Afera biletowa - wersja Kazimierza Grenia

2015-04-07 17:08:58; Aktualizacja: 9 lat temu
Afera biletowa - wersja Kazimierza Grenia Fot. Transfery.info
Błażej Bembnista
Błażej Bembnista Źródło: Transfery.info

Kazimierz Greń przedstawił swoją wersję wydarzeń z Dublina

Na konferencji, która odbyła się w warszawskim hotelu Ibis, prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej przedstawił swoją wersję wydarzeń z 29 marca. Znany działacz był sądzony w Irlandii za nielegalną sprzedaż biletów na przed spotkaniem Irlandii z Polską. Wejściówki na mecz pochodziły z puli przyznanej podkarpackiemu związkowi. 

Greń rozpoczął swoje wystąpienie od podziękowania dla dziennikarzy którzy "przybyli poznać prawdziwą prawdę" oraz ogłosił, że na konferencję zaprosił również m. in. prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, sekretarza związku Macieja Sawickiego oraz dyrektora departamentu ds. mediów i komunikacji Janusza Basałaja. Następnie odniósł się on do reklamowania przez prezesa Bońka zagranicznych firm bukmacherskich. 

Według działacza, cała sprawa nie powinna mieć miejsca, a zarzuty stawiane przez irlandzką policję zostały oddalone. Do Dublina pojechał on prywatnie, za własne pieniądze i nie zamierzał handlować biletami. Podczas zatrzymania policjant wyrwał mu wejściówki oraz telefon. Greń podkreśla, że podczas wykonywania tej czynności doszło do uszkodzenia jego kurtki. 

W dalszej części konferencji działacz podał własną wersję przebiegu procesu. Podczas pobytu w komisariacie zabrano mu telefon. Greń domagał sie jego zwrotu, by sprawdzić numery osób, które dzwoniły do niego w sprawie kupna biletów. Według jego słów, rozprawa miała odbyć się tego samego dnia, lecz doszło do niej dopiero na następny dzień.

Działacz był bardzo zdziwiony faktem, że tylko on został zatrzymany za nielegalne rozprowadzanie wejściówek na mecz. Podkreślił, że członkowie zarządu PZPN wnikliwie dopytywali się o szczegóły podróży Grenia. 

- Jak znam życie, pod stadionem odbywał się handel biletami, ale jeszcze raz stwierdzam, że nie byłem to ja, a zatrzymano tylko mnie - stwierdził Greń (pisownia oryginalna).

Bilety przeznaczone dla Podkarpackiego ZPN były warte 50 euro, nie 70 euro.

Wejściówki, które otrzymał działacz, pochodziły z puli wojewódzkiego związku i zostały przez niego zakupione (po cenie 230 złotych). Posiadał on też dwa bilety prosto z PZPN-u.  Greń uważa, że sprawa jest skierowaną przeciwko niemu prowokacją, w której rolę "głównych aktorów" mieli dziennikarze "Przeglądu Sportowego" Tomasz Włodarczyk i Marcin Tyc, pracujący dla "Super Expressu" i UEFA Piotr Kozmiński oraz Krzysztof Stanowski z "Weszło". Osoby te mają mieć bliskie związki z Januszem Basałajem.

Greń odniósł się też do relacji świadków, którzy zakupili od niego bilety i opisali jego ubiór. Zrobił to w nietypowy sposób, prezentując na konferencji części garderoby, które rzekomo miał na sobie 29 marca. 

Działacz uważa, że cała sprawa ma na celu jego "ukrzyżowanie" i doprowadzenie do tego, by 9 czerwca na walnym zjeździe PZPN doszło do uchwalenia nowego statutu PZPN, który ma dać Zbigniewowi Bońkowi status "wiecznego prezesa". Cała akcja ma być elementem walki przed wyborami nowego szefa związku.

Na wniosek Grenia prawnicy zamierzają wytoczyć proces "Onetowi", "Weszło", "Przeglądowi Sportowemu" i "Super Expressowi", domagając się milionowego odszkodowania.  Prezes Podkarpackiego ZPN odniósł się też do wniosku Jana Tomaszewskiego. Poseł chce, by to prokuratura zajęła się "aferą biletową".

- Pan Tomaszewski to bliski znajomy prezesa Bońka, a jego córka pracuje w Polsacie. Ciekawe czemu, może jest ładną pogodynką - stwierdził. 

Greń nie zamierzał odpowiadać na pytania licznie zebranych dziennikarzy, odniósł się jedynie do wypowiedzi Piotra Żelaznego z "Rzeczpospolitej".

Piotr Żelazny: Linia obrony jest taka, że nie handlował pan biletami i to manipulacja.

Kazimierz Greń: Pan już mnie skazał i ukrzyżował.

Więcej na ten temat: Polska PZPN Kazimierz Greń