Bartosz Frankowski zdradza kulisy skandalu. „Panowie podjechali samochodem...”

2024-08-06 19:55:56; Aktualizacja: 4 godziny temu
Bartosz Frankowski zdradza kulisy skandalu. „Panowie podjechali samochodem...” Fot. FotoPyK
Dawid Basiak
Dawid Basiak Źródło: TVP Sport

Bartosz Frankowski w rozmowie z TVP Sport zabrał głos w sprawie skandalicznej sytuacji, w której brał on udział wraz z Tomaszem Musiałem przed meczem eliminacji Ligi Mistrzów w Lublinie. Opowiedział on także o kulisach tego nieodpowiedzialnego incydentu.

We wtorek Jakub Kłyszejko z TVP Sport podzielił się informacją o skandalicznej sytuacji, w której główną rolę odegrało dwóch znanych polskich sędziów. Mowa tu o Bartoszu Frankowskim oraz Tomasze Musiale, którzy tego samego dnia mieli pracować przy systemie VAR podczas meczu eliminacji do Ligi Mistrzów pomiędzy Dynamem Kijów a Rangers FC.

No właśnie mieli, ale ostatecznie nie zostali nawet dopuszczeni, a ich miejsce zajęli Tomasz Kwiatkowski oraz Paweł Malec. Powód? Otóż w nocy z poniedziałku na wtorek Frankowski i Musiał zostali zatrzymani przez lubelską policję, mając w organizmie około 1,7 promila alkoholu. Może nie byłoby z tego tak dużej afery, gdyby nie fakt, że jednocześnie ukradli oni znak drogowy, z którym następnie dumnie maszerowali przez miasto.

Polski Związek Piłki Nożnej opublikował w tej sprawie oficjalne oświadczenie i niewykluczone, że niebawem obaj pożegnają się ze swoimi zawodowymi umowami. Przepraszający komunikat wydał także Musiał, natomiast wieczorem we wtorek na TVP Sport pojawił się wywiad z drugim bohaterem skandalu, a więc Frankowskim, który podzielił się kulisami tego zajścia.

- W zasadzie do teraz próbuję znaleźć słowa, które dostatecznie oddadzą to, jak bardzo żałuję, że do tego zajścia doszło i jak bardzo jest mi przykro. Mam świadomość, że jednym takim występkiem przekreśliłem 22 lata pracy z gwizdkiem i budowania pozycji. Była to głupota, ułańska fantazja, nawet nie wiem, jakiego użyć określenia. Powinienem w spokoju przygotowywać się do meczu i nigdzie nie chodzić. Pewnie wtedy nic by się nie wydarzyło - powiedział.

Frankowski opowiedział także o kluczowym momencie, w którym na miejscu pojawiła się interweniująca policja.

- Panowie podjechali samochodem. Z tego co później przekazał mi jeden z policjantów, nasza eskapada została zauważona na monitoringu. Poproszono o interwencję. Chciałbym, aby to wybrzmiało, że nie zachowywaliśmy się w żaden sposób agresywnie. Były to głupie żarty. Nie podejrzewaliśmy, że to może zostać tak odebrane. Nie mieliśmy złych intencji. Ten znak to była idiotyczna zabawa… Teraz, jak patrzę na to wstecz, nie był to rozsądny pomysł - oznajmił.

Taki wybryk najprawdopodobniej będzie wiązał się z poważnymi konsekwencjami, z czym jest on pogodzony.

- Zdaję sobie sprawę, jaka może być kara. Wiem, że czekają mnie konsekwencje za to, co zrobiłem i jak najbardziej się z tym liczę. Powiedziałem panu Mikulskiemu, że pokornie przyjmę każdą decyzję. Teraz mogę jedynie raz jeszcze wszystkich przeprosić… - podsumował.

Cała rozmowa z Bartoszem Frankowskim jest dostępna tutaj.