Dookoła Euro: Wrocław ze smutkiem, kacem i śmieciami na ulicach

Wrocław wczoraj pożegnał się z Mistrzostwami Europy. Piłkarze do stolicy Dolnego Śląska już nie zawitają, a i samo pożegnanie wypadło fatalnie. Jak wygląda miasto po sobotniej porażce biało-czerwonych i jakie panują w nim nastroje?

Jeszcze wczoraj miasto żyło nadzieją. Napięcie wyczuwalne było już od piątku, ale prawdziwy szał zaczął się w sobotnie przedpołudnie. Kibice zjechali z całej Polski, by dopingować naszą kadrę. Równie dużo było Czechów. Wszyscy razem przekomarzali się i cieszyli na wieczorne spotkanie. Gdy pytałem czeskich kibiców jaki wynik, mówili mi „Uvidim, uvidim, 2:0 dla nas!”. Na to stojący obok mnie kibice zaczęli się śmiać: „Uvidicie, uvidicie, Polska wygra mecz!”. No tośmy uvidieli…

Mecz każdy widział, więc można tylko zacytować zabawne przysłowie „koń jaki jest, każdy widzi”. A nasz biało – czerwony koń w tym spotkaniu niestety najlepiej nie wyglądał. Atmosfera jednak była wspaniała. Cały wrocławski Rynek dosłownie zalany był morzem kibiców, którzy byli dosłownie wszędzie. Nie zniechęciła ich nawet ulewa, która przeszła przez całe miasto. Szkoda tylko, że za doping nie przyznają wygranych, bo już dawno bylibyśmy mistrzami świata i Europy.

Po ostatnim gwizdku kibice pogrążyli się w smutku. Nosy zwieszone na kwintę, spojrzenia wbite w ziemię i niedowierzanie. A do tego smutek i zwyczajna złość kibica, że znowu się nie udało, że kolejny raz nie wychodzimy z grupy. Inne nastroje mieli czescy kibice, którzy do końca nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Dla nich ta noc była wyjątkowo radosna. Strugami lało się piwo, a okrzykom radości nie było końca. Polacy też pili, ale ze smutku. Niektórzy rozchodzili się do domów, inni dysputowali na temat tego, jak można było przegrać taki mecz.

Takie nastroje utrzymywały się aż do rana. Gdy spacerowałem rano w okolicach Rynku, pobliskiego placu Dominikańskiego, czy ulic Kazimierza Wielkiego i Podwala, miałem wrażenie, że widzę krajobraz po wojnie, a nie po futbolowym meczu. Na ulicach widać było kibiców, którzy niekiedy całą noc spędzili w centrum. Czasem śpiąc „pod chmurką”, a czasem po prostu przy piwie dyskutując o porażce aż do rana. Przeważały smutne głosy. Nawet ludzie, dla których niedzielny poranek oznacza wyjście do pracy, nie mieli najlepszych humorów. Ich spojrzenia były zamyślone, jakby nieobecne. Nieobecni byli też ci, którzy nie wytrzymali trudów pomeczowej atmosfery i leżeli na ulicach i spali. Po takich szybko przyjeżdżał ambulans. Jednak takich wypadków nie było zbyt wiele.

Wiele za to pozostało śmieci na ulicach. Służby porządkowe dwoiły się i troiły (być może w tej chwili nadal to robią), by uprzątnąć to wszystko, co pozostało po wczorajszym wieczorze. W przewadze torebki po chipsach, plastikowe opakowania, niedopałki papierosów i puszki po piwie. Gdzieniegdzie poniewierały się też szaliki. – Zawsze po imprezach masowych mamy dużo roboty, ale czegoś takiego dawno nie widziałam – mówi pani Irena, która zajmuje się doprowadzaniem miasta do porządku.

Wrocław pożegnał Euro porażką naszych piłkarzy, jak również smutkiem i w pewnym sensie niesmakiem, który z pewnością potrwa jeszcze kilka dni. Po tym wszystkim, podobnie jak i w naszej kadrze, w mieście pozostał całkiem spory bałagan. Ale po każdej burzy wychodzi słońce, tak samo jak i dla smutnego dziś Wrocławia, jak i, miejmy nadzieję, dla naszej reprezentacji.