W 2013 roku Artur Boruc został zaskoczony przez Asmira Begovicia w meczu Premier League. Bośniak kopnął piłkę z odległości 91,9 metra, a słynny już wiatr na Britannia Stadium (dziś Bet365 Stadium) sprawił, że Polak nie zdołał przewidzieć zachowania futbolówki i musiał następnie wyciągać ją z bramki.
10 miesięcy później ówczesny gracz Stoke City znalazł się w księdze rekordów Guinnessa. Przy jego nazwisku zapisano gola strzelonego z największej odległości. To już jednak przeszłość.
Od dzisiaj oficjalnie rekordzistą jest Tom King, który we wtorkowej konfrontacji na poziomie League Two z Cheltenham Town (1:1) wpisał się na listę strzelców. Piłka pokonała 105 jardów, a więc 96,01 metra.
Bramkarz Newport County nie kryje radości z tego faktu.
– Jestem przekonany, że będzie mówiło się o tym jeszcze długo. Ja osobiście jestem dumny i wiem, że moja rodzinna również poczuje to, co ja. Nawet o czymś takim nie marzyłem, ale teraz mam nadzieję, że już nigdy nikt mnie nie przebije, a ja będę mógł pochwalić się tym dokonaniem wnukom – oznajmił podekscytowany Walijczyk.
25-latek na swoim koncie ma kilka powołań do walijskiej kadry narodowej, ale jak dotąd jeszcze w niej nie zadebiutował. Jego dorobek z trwającego sezonu to siedem spotkań, trzy czyste konta i oczywiście jedno trafienie, które z pewnością zapamięta na bardzo długo.