle nie otwieraliby przed nim furtki.

Jemu samemu nie sprzyjało też zdrowie. Urazy systematycznie ograniczały jego dostępność, stąd w przekroju całego sezonu zaliczył raptem siedem startów w wyjściowej jedenastce. Gdyby tego było mało, drużyna prowadzona wówczas przez Régisa Le Brisa spadła ze szczebla Ligue 1.

Nic więc dziwnego, że latem minionego roku w Lorient zaczęto szukać sposobu na rozstanie z dobrze opłacanym defensorem. Problem polegał jednak na tym, że w tych okolicznościach chętnych można było zapewne policzyć na palcach jednej dłoni.

Dlatego też temat udało się zamknąć dopiero zimą, gdy Mendy przeniósł się do szwajcarskiego FC Zürich. Teoretycznie miało to być nowe otwarcie i szansa na odbudowę, lecz w praktyce historia zatoczyła koło. Duże nazwisko, wielkie oczekiwania, tymczasem niewielki wpływ na grę. Zamiast odrodzenia, było głębokie rozczarowanie.

- Przede wszystkim ciągnęła się za nim przeszłość w Anglii, gdzie był oskarżany o kilka przypadków napaści seksualnej i gwałtu. Został uniewinniony, ale wielu kibiców było zszokowanych jego przyjściem do FCZ. Kiedy debiutował, został wygwizdany. Klub niezbyt dobrze prowadził komunikację w tej delikatnej sprawie. Byli po prostu szczęśliwi, że podpisali kontrakt z mistrzem świata i zawodnikiem o dużym nazwisku. Prezes obwinił nawet rzekome ofiary, mówiąc, iż wiadomo, że znani piłkarze często są celem fałszywych oskarżeń - mówi Marcel Rohner, dziennikarz „Tages-Anzeigers”, w rozmowie z Transfery.info.

- Sportowo Mendy nigdy nie dowoził. Zanotował około ośmiu występów i w niektórych z nich widać było, że jest bez formy. Sprawiał wrażenie piłkarza, który nie jest przygotowany fizycznie do gry na profesjonalnym poziomie. Kiedy FCZ przegrał mecz z FC Basel (0:4), Mendy był jednym z najgorszych zawodników na boisku, a noc przed i po meczu widziano go imprezującego w centrum miasta. Dzień lub dwa później FCZ powiadomiło o jego kontuzji. Wielu kibiców do dziś uważa, że to była jedynie przykrywka, bo z taką kontuzją ciężko byłoby mu balować. W każdym razie potem nie zagrał już więcej dla FCZ, co wyszło na dobre wszystkim.

- Ogólnie rzecz biorąc, to jeden z najgorszych transferów w historii Super League. Nawet sam prezydent klubu, który raczej nie lubi przyznawać się do błędów, powiedział, że ten transfer był błędem. Myślę, że wszyscy są zadowoleni z rychłego odejścia Mendy'ego - podsumowuje nasz rozmówca.

***

Mendy przywozi ze sobą bagaż trofeów: mistrzostwo świata, cztery złote medale Premier League; a także doświadczenie przybierające postać występów w topowych europejskich ligach czy Lidze Mistrzów. W tym kontekście niewątpliwie winduje pozycję Ekstraklasy na arenie kontynentalnej. 

Jednakże patrząc na ostatnie lata jego kariery, trudno nie odnieść wrażenia, że najlepsze rozdziały tej historii zostały już napisane.

Oceniając transfer przez wspomniany pryzmat, powinniśmy więc zracjonalizować swoje oczekiwania.